Co w kwietniu na Playerze? Od kina akcji po soft porno

https://www.filmweb.pl/news/Co+w+kwietniu+na+Playerze+Od+kina+akcji+po+soft+porno-141950
Co w kwietniu na Playerze? Od kina akcji po soft porno
źródło: materialy promocyjne

Player robi wszystko, aby jego podstawowy pakiet oferował coraz więcej tytułów z różnorodnego obszaru gatunkowego. Tym samym w kwietniu użytkownicy mogą wybrać zarówno filmy akcji, kino katastroficzne, komedię kryminalną, jak i polskie produkcje – jedna z nich to adaptacja popularnej powieści erotycznej, a inna biografia ważnej postaci historycznej. Zobaczcie, co możecie obejrzeć.



Samuel prowadzi beztroskie życie na Francuskiej Riwierze. Jednak wszystko wywraca się u niego do góry nogami, gdy nagle musi zaopiekować się córką Glorią, o istnieniu której nie wiedział. Mężczyzna zmienia się w dobrego, choć niekonwencjonalnego ojca, ale sielanka nie trwa zbyt długo. Kobieta, która zostawiła mu dziecko, nieoczekiwanie chce je odzyskać.
"Jutro będziemy szczęśliwi" Hugo Gelina to przykład kina, gdzie zastosowano całą gamę trików emocjonalnych, które mają widza rozbawić, rozwścieczyć i poruszyć. Nie brak tu akcji rodem z telenoweli – w pewnym momencie dzieje się tak wiele, że film niemal wymknął się twórcom spod kontroli, ale ten uroczy francuski komediodramat, będący remakiem meksykańskiego hitu "Instrukcji nie załączono", trzymają w ryzach znakomici Omar Sy i Gloria Colston. Ten pierwszy, znany z "Nietykalnych", jak zwykle przekonuje swoją charyzmą, a grająca jego córkę Colston zadziwia dojrzałością. Jeśli szukacie bezpretensjonalnej rozrywki, to film dla was.



Zośka (Olga Bołądź) jest wykształcona i atrakcyjna, ale nie wszystko wygląda u niej tak, jakby tego chciała. Ma kawalerkę na kredyt, jeździ samochodem z leasingu i ciągle nie może wywalczyć zasłużonego awansu. Pewnego dnia dostaje mocny cios od życia. Oszukana przez szefa traci pracę i reputację. Jednak ta sytuacja zmusza ją do działania. Wyłania się nowa, silna bohaterka, która chce wziąć z życia to, co jej się należy: miłość, przyjaźń, szacunek i satysfakcjonującą pracę. Przy okazji zamierza ukarać byłego szefa, pokazując mu, kto tak naprawdę jest słabą płcią.

Pierwowzorem dla tej komedii Krzysztofa Langa była powieść Katarzyny Grygi pt. "Suka". To przykład kina, które raczej niczego nie ryzykuje – ma być bezpiecznym i lekkim seansem dla masowej publiczności. Jednak nie oznacza to, że tego typu produkcje są pozbawione wszelkich walorów. "Słaba płeć?" funduje chociażby satyrę na pracę w korporacji i próbuje w pokrzepiający sposób pokazać widzom, że człowiek w każdej chwili może zmienić swoje podejście do życia. Nawet jeśli scenariusz jest najeżony dziwnymi rozwiązaniami, to cieszy na pewno ukazanie Warszawy jako miasta w pełni europejskiego. Fani talentów Piotra Głowackiego czy Piotra Adamczyka mogą być zadowoleni.


Laura, aby ratować rozpadający się związek, wyjeżdża na Sycylię. Tam poznaje młodego i przystojnego Massimo. Niebezpieczny mężczyzna, szef rodziny mafijnej, porywa ją i daje 365 dni na… pokochanie go. Nie ma prawdopodobnie osoby, która nie słyszałaby o tej adaptacji książki Blanki Lipińskiej. Krytycy uznali ten wyreżyserowany przez Barbarę Białowąs i Tomasza Mandesa obraz za niedorzeczną soft pornograficzną fantazję, gdzie wszystko obowiązkowo ocieka luksusem, a jego bohaterzy są wielbicielami drogich rzeczy.

