Piotr Czerkawski

Wariacje Kunderowskie – żegnamy autora "Żartu"

Hotspot
/fwm/article/Wariacje+Kunderowskie+%E2%80%93+%C5%BCegnamy+autora+%22%C5%BBartu%22+FILMWEB-151467 Getty Images © Eamonn M. McCormack
Filmweb A. Gortych Spółka komandytowa
https://www.filmweb.pl/fwm/article/Jack+Bauer+%E2%80%93+reaktywacja%2C+czyli+%2224+godziny%3A+Jeszcze+jeden+dzie%C5%84%22-104714
W NASTĘPNYM ODCINKU

Jack Bauer – reaktywacja, czyli "24 godziny: Jeszcze jeden dzień"

Podziel się

"24 godziny" wpisywały się w nurt seriali o Ameryce wspaniałej i silnej, która musi bronić się przed inwazją barbarzyńców.

Seriale to literatura epicka naszych czasów. Podczas gdy kino często zatrzymuje się w pół kroku, one idą coraz dalej i wciąż przesuwają granicę tego, co w głównym nurcie dozwolone. Bywa, że sami boimy się tego, co czeka na nas w następnym odcinku.

"24 godziny" wpisywały się w nurt seriali opowiadających o Ameryce wspaniałej i silnej, która musi bronić się przed inwazją barbarzyńców, sięgając do wszelkich dostępnych sposobów. Pamięć o tragedii 11 września przydawała serialowi atrakcyjności, a tocząca się debata o wojnie z terroryzmem czyniła serial Joela Surnowa i Roberta Cochrana jedną z najbardziej aktualnych produkcji amerykańskiej telewizji.

Już jest. Nie było go prawie cztery lata, ale dziś powraca. Jack Bauer znów ma twarz Kiefera Sutherlanda, czarną skórzaną kurtkę i tyle determinacji, że mógłby nią obdzielić Johna Rambo i Johna McClane'a ze "Szklanej pułapki". Niestety, po wydarzeniach ostatniego sezonu Ameryka uznała go za wroga publicznego i urządziła na niego polowanie z nagonką. Oskarżony o terroryzm Jack Bauer ukrywa się w Anglii, ale kiedy trzeba, wychodzi z ukrycia, by raz jeszcze uratować świat (czytaj: Amerykę, czytaj: jej prezydenta). I choć przez pierwszych trzydzieści minut nowej serii Bauer w ogóle się nie odzywa, kryjąc się za miną nieustępliwego twardziela, każdy, kto spędził z nim choćby 24 godziny, doskonale wie, że intencje ma szlachetne, a zarzuty, jakie stawiają mu serialowi oponenci, wyssane są z palca. Bo choć ciało Jacka Bauera naznaczone jest bliznami po postrzałach, dźgnięciach, cięciach i torturach, on sam pozostaje człowiekiem bez skazy.

W cieniu WTC

Może nie do końca bez skazy. Jego ocena zależy bowiem od punktu widzenia – dokładniej zaś, od liberalnych lub republikańskich identyfikacji oceniającej go publiczności. Serial o przygodach dzielnego agenta już trzynaście lat temu stał się głosem w publicystycznym sporze o wizje patriotyzmu i papierkiem lakmusowym pokazującym stosunek widzów do państwa, terroryzmu i praw człowieka. Gdy pierwszy sezon trafił na ekrany telewizorów, społeczeństwo amerykańskie żyło tragedią World Trade Center z września 2001 roku; twórcy "24 godzin" musieli odpowiedzieć na ich oczekiwania.

"24 godziny" stanowiły głos w debacie telewizyjnych jastrzębi i gołębi, republikanów i demokratów, tych, dla których najważniejsze było bezpieczeństwo Ameryki i tych, którzy nade wszystko przedkładali prawa człowieka. Jack Bauer wybierał Amerykę i bronił jej, nie zważając przy tym na międzynarodowe konwencje i polityczną poprawność. Stając do walki z terroryzmem, nie wahał się sięgać po tortury. Liberalnym intelektualistom nie mogło się podobać, że twórcy serialu rozgrzeszają Guantanamo, wycierając sobie gęby frazesami o patriotyzmie i wojnie sprawiedliwej, ale publiczność prawicowego FOX-a była zachwycona. Tym bardziej że po 11 września producenci serii włączyli się – raczej z odruchu serca niż w ramach marketingowej strategii – w akcje charytatywne, z których dochody przekazywane były rodzinom ofiar z WTC.
 
