Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Cz%C5%82owiek%2C+kt%C3%B3ry+nie+stworzy%C5%82+Myszki+Miki-102788
PERSONA

Człowiek, który nie stworzył Myszki Miki

Podziel się

Walt Disney to artysta, który w społecznej świadomości zbyt mocno zrósł się ze swoją legendą oraz ze studiem, które stworzył.

Życiorysy ludzi kina bywają niekiedy ciekawsze niż ich twórczość. Na styku magii ekranu i prozy życia kryje się prawda o artyście. W dziale "Persona" będziemy jej szukać – wytrwale, niczym Philip Marlowe i Fox Mulder razem wzięci.

Młot na "czerwonych", zatwardziały rasista, rozhisteryzowany antysemita, pełnoetatowy mason, aktywny działacz pronazistowskich organizacji, złodziej pomysłów, wyrachowany hipokryta. Oto utkany z mitów Walt Disney, artysta, który w społecznej świadomości zbyt mocno zrósł się ze swoją legendą oraz ze studiem, które stworzył
– niegdyś mieszczącym się na kilkunastu metrach kwadratowych biurem, dziś międzynarodową, obracającą miliardami dolarów korporacją.

Pierwsze pieniądze za rysunek Disney zainkasował już jako kilkulatek. Dziecięce zajęcie okazało się całkiem intratne, bowiem sąsiad, emerytowany lekarz, chętnie płacił mu za wykonywane z entuzjazmem szkice. Etap dorastania w środkowych Stanach był dla Disneya-artysty formacyjny także z innego względu. Prócz odkrycia w sobie pielęgnowanej wytrwale smykałki do ołówka i kredek chłopak zafascynował się koleją – przykładał nawet ucho do torów, nasłuchując nadjeżdżającego pociągu – co znalazło odbicie w jego pracach. Uczęszczał też do Kansas City Art
Institute, gdzie szlifował swój warsztat, a także, dzięki koledze z podwórka, zainteresował się kinem. Parę kroków od domu rodziny Disneya znajdował się park rozrywki Electric Park, w którym Walt był częstym gościem; jego układ, a także pewne rozwiązania technologiczne i marketingowe zainspirują po latach projekt Disneylandu. Po przeprowadzce do Chicago piętnastoletni Disney kontynuował wieczorowo naukę rysunku i zaangażował się w działalność propagandowo-patriotyczną, wymyślając dla szkolnej gazetki komiksowe paski o tematyce wojennej. Był w końcu rok 1917. Do armii, choć próbował, nie dołączył ze względu na zbyt młody wiek, ale po zawieszeniu broni spędził rok we Francji jako kierowca karetki Czerwonego Krzyża. Po powrocie do kraju brat załatwił Disneyowi pracę grafika w agencji reklamowej. Tam Walt poznał człowieka, który stworzył Myszkę Miki – rysownika Uba Iwerksa.

Dwóch młodych artystów na dorobku połączyła przyjaźń i rychło poszli na swoje. Wiodło im się ze zmiennym szczęściem, lecz gdzie podążał Disney, tam szedł i Iwerks. Zlecenia przychodziły i odchodziły, kontrahenci raz skakali z radości, raz kręcili nosem, aż utalentowany duet znalazł prawdziwą miłość – animację. Rozochocony sukcesami swoich pierwszych kreskówek, które zgodzono się wyświetlać w lokalnym kinie, Disney założył specjalizujące się w krótkich filmach animowanych Laugh-O-Gram Studio, w którym zatrudnił oczywiście Iwerksa. Niestety, firma dość prędko utonęła w długach. Sam Disney zmuszony był mieszkać w swoim gabinecie, kąpieli zażywając raz w tygodniu na pobliskim dworcu kolejowym. Po dotkliwej porażce biznesowej, przymuszony okolicznościami, Disney wyniósł się do Hollywood, aby spróbować szczęścia raz jeszcze. Po zdobyciu okupionego niemałym trudem pierwszego kontraktu, w 1923 roku ambitny producent i scenarzysta ściągnął na Zachodnie Wybrzeże Uba Iwerksa.

