Pięć Smaków 2025: Co oglądać? Nie przegapcie tych tytułów

Filmweb autor: /
https://www.filmweb.pl/news/Pi%C4%99%C4%87+Smak%C3%B3w+2025%3A+Nowo%C5%9Bci+i+klasyka.+Nie+przegapcie+tych+tytu%C5%82%C3%B3w-163868
Pięć Smaków 2025: Co oglądać? Nie przegapcie tych tytułów
Już dziś startuje jedno z najbardziej wyczekiwanych wydarzeń kinofilskiej społeczności, które niemal z marszu podbiło serca widzów: Festiwal Filmów Azjatyckich "Pięć Smaków". 19. edycja oferuje aż osiem sekcji: Nowe Kino Azji, Asian Cinerama, Japan 80S, K-Youth, Azjatyckie Sci-Fi, Focus: Migracje, Odrestaurowana Klasyka oraz Posmaki – czyli jak co roku zobaczymy nie tylko orientalne nowości, ale także wydeptującą ścieżki i wyznaczającą trendy klasykę.
    
Obok starannie wyselekcjonowanego repertuaru ponownie wysłuchamy prelekcji rozgryzających konteksty i przybliżających sylwetki twórców. Na pytanie: "Co warto obejrzeć?" odpowiedź brzmi oczywiście: "Wszystko!". Jest jednak kilka tytułów, obok których nie można przejść obojętnie. 


PIĘĆ SMAKÓW: CO OGLĄDAĆ?



NOWOŚCI:
"Zmartwychwstanie", "Tak Mówimy", "3670", "Manusan", "Dobre dziecko"

KLASYKA:
"Czerwone okulary", "Take Out", "Chilsu i Mansu", "Wakacje 1999", "Typhoon Club"

Azjatyckie Sci-Fi

"Zmartwychwstanie" jest bez wątpienia najważniejszym tegorocznym tytułem kina azjatyckiego. Bi Gan kolejny raz zabiera widzów do świata rozpiętego między jawą a snem, tym razem tworząc dzieło będące swoistym doświadczeniem, rezonujące zmysłami, porzucające kognitywne analizy na rzecz czucia. W swoim tekście z festiwalu w Cannes Maciej Satora o najnowszym obrazie jednego z czołowych chińskich reżyserów pisał: "Bi Gan w wielopiętrowym niedopowiedzeniu chwyta skomplikowaną naturę kina; nie tego, które jest na ekranie, ale tego ważniejszego, prawdziwszego, które w trakcie seansu przeżywamy w sobie. Co sprawia, że jedne seanse pamiętamy lepiej od drugich? Że niektóre znikają nam z głowy, kiedy inne dojrzewają w sercu, zamieniając się niepostrzeżenie w nasze własne doświadczenia, nasze własne historie? Zapewne to właśnie kwestia oglądania całym sobą przelewania obrazów nie tylko przez analityczny umysł, a pamięć, zatarte wspomnienia i ostre punkty przełomowe, konstytuujące to, kim naprawdę jesteśmy".


Japan 80S

Mamoru Oshii to twórca, którego miłośnikom kina azjatyckiego przedstawiać nie trzeba. Zanim poczęstował nas kultowym już dziś "Ghost in the Shell" (1995) kształtującym sposób myślenia o sztucznej inteligencji w kinie i będącym inspiracją dla wielu twórców, zrealizował "Czerwone okulary", dzieło wymykające się wszelkim definicjom. Artysta swoją opowieść rozpoczyna od krwawej jatki: oto Koichi, Midori i Soichiro – członkowie byłej jednostki specjalnej Kerberos walczą z łowcami głów o wolność. Ucieka tylko Koichi, zostawiając za sobą rannych przyjaciół. Po trzech latach powraca do Tokio, które zdążyło w czasie jego nieobecności zmienić swój kształt i zwyczaje. Autor zdjęć, Yousuke Mamiya, zmienia taśmę z kolorowej na monochromatyczną, dzieląc czas na "przed" i "po". W podróży po dusznej i mrocznej metropolii Koichi spotyka przeróżne postacie, a powracającym motywem jego wędrówki jest zdjęcie tajemniczej kobiety pojawiające się w przeróżnych miejscach. Japoński reżyser żongluje gatunkami, nie oferując widzom instrukcji obsługi do swojego dzieła, tworząc tym samym jeden z najbardziej surrealistycznych obrazów w dziejach. Bawi się czasem i przestrzenią, grając na nosie zarówno nam, jak i bohaterom, i nie robi sobie nic z przeskakiwania między komedią slapstickową, dramatem i suspensem. Co tu jest prawdą, co fantazmatem? Czy skąpane w czarno-białej kliszy Tokio to pole minowe w rozgrywce dobra ze złem, preludium do wysmakowanej zemsty, prośba o wybaczenie czy może czyściec, przez który musimy się przeczołgać, żeby osiągnąć zbawienie? Jedno jest pewne – w szalonej, nieprzewidywalnej zabawie konwencją, pozostawiającą widza bez tchu, Oshii nie ma sobie równych.


