Może nie jest to arcydzieło, ale czy każdy film musi nim być? Być może nie jest to nawet świetny film, ale trzeba przyznać, że jest dobry, jak na swój gatunek - paranormal romance. Muzyka jest klimatyczna, kolory przyjemnie oziębłe, pasujące do opowieści.
Sama Kristen Stewart może nie dała tutaj wielkiego popisu i może być irytująca, ale w sumie pasuje do tej postaci. Należy pamiętać, że książkowa Bella była nieco nijaka i "awkward" - przynajmniej patrząc z boku.
Natomiast Robert Pattinson zagrał tutaj naprawdę nieźle, biorąc pod uwagę literacki pierwowzór. Z jego twarzy można wyczytać wszystko, co się dzieje z bohaterem w środku, np. wtedy gdy odczytywał śmieszne myśli koleżanek Belli - można mówić, że kamienna twarz, że sztywna gra - ale tak się właśnie zachowywał Edward w stosunku do ludzi, zwłaszcza Belli.
Znając książkę i oglądając film nie pod kątem "ojej, muszę obejrzeć to g*wno, wszyscy się śmieją, to ja też mogę się pośmiać", ale normalnie, obiektywnie, jak film dla rozluźnienia, a nie Wielkiej Sztuki, można powiedzieć, że Zmierzch daje radę.