Przez kolejnych pięć lat Disney Brothers Studio zarabiało głównie na serii "Alice Comedies" traktującej o tytułowej dziewczynce – granej przez żywą aktorkę – eksplorującej bogaty świat animacji. Disney poprosił jednak Iwerksa o stworzenie przebojowej rysunkowej postaci, która pozwoliłaby firmie na dalszy rozwój. Narodził się Oswald, szczęśliwy królik, którego przygody, realizowane samodzielnie przez Iwerksa, z miejsca stały się sukcesem. Dystrybutorem kreskówek, a zarazem właścicielem praw do postaci było jednak studio Universal. Na początku 1928 roku, podczas renegocjacji kontraktu, zaproponowano zaskoczonemu Disneyowi głodowe wynagrodzenie, którego ten nie mógł przyjąć. Firmę Disneya opuścili niemal wszyscy zatrudnieni rysownicy, nie wierząc, że ich szef jeszcze się podniesie po tak dotkliwej porażce. Pozostał przy nim jedynie Iwerks.
Nigdy nie pokazywał się z papierosem przy dzieciach, lecz za zamkniętymi drzwiami kopcił jak komin.
Bartosz Czartoryski

Trzeba było jednak ratować firmę. Iwerks wziął się do roboty i rysował bez wytchnienia humanoidalne żaby, psy, konie, krowy i koty (niektóre z tych projektów zostaną wykorzystane w późniejszych animacjach), lecz Walt odrzucał wszystkie jego propozycje. Artysta wygrzebał stare prace Disneya oraz innego rysownika, Hugh Hartmana, i odpowiednio, na modłę popularnego Oswalda, przerobił szkic przedstawiający... mysz. Pierwotnie nowemu bohaterowi studia nadano imię Mortimer, które jednak nie spodobało się żonie Disneya, Lillian, i czym prędzej zmieniono je na Mickey. Dzielna mysz szybko przeskoczyła w rankingach popularności dotychczas wiodącego prym Kota Feliksa i na początku lat trzydziestych wysunęła się na prowadzenie jako najpopularniejsza postać rysunkowa. Nazwisko Iwerksa pisano na planszach tytułowych większą czcionką niż Disneya, który wymyślał scenariusze i podkładał pod Mikiego głos. Iwerks nie wyrabiał się jednak z morderczym tempem pracy i czuł się niedoceniany przez przyjaciela, z którym coraz trudniej było mu się dogadać nawet w sprawach trywialnych. Firma Disneya otrzymała w 1930 roku poważny cios, kiedy Iwerks, skuszony propozycją konkurencji, zdecydował się założyć własne studio. Pozbawiony wyobraźni i przebojowości Walta nie odniósł jednak sukcesu na miarę Myszki Miki; do Disneya, który przyjął go z otwartymi ramionami, powrócił dopiero po dekadzie.

Nie zastanawiając się długo, Disney zatrudnił armię młodych zdolnych rysowników i produkował hit za hitem, odbierając swoje pierwsze Oscary za "Kwiaty i drzewa" oraz "Trzy małe świnki", komercyjny hit bez precedensu, oraz przedstawił widzom kolejne uwielbiane do dziś postacie – Kaczora Donalda, Goofy'ego i psa Pluto. Hossa trwała, lecz studiu i tak wieszczono rychły upadek z powodu, jak się wydawało, wielce nierozważnej zachcianki Disneya, któremu wymarzyła się pełnometrażowa wersja "Królewny Śnieżki i siedmiu krasnoludków". Rodzina próbowała wyperswadować Waltowi ten pomysł, a pracownicy stukali się w głowę. Pieniądze skończyły się po trzech latach prac, w 1937 roku, i widmo bankructwa ponownie zajrzało mu w oczy. Disney biegał do potencjalnych pożyczkodawców z roboczą kopią filmu, zachęcając do dokonania inwestycji. Tym, którzy się na nią zdecydowali, opłaciła się – premierowy pokaz "Królewny..." z dwudziestego pierwszego grudnia nagrodzono owacją na stojąco. Disney tryumfował, a film animowany wkroczył w swoją złotą erę.