Jack Bauer i gołębie pokoju


Przez kolejne lata Bauer radził więc sobie z telewizyjną konkurencją, atakami chemicznymi i biologicznymi, podlegał radioaktywnemu napromieniowaniu, przyjmował kule, stawiając czoło islamskim terrorystom, rosyjskim mafiosom, wrogim agencjom i hakerom. Pamięć o tragedii 11 września przydawała serialowi atrakcyjności, a tocząca się debata o wojnie z terroryzmem czyniła serial Joela Surnowa i Roberta Cochrana jedną z najbardziej aktualnych produkcji amerykańskiej telewizji.

"24 godziny" wpisywały się w nurt seriali opowiadających o Ameryce wspaniałej i silnej, która musi bronić się przed inwazją barbarzyńców, sięgając do wszelkich dostępnych sposobów. Takie seriale jak "Jednostka" czy "Poślubione armii" z jednej strony gloryfikowały amerykańską siłę militarną i krzepiły skołatane serca, z drugiej zaś – były apelem o jedność i społeczną solidarność. Produkowane przez telewizje FOX czy państwową CBS patriotyczne serie miały zresztą ideologicznych konkurentów. Wywodzili się oni głównie z elitarnych kablówek – HBO i Showtime. Kierowane do wykształconej klasy średniej stacje były liberalnymi głosami w amerykańskim domu. Podczas gdy prawicowi fani Jacka Bauera z lubością przyglądali się, jak ten podtapia wrogów narodu i kaleczy niedoszłych terrorystów, publiczność lesbijskiego "Słowa na L" (produkowanego przez Showtime) była oburzona, gdy jedna z bohaterek serialu podważała argumenty tych, którzy krytykowali wojnę w Iraku.
 
Czas, który pozostał

Twórcy "24 godzin" z jednej strony wykazywali się politycznym koniunkturalizmem, z drugiej zaś rzucali publiczności wyzwanie, proponując jej filmową formę, jakiej nigdy wcześniej nie było na małym (ani dużym) ekranie.
Twórcy "24 godzin" rzucali publiczności wyzwanie, proponując jej filmową formę, jakiej nigdy wcześniej nie było na małym (ani dużym) ekranie.
Bartosz Staszczyszyn

Surnow i Cochran  jednym z bohaterów swojego serialu uczynili zegar – co jakiś czas pojawiał się na ekranie, by pokazać, ile czasu zostało Jackowi na powstrzymanie terrorystów, a widzom – ile minut pozostało do końca odcinka. Tykający zegar stał się symbolem ich serii – pierwszej telewizyjnej opowieści, w której wydarzenia przedstawiane były w czasie rzeczywistym. Dwadzieścia cztery (niespełna) godzinne odcinki każdorazowo przedstawiały jedną dobę z życia agenta. Minuta po minucie śledziliśmy jego poczynania, a także kolejne ruchy jego wrogów. Jedynym momentem wytchnienia dla twórców były reklamowe bloki, dzięki którym udawało się zapełnić parę minut czasu antenowego.

Seria Foxa stawiała przed scenarzystami ogromne wyzwanie – w pierwszym odcinku musiało nastąpić fabularne trzęsienie ziemi, a przez kolejne 23 godziny napięcie musiało raczej rosnąć, niż spadać. Scenarzyści nie mogli pozwolić sobie na wycieczki do przeszłości i przyszłości bohaterów – to, co widzieliśmy na ekranie, musiało dziać się tu i teraz, składając się na jedną dobę z życia serialowych postaci. Nic więc dziwnego, że szpikując swój serial  fabularnymi atrakcjami, twórcy czasem przekraczali granice prawdopodobieństwa i ocierali się o autoparodię. Ale nawet to było elementem sensacyjnej konwencji, którą fani kupowali, prosząc o więcej.

Narracja czasu rzeczywistego to nie wszystko, co mieli do zaproponowania Surnow i Cochran. Twórcy "24 godzin" jako pierwsi w amerykańskim serialu tak odważnie sięgnęli po technikę dzielenia ekranu na części, by pokazywać symultaniczność serialowych wydarzeń. Obok klasycznie montowanych sekwencji znajdowaliśmy i takie, które rozbite były na kilka mniejszych "ekranów". Dzięki nim mogliśmy śledzić działania Jacka Bauera, terrorystów, których szyki chciał pokrzyżować, i polityków – przyszłe ofiary zamachów. Kilka lat później "ekrany w ekranie" próbowali wykorzystywać twórcy filmów sensacyjnych, ale – jak można było zobaczyć w "8 częściach prawdy" – nie do końca udawało się im wykorzystać serialową formułę z "24 godzin".

Wszystkie wcielenia Jacka Bauera

O ile twórcom filmowym nie udało się przenieść na wielki ekran formalnego schematu "24 godzin", o tyle do filmowego świata trafił bohater serialu. Po kilku latach emisji serial cieszył się wielomilionową rzeszą fanów, a Jack Bauer stał się w ten sposób dochodową marką. Producenci z telewizji FOX co jakiś czas odcinali kupony od jego popularności, a "24 godziny" doczekały się różnorodnych inkarnacji. Był miniserial, dwugodzinny telewizyjny thriller (także rozgrywający się w czasie rzeczywistym) "24 godziny: Wybawienie", ośmioodcinkowy animowany serial "Dzień zero", prequele zapowiadające wydarzenia kolejnych sezonów (zrealizowane dla 4., 5. i 6. części serii), gra komputerowa o przygodach Jacka Bauera i telewizyjne spin-offy serialu.

Kiedy w maju 2010 roku emitowano ostatnie odcinki ósmego sezonu "24 godzin", Kiefer Sutherland przyznawał, że rola Jacka Bauera jest jego życiową kreacją. Nie była to jedynie PR-owa zagrywka. Dla Sutherlanda rola w "24 godzinach" była powrotną przepustką do aktorskiej ekstraklasy. W 2002 roku dostał za swoją rolę Złotego Globa, a w 2006 – nagrodę Emmy (na przestrzeni lat serial dostał aż 68 nominacji i 20 statuetek). W latach największej świetności serialu Sutherland inkasował 500 tysięcy dolarów za jeden odcinek, czyli 12 milionów za jeden sezon produkcji. Nieźle jak na aktora, którego wcześniejsze lata były raczej kryzysem aktorskiej i ekonomicznej formy (kto widział nieszczęsne "Pompeje", wie, że także dziś z formą Sutherlanda bywa różnie).

W 2013 roku popularność serialu Foxa postanowił wykorzystać także Anil Kapoor (gospodarz talk-show ze "Slumdoga. Milionera z ulicy" Danny'ego Boyle'a). Popularny hinduski aktor kupił prawa do serialowego remake'u i sam wcielił się w postać Jaia Singh Rathoda, który przenosi metody Bauera na azjatycki grunt, walcząc z miejscowym terroryzmem. I znów – jak w przypadku oryginalnego serialu Surnowa i Cochrana – twórcy hinduskiej serii czynili punktem wyjścia rzeczywiste zamachy bombowe. Tak jak Amerykanie w swym serialu prowadzili dialog ze społeczeństwem doświadczonym przez tragedię z 11 września 2001 roku, tak Hindusi nawiązywali do krwawych zamachów z Bombaju z 2011 roku. Przypominając o nich, jednocześnie legitymizowali radykalne działania serialowego agenta i sprawiali, że jego przygody wydawały się bardziej aktualne. Szkoda, że hinduski serial nie trafił do międzynarodowej dystrybucji, bo mógłby być przyczynkiem do interesujących studiów porównawczych i nie lada gratką dla fanów Jacka Bauera.

Serial w czasach Netfliksa
Jack-Bauer-Taser-24-Season-7-Ep11.jpg

Ci ostatni dziś nie muszą już tęsknić za ulubionym bohaterem. Po czteroletnim oczekiwaniu dostaniemy 12 godzin ("24: Jeszcze jeden dzień" mają się składać z dwunastu, a nie dwudziestu czterech odcinków) wspólnej podróży, podczas której będziemy przenosić się między kontynentami i kibicować Jackowi w walce ze złem tego świata. Pozostaje tylko żałować, że producenci serialu, którzy przed laty potrafili postawić na zupełnie nowatorską formę, tym razem nie poszli z duchem czasu i nie udostępnili na raz całego sezonu "24: Jeszcze jeden dzień". W epoce, gdy Netflix udostępnia jednego dnia całe sezony "House of Cards", "Orange Is the New Black" czy "Dochodzenia" (już wkrótce!), tygodniowe oczekiwanie na kolejny odcinek przygód Jacka Bauera okazuje się przykrym doświadczeniem.

Kilka dni po emisji premierowych odcinków "24: Jeszcze jeden dzień" amerykańscy krytycy wystawili serialowi pochlebne opinie. W serwisie Metacritic, uśredniającym oceny różnych krytyków, produkcja Foxa osiągnęła bardzo przyzwoite 70 na 100 punktów. Nawet ci spośród dziennikarzy, którzy serial krytykowali, nie kryją satysfakcji z powrotu jednego z najbardziej charakternych serialowych bohaterów. Bo "24: Jeszcze jeden dzień" to dziś podróż sentymentalna. Nawet jeśli jako miłośnicy serii potrafimy przewidzieć, w jaką ścieżkę skręci kolejny odcinek, to najważniejsza jest przyjemność ponownego spotkania z agentem, co nie kłania się kulom ani międzynarodowym konwencjom.
 

Premierowe odcinki "24: Jeszcze jeden dzień" już od 10 maja (godz. 22:00) na antenie telewizji FOX.
22