Asian Cinerama

Tak mówimy

Kan wo jintian zenme shuo
2024
2h 12m
"Tak mówimy" to jeden z obrazów bardzo szybko odnajdujących klucz do emocjonalnego epicentrum widza. Adam Wong zabiera publiczność do świata, do którego większość z nas nie ma dostępu: codzienności osób niesłyszących. Dwóch bohaterów, Wolfa (Neo Yau) i Alana (Marco Tsz Ho Ng), poznajemy kiedy obydwaj są jeszcze dziećmi, funkcjonującymi w przemocowym systemie edukacji zabraniającym im posługiwania się językiem migowym. Ten pierwszy jest dumny ze swojej odmienności, drugi zaś czeka na implant, mający pomóc mu wtopić się w społeczeństwo. Kiedy spotykamy ich ponownie po niemal dwudziestu latach, Alan jest jednym z ambasadorów elektronicznych protez słuchu, podobnie jak jego koleżanka Sophie (Suet-Ying Chung). Wolf zaś cały czas walczy z narracją traktującą głuchotę jako niepełnosprawność, podkreślając znaczenie języka migowego dla swojej społeczności. Jego zadziorność i odwaga powodują, że Sophie zaczyna kwestionować dotychczasowe wybory i coraz częściej przyglądać się swoim dłoniom. "Tak mówimy" to film podobnie jak "Plemię" Mirosława Słaboszpyckiego zostawiający pewne fragmenty nieprzetłumaczone, a zatem niedostępne, co odwraca tym samym role między słyszącymi a niesłyszącymi. Montażem dźwięku dorównuje "Sound of metal" Dariusa Mardera, a walką o swoje miejsce na ziemi – "Dzieciom gorszego Boga" Randy Haines. To przejmujący, a jednocześnie pozbawiony ckliwości, subtelny obraz o szukaniu – i odnajdywaniu – siebie, kształtowaniu tożsamości i pielęgnowaniu inności, jako wartości nadrzędnej.
 

Focus: Migracje

Zanim w 2019 roku bracia Safdie zabrali nas w klaustrofobiczną podróż po kręgach piekła w "Nieoszlifowanych diamentach", a Mary Bronstein w 2025 przeczołgała przez rejestry macierzyńskiego samo-zosiowania w "Kopnęłabym cię, gdybym mogła", syzyfowej pracy przyglądali się będący na początku swojej kariery Shih-Ching Tsou oraz legendarny już dziś Sean Baker. Wykradają oni dzień z życia Ming Dinga (Charles Jang), dostawcy chińskiego jedzenia przebywającego nielegalnie w Stanach Zjednoczonych. Ma on zaledwie dwadzieścia cztery godziny na spłacenie długu przemytnikom, dzięki którym znalazł się na Ziemi Obiecanej. Amerykański sen nie jest jednak zbyt wygodny do śnienia. Dzień tu to bezustanna gonitwa po urbanistycznym labiryncie, walka z pogodą (zdjęcia realizowane były w trakcie jednej z największych ulew w Nowym Jorku), klientami nieskorymi do dawania napiwków, a nade wszystko ze sobą – poczuciem braku nadziei i perspektyw. Surowa realizacja z ujęciami z ręki i kamerą przyklejoną bezustannie do bohatera, z naturszczykami i spontanicznymi scenami, wparta praktycznie zerowym budżetem przyniosła porażający autentycznością obraz systemu, nierówności społecznych i katorżniczej pracy pozwalającej jedynie przeżyć, a nie żyć. Nie ma tu miejsca na marzenia, pompatyczną walkę z wiatrakami – jest imigrancka codzienność, którą po prostu trzeba przeżyć.