Lecz ani "Fantazja", ani "Pinokio" – oba filmy wprowadzone do kin w 1940 roku – nie osiągnęły pożądanego wyniku finansowego, nie przynosiły zysków również emitowane podczas wojny propagandowe krótkie metraże. "Bambi" także nie sprzedało się zbyt dobrze. Disney odkuł się co prawda na paru filmach o niższych budżetach, ale kolejnym pełnometrażowym przebojem okazał się dopiero "Kopciuszek" z 1950 roku. Walt uznał, że czas podbić nowe lądy i zamiast wypowiadać telewizji, odciągającej od kin coraz większą rzeszę widzów, wojnę, zajął się produkcją programów przeznaczonych na mały ekran (jak "Disneyland", którego był prezenterem, czy późniejszy "Klub Myszki Miki", przełomowy program dla dzieci emitowany przez przeszło czterdzieści lat). Studio Disneya zajęło się także realizacją pełnometrażowych filmów aktorskich, a sam założyciel firmy nadzorował pracę nad otwarciem wymarzonego przez siebie jeszcze w dzieciństwie Disneylandu, do czego doszło siedemnastego lipca 1955 roku. Filmy rysunkowe, na których Walt zbudował swoją potęgę, spadły na dalszy plan. Disney do ich produkcji oddelegował ekipę zaufanych pracowników, nazywanych przez niego "dziewięcioma staruszkami"; zdecydował też o zamknięciu działu zajmującego się krótkimi animacjami. Zwieńczeniem kariery Disneya był sukces musicalowej adaptacji serii powieści "Mary Poppins" australijskiej pisarki P.L. Travers, która zarobiła przeszło sto milionów dolarów przy budżecie zaledwie sześciu.

Nigdy nie pokazywał się z papierosem przy dzieciach, lecz za zamkniętymi drzwiami kopcił jak komin. Podczas rutynowego prześwietlenia pod koniec 1966 roku u Disneya wykryto nowotwór w lewym płucu. Mimo usunięcia zarażonego organu twórca filmowego imperium zmarł po około miesiącu, dziesięć dni po swoich sześćdziesiątych piątych urodzinach. I jeszcze w tym samym dniu narodziła się pierwsza legenda z nim związana, rodem z "Obywatela Kane'a". Otóż ostatnimi słowami napisanymi przez Disneya na kartce miało być imię i nazwisko młodziutkiego aktora, który dołączył do stajni Klubu Myszki Miki, niejakiego... Kurta Russella. Sam zainteresowany potwierdził te rewelacje, lecz znalazło się także paru bliskich współpracowników Disneya zarzekających się, iż nie sposób określić, która z zapisanych i pozostawionych na biurku ich szefa notatek została skreślona jako ostatnia.
snowwhite.jpg

Kolejna plotka, która narodziła się po jego śmierci funkcjonuje po dziś dzień, choć jest oczywiście nieprawdą, jakoby Disney kazał się zamrozić, oczekując na wynalezienie leku na raka; to prawdopodobnie makabryczny żart jego ekipy. Do pierwszego podobnego eksperymentu z hibernacją doszło miesiąc po śmierci Disneya, co mogło zainspirować biurowych żartownisiów. Co zaś z antysemityzmem i oskarżeniami o rasizm? Fakt, u Disneya gościła Leni Riefenstahl, nadworna reżyserka Adolfa Hitlera; Walt był zachwycony jej talentem i swojego zaproszenia nie odwołał nawet po wydarzeniach Kryształowej Nocy. Sam jednak na wyjazd do Niemiec, gdzie miano specjalnie dla niego wyświetlić "Olimpiadę", się nie zdecydował. Istotnie należał do antykomunistycznej i antysemickiej organizacji Motion Picture Alliance for the Preservation of American Ideals, od której jednak później się zdystansował, przez większość życia zachowując apolityczność. Disney był człowiekiem niewrażliwym rasowo, jak wielu mu współczesnych, i zawarte w jego animacjach niepoprawne z dzisiejszego punktu widzenia żarty traktował nonszalancko. Zatrudniał i animatorów pochodzenia żydowskiego, i azjatyckiego, wystarał się też o Oscara dla czarnoskórego aktora Jamesa Basketta.


Niedawno na Facebooku krewna Disneya, Abigail, przyznała, iż jej prastryj jest postacią co najmniej kontrowersyjną, wyrzucając mu mizoginię i rasizm. Swój wywód skonkludowała jednak słowami: "Robił przy tym cholernie dobre filmy, a jego praca uszczęśliwiła miliardy ludzi, nie da się temu zaprzeczyć".
31