Nie da się ukryć, że film był próbą stworzenia rodzimej "Pięćdziesiąt twarzy Greya", co sprawia, że sam w sobie jest dość specyficznym zjawiskiem, które jedni mogą zaliczyć do "guilty pleasure", drudzy do kategorii "tak złe, że aż dobre", a trzeci uznać za totalną szmirę. "365 dni" to produkcja, która jako jedna z nielicznych rzeczywiście zrobiła małą furorę poza naszymi granicami. To sam w sobie niegłupi powód, by sprawdzić, czym tak widzowie się podniecili. Zawsze też można zapoznać się z filmem, by na własne oczy doświadczyć jego niezamierzonego komizmu. Byli i tacy, którzy podkreślali, że przyjemnie się patrzy na Annę-Marię Sieklucką, odgrywającą Laurę. Wybór należy do was.


Akcja tej komedii kryminalnej dzieje się w Los Angeles lat 70. Podczas śledztwa dotyczącego zaginionej dziewczyny detektywi Holland March (Ryan Gosling) i Jackson Healy (Russell Crowe) wpadają na trop dużego spisku. "Nice Guys. Równi goście" to mus dla wszystkich fanów talentu Shane’a Blacka. Reżyser "Kiss Kiss Bang Bang" i scenarzysta takich filmów jak "Zabójcza broń", "Ostatni skaut" czy "Bohater ostatniej akcji" to ktoś, kto ma prawdziwą smykałkę do kina akcji, które iskrzy się od ostrego humoru. Nie dość, że Black czuje dialogi, to jeszcze potrafi wyciągnąć talent komediowy z aktorów, po których tego się nie spodziewaliśmy, czego przykładem jest kreacja Goslinga. W filmie znajdziemy charakterystyczną dla niego zabawę konwencją i inspiracje kinem lat 70., jak "Brudny Harry" czy "Chinatown". Blackowi i jego załodze z powodzeniem udało się odtworzyć obraz miasta, którego dawno już nie ma. A sama intryga zahacza o dobrze pokomplikowany noir. Warto już obejrzeć dla nieoczywistego, ale trafionego duetu, jakim są Gosling i Crowe.


Super zabójca nad super zabójcami John Wick znów nie ma wyboru i musi powrócić z emerytury. Na prośbę starego przyjaciela udaje się do Rzymu, by zmierzyć się z najbardziej niebezpiecznymi płatnymi zabójcami na świecie. To kończy się w jedyny możliwy sposób – krwawą jatką. Kontynuacja bardzo udanego "Johna Wicka" z 2014 r. zasłużenie zdobyła nawet lepsze recenzje. Film jest jeszcze bardziej komiksowy niż poprzednik, co tylko podziałało na jego korzyść, bo inscenizacje strzelanin i walk przypominają balet. W jeszcze większym stopniu niż w "Johnie Wicku" fabuła sequela została sprowadzona do minimum – tutaj wystarczy jedynie pretekst, który uruchamia niesamowitą machinę zniszczenia. Keanu Reeves po raz kolejny udowodnił, że jest perfekcyjnym modelem dla takiej rozrywki – słowa są zbędne, liczą się jedynie umiejętności. To kino, które stanowi żywy dowód na to, że odpowiednio wystylizowane i zrealizowane przegięcie ma sens. Jeśli ktoś jeszcze nie widział tego spektaklu, to powinien nadrobić – niewiele filmów akcji z poprzedniej dekady kopie tak mocno jak "John Wick 2".