K-Youth / Focus: Migracje

"3670" jest jednym z ciekawszych debiutów tego roku, dostrzeżonym na festiwalu w Jeonju, gdzie w konkursie koreańskim otrzymał aż cztery z sześciu nagród. Park Joon-ho opowiada historię podwójnego wykluczenia. Cheol-jun (Youhyun Cho) jest młodym gejem, a jednocześnie uciekinierem z reżimowej Korei Północnej negującej wszelką nieheteronormatywność. Jego nowy dom, Seul, jawi się jako morze możliwości. Jak jednak pozwolić sobie na całkowite zanurzenie, kiedy nie umiemy w ogóle pływać? Reżyser portretuje queerową społeczność stolicy Korei Południowej, nie zapominając o ciągle żywych uprzedzeniach tradycjonalistycznego społeczeństwa. Obleczony sensualnymi zdjęciami autorstwa Sang Kil Han niskobudżetowy obraz stanowi subtelną podróż w głąb siebie, formowania tożsamości, szukania zrozumienia i przynależności. To także opowieść o wadze czysto ludzkiej potrzeby pragnienia kontaktu z drugim człowiekiem. Film wyrósł z doświadczeń reżysera podczas dorywczej pracy w szkole językowej, gdzie uczył uciekinierów z Korei Północnej.


K-Youth

Pełnometrażowy debiut Parka Kwanga-su, najważniejszego przedstawiciela Koreańskiej Nowej Fali z lat 90., jest jedną z kluczowych pozycji tegorocznej odsłony festiwalu. Film powstał w istotnym historycznie momencie: liberalizacji systemu, pierwszych demokratycznych wyborów do parlamentu i wprowadzenia w życie praworządnej konstytucji, a także manifestowania pozycji kraju na arenie międzynarodowej, czego przejawem było chociażby zorganizowanie 24. Letnich Igrzysk Olimpijskich w stolicy Korei Południowej. W celu złagodzenia poreżimowych nastrojów rząd poluzował cenzurę, co natychmiast wykorzystał przemysł filmowy, w tym Park Kwang-su, pozwalając, aby jego dzieło wybrzmiało komentarzem politycznym. "Chilsu i Mansu" to słodko-gorzka opowieść, w której echa systemowej przeszłości mieszają się z szarą rzeczywistością ludu pracującego i rosnącego rozwarstwienia społecznego oraz marzeniami o lepszym świecie. Te ostatnie manifestują się elementami zachodniego kapitalizmu: planami ucieczki do Miami jako leku na wszelkie zło, siecią restauracji Burger King czy wielkim billboardem reklamującym amerykańską whisky, malowanym przez głównych bohaterów opowieści. Choć reżyser przemyca humorystyczne elementy, zostawia nas z bolesną puentą, a jego debiut pozostaje jednym z najważniejszych obrazów buntu południowokoreańskiego kina.


Nowe Kino Azji

Ciężar rodzinnych i kulturowych oczekiwań wobec młodych ludzi wydaje się niezmienny niezależnie od współrzędnych geograficznych. Wie o tym doskonale główny bohater filmu "Manusan". Trzydziestolatkowi ciągle suszona jest głowa z powodu jego stanu cywilnego. Znalezienie przyszłej żony stanowi jednak nie lada wyzwanie. Nasz samotnik jest bowiem "tylko" barberem, nie posiada wykształcenia, samochodu, własnego mieszkania – słowem nie jawi się jako atrakcyjna partia dla dobrze wyedukowanych singielek z dawno ułożonym planem na życie. Największym problemem wydaje się jednak jego własna nieporadność, brak celów, a nawet świadomości potrzeb. Malezyjscy twórcy, Haran Kaveri i Shobaan, przyglądają się kondycji współczesnego mężczyzny, relacjom romantycznym i międzypokoleniowym, ale także lustrują kulturowe kody i waluty wyznaczające wartość obydwu płci – każdy w końcu kij ma dwa końce, a w kulturze, gdzie związek małżeński jest transakcją mającą przede wszystkim gwarantować bezpieczeństwo finansowe i ciągłość rodu, kobiety również muszą spełniać określone warunki. Reżyserzy zastanawiają się, na ile, szukając ideału, nie tracimy z oczu tego, co przynosi autentyczne szczęście. Nie lukrują przy tym opowiadanej historii, nie przebierają jej w szaty komedii romantycznej, choć chętnie bawią się jej elementami. Czy zrzucenie bagażu społecznych oczekiwań i życie na własnych zasadach jest w ogóle możliwe?



