Wiele osób robiło mu zarzut jeszcze za życia, że niemal zawsze gra on "tak samo".
Wyjaśnił to reżyser Stanisław Lenartowicz w audycji radiowej nagranej na 1. rocznicę śmierci Z. Cybulskiego. Powiedział on, że Cybulski właśnie taki był jak grane przez niego postaci i każdą rolę dopasowywał i wykonywał przez pryzmat siebie - to sie lokował on w roli danej postaci.
I zdaniem Lenartowicza tym właśnie różnił się od innych aktorów, którzy udają napisaną postać, to Cybulski grał samym sobą i to lubili w nim reżyserzy.
Polecam, audycja jest dostepna na YT - są w niej fragmenty wywiadu z Cybulskim nagranego na kilka dni przed jego śmiercią, wypowiadają się też pracownicy kolei obecni w krytycznym momencie na dworcu, a reżyser Lenartowicz opowiada też o tym jak dowiedział się o wypadku, a następnie o śmierci Zbyszka.
Nigdy mnie Cybulski nie porywał, w uszach dźwięczały mi słowa babci (bo sam urodziłem się długo po jego śmierci), że Cybulski zawsze grał tak samo. Aż postanowiłem je zweryfikować i obejrzeć wszystkie filmy z jego udziałem (włącznie z epizodami jak w "Wojnie Domowej") - trochę mi to zajęło i całkowicie odmieniło to moje o nim zdanie: to był świetny aktor, wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. I nie żaden polski "James Dean" lecz aktor ze sporym dorobkiem, który po sobie pozostawił.
Ja nie dostrzegam jego fenomenu... Widziałam 3 filmy z jego udziałem, i za każdym razem skręca mnie jak widzę jego "aktorstwo". Dosłownie wczoraj obejrzałam "Jak być kochaną" Hasa i dziękowałam Bogu że jest tak rzadko na ekranie i rzadko się odzywa. Jakim cudem on został ikoną kina? Jedyne co mi przychodzi do głowy to to że miał dość współczesną (na tamte czasy) urodę (choć według mnie nie był przystojny) + te swoje charakterystyczne okularki, które BTW nie pasowały często do kostiumów i scenografii filmów,w których grał. Albo znajomości. Nie widzę innego wytłumaczenia. Przecież jakby zestawić go z Gajosem, Łomnickim czy Zapasiewiczem to on wygląda przy nich jak aktor-amator z paradokumentu...