Wszyscy zachwycają się fenomenem Granta, którego mówiąc szczerze- nie ma. Hugh Grant jest aktorem tej samej powtarzanej w kółko mimiki. W każdym filmie- obojętnie czy mamy do czynienia z komedią romantyczną, czy z horrorem, oglądamy w jego wykonaniu ten sam zestaw min kota srającego na pustyni. Hugh Grant nie wciela się w różne role- on w każdym filmie gra po prostu siebie. Teraz jeszcze jest to podstarzały dziadzio z pomarszczoną twarzą jak mapa dorzecza Amazonki. U aktorki coś takiego by nie przeszło- od nich wymaga się idealnego wyglądu. W przypadku facetów: mamy pomarszczonych jak suszone śliwki dziadków, uważających siebie za "srebrne lisy". Litości.