Japan 80S

Kolejną perełką, która znajdziemy w szufladzie z klasyką, jest niezapomniane dzieło Shinjiego Sōmaiego, "Typhoon Club". Japoński reżyser zabiera nas na kilka dni do jednej z tokijskich szkół. Atmosfera beztroski, tańca, żartów i zaczepek za chwilę zostanie złamana przez siłę natury – nadciągający tajfun. Od strony narracyjnej film wydaje się jedynie behawioralnym studium podglądającym przez dziurkę od klucza typowe zachowania nastolatków: niewinne podszczypywania, pierwsze eksploracje sfery seksualnej, fascynacje, przekraczanie granic, ale także doświadczanie stanów refleksji nad pojęciami życia i śmierci. Nic tu nie ma kierunku, z ust nie płyną żadne obietnice – to jedyny czas w życiu, kiedy wolno praktycznie wszystko i nic nie trzeba. Czas, zanim spontaniczność zostanie zdeptana ubłoconym wstydem butem dorosłości, pozbawionej lekkości niewiedzy. Urok "Typhoon Club" tkwi przede wszystkim w jego warstwie formalnej i języku: enigmatycznym, melancholijnym, impresyjnym. Zdjęcia autorstwa Akihira Itô pozwalają zanurzyć się bez reszty w klimacie tajemnicy i zmysłowości, czyniąc film Sômaiego jednym z najważniejszych obrazów kina azjatyckiego nie tylko lat 80.


Asian Cinerama

Dobre dziecko

Hao haizi
2025
1h 44m
"Dobre dziecko" jest adaptacją biografii Christophera Lima – drag queen z Singapuru znanej pod pseudonimem Sammi Zhen. Oto Jia Hao (Richie Koh), queerowy performer, a jednocześnie "syn marnotrawny" wraca do domu na pogrzeb swojego ojca, przemocowca znęcającego się niegdyś nad całą rodziną. U matki (Hong Huifang) chłopaka z każdym dniem zaostrzają się objawy demencji. Jego brat, zmuszony do wyjazdu służbowego, nie może dłużej zajmować się rodzicielką, Jia postanawia zatem tymczasowo z nią zamieszkać. Kiedy pewnego wieczoru wraca z występu w damskiej kreacji, kobieta bierze go za intruzkę i atakuje. Ten w celu złagodzenia sytuacji postanawia udawać jej zaginioną przed laty córkę. Nowe role stają się pretekstem do emocjonalnej eksploracji nieznanych wcześniej obszarów, poznawania siebie, nadrabiania straconego po drodze ciepła. Reżyser Ong Kuo Sin bawi się pojęciem płci, normami społecznymi i konstruktem pamięci w celu zdemaskowania pragnień, lęków i potrzeb swoich bohaterów. Każdy z nich przechodzi tu swoją osobistą drogę, dokonuje emocjonalnego demakijażu obnażającego prawdziwe "ja." Charyzmatyczny Richie Koh w roli Jia Hao tworzy jedną z ciekawszych kreacji kina queer ostatnich lat.


Japan 80S

Shūsuke Kaneko podobnie jak Shinji Sômai w "Typhoon Club" kreśli osobliwe, impresyjne kino coming-of-age zamknięte w szkolnym anturażu. Tytułowe wakacje 1999 roku to czas napięć między trzema uczniami zmuszonymi do spędzenia letniej przerwy w opustoszałych murach placówki edukacyjnej. Norio oraz jego koledzy ze starszej klasy, Kazuhiko i Naoto, nie mają bowiem rodzin, do których mogliby wrócić. Pozbawiony uczniowskiego gwaru gmach nie służy beztrosce, szczególnie że nastolatkowie żyją w cieniu tragedii – samobójczej śmierci ich kolegi Yu. Gęstą atmosferę potęguje pojawianie się Kaoru, który wygląda jak sobowtór zmarłego przyjaciela. Od pierwszych scen uwodzi nas oniryczny, odrealniony klimat obleczony zdjęciami autorstwa Kenjiego Takamy, przywodzący na myśl "Piknik pod wiszącą skałą" Petera Weira. Kaneko z niezwykłą subtelnością przygląda się światu młodych ludzi, potrzebie bliskości, pierwszym uczuciom, odrzuceniom, zazdrości. Wcielające się w postacie chłopców aktorki budują dodatkową warstwę niedopowiedzenia, igrając tym samym z kulturowymi schematami dotyczącymi płci. Rozsadzająca ekran melancholia zaciera granice między jawą a snem, światem realnym a fantazją, dojrzałością i nastoletnią naiwnością, rozumem i emocjami, tworząc tym samym narrację przypominającą zatopionego w bursztynie owada, którego piękno, choć wieczne, pozostaje poza zasięgiem materialnego świata.