Na zbudowanej w Zatoce Meksykańskiej platformie Deepwater Horizon dochodzi do awarii, która wkrótce doprowadza do serii eksplozji i pożaru. W tym samym czasie w Zatoce rozpoczyna się sztorm. Kapitan Mike Williams otrzymuje informację, że służby ratunkowe nie będą w stanie przyjść załodze z pomocą ze względu na ekstremalne warunki pogodowe. Wiedząc, że w każdej chwili może dojść do zatonięcia platformy, bohater stara się zrobić wszystko, by ocalić swoich ludzi.

Mniej więcej od czasu "Płonącego wieżowca" z 1974 r. większość hollywoodzkich filmów katastroficznych stara się przyciągnąć uwagę publiczności za sprawą dwóch atutów: rozmachu i gwiazdorskiej obsady. Nie inaczej jest w przypadku "Żywiołu" Petera Berga, który bez wątpienia przemówi do fanów konwencji – gdy akcja wkracza w swoją najważniejszą fazę, to widowiskowość i zarazem groza, jaką odmalowuje reżyser, robią wrażenie. A doborowi aktorzy (Mark Wahlberg, Kurt Russell i John Malkovich) po prostu robią swoje. Tego typu produkcje zawsze mają na celu przypomnieć nam, jak kruchy jest człowiek, gdy musi mierzyć się z różnymi żywiołami. I w tym przypadku obraz o Deepwater Horizon (oparto go na prawdziwej historii) się sprawdza.


Rodzina Jamesonów zostaje zmuszona do przeprowadzki do parku kempingowego. Pewnej nocy rozlega się pukanie do ich drzwi... Pod osłoną ciemności trzech zamaskowanych psychopatów składa im wizytę. Rodzina będzie zmuszona, by walczyć o przetrwanie. Sequel horroru "Nieznajomi" (2008) jest bardziej dynamiczny niż jego poprzednik, co samo w sobie stanowi spory atut. Reżyser Johannes Roberts nie traci zbytnio czasu na ekspozycje i utrzymuje dobre tempo narracji. Ani przez chwilę nie ukrywa też, że jest fanem slasherów z lat 80. Cechy tego zacnego nurtu poddał rzecz jasna nowoczesnej obróbce – "Nieznajomi: Ofiarowanie" to film przesadnie głośny, ma rwany montaż oraz raczy widza obrazami przemocy fizycznej i psychologicznej w bardziej nihilistycznym wydaniu. Jeśli ktoś lubi współczesny horror, to bez wątpienia znajdzie tu coś dla siebie.



"Piłsudski" rozpoczyna się w 1901 roku w szpitalu psychiatrycznym. Jednym z pacjentów jest więzień polityczny – Józef Piłsudski (Borys Szyc). Polskie podziemie niepodległościowe organizuje jego ucieczkę. Piłsudski wraca do żony (Magdalena Boczarska). Choć grozi mu niebezpieczeństwo, wraz z Walerym Sławekiem (Jan Marczewski), Witoldem Jodko-Narkiewicz (Marcin Hycnar), Aleksandrem Sulkiewiczem (Józef Pawłowski) oraz Aleksandrem Prystorem (Tomasz Schuchardt) rozpoczyna zażartą walkę o niepodległą Polskę.

Jakakolwiek filmowa biografia ważnej postaci historycznej musi spełnić jedną rzecz, by ustrzec się od bycia całkowitą porażkę – główna rola nie może być dennie zagraną postacią. Tym samym na barkach danego aktora spoczywa ogromny ciężar. "Piłsudski" Michała Rosy ma swoje problemy, ale trzeba oddać, że kreacja Borysa Szyca potrafi zaskoczyć temperaturą emocjonalną. Dobre wrażenie robi także drugi plan (Boczarska i Marczewski). To właśnie dzięki aktorstwu "Piłsudski" jest o wiele ciekawszym spektaklem od pocztówek w rodzaju "1920 Bitwy Warszawskiej".


Informacja sponsorowana

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones