Recenzja wyd. DVD filmu

Hakerzy (1995)
Iain Softley
Jonny Lee Miller
Angelina Jolie

Świat według nerdów

Któż nie lubi produkcji, które już od pierwszych minut projekcji uderzają niczym obuchem w łeb, roztaczając swą magię z szybkością szerokopasmowego łącza? Dla niektórych widzów do takich filmów
Któż nie lubi produkcji, które już od pierwszych minut projekcji uderzają niczym obuchem w łeb, roztaczając swą magię z szybkością szerokopasmowego łącza? Dla niektórych widzów do takich filmów zalicza się obraz "Hakerzy" z 1995 r., ukazujący losy – niespodzianka –grupy komputerowych geeków parających się różnorakimi włamami do systemów komputerowych. Spójna wizja reżysera (Iain Softley) obejmująca kiczowate stroje, zabawy z montażem oraz elektroniczną muzykę hipnotyzuje... przez pierwsze 30 minut seansu. Czy jednak wspomniana produkcja jest w stanie przyciągnąć na pozostałą godzinę?

Dade Murphy (Jonny Lee Miller) pierwsze kroki w zawodzie hakera zaczął stawiać wyjątkowo wcześnie. W wieku niespełna 11 lat włamał się do 1507 systemów komputerowych, paraliżując m.in. giełdę na Wall Street. Jego niecny proceder nie umknął jednak uwadze organów ścigania, w wyniku czego młodzian musiał rozstać się z komputerem i jego pochodnymi do czasu osiągnięcia pełnoletności. Po 7 latach abstynencji, Dade przenosi się z matką do Nowego Jorku, miasta, które nigdy nie śpi. Chłopak znowu spędza całe dnie na grzebaniu w systemach niczego nieświadomych użytkowników, w międzyczasie zaś starając się zaaklimatyzować w nowej szkole. To właśnie tam poznaje młodą, piękną i uzdolnioną hakerkę Kate Libby (Angelina Jolie) oraz jej równie utalentowanych znajomych. Niestety, jeden z młodych mistrzów klawiatury, Joey (Jesse Bradford) za wszelką cenę chce wkupić się w łaski pobratymców, w wyniku czego włamuje się do superkomputera o nazwie "Gibson". Nastolatek nie zdaje sobie jednak sprawy, że przypadkowo skopiuje dane mające niebagatelne znaczenie dla jednej z najpotężniejszych korporacji. Wspomniana firma, chcąc odzyskać newralgiczne informacje, zaprzęgnie do zadania "Tyfusa" (Fisher Stevens) będącego godnym przeciwnikiem dla Dade'a i jego znajomych. Między hakerami rozpocznie się gra, której stawką jest coś więcej niż zwykłe oczyszczenie z zarzutów...

Początek filmu wbija w fotel. Panorama Nowego Jorku ukazana z lotu ptaka płynnie przechodzi w matrycę krzemowych układów scalonych, zaś muzyka idealnie tworzy lekko psychodeliczny klimat. Późniejszy pojedynek wyrośniętego już Dade'a z bliżej niezidentyfikowanym hakerem, przeplatany przebłyskami scen konfliktów zaczerpniętych z transmisji telewizyjnych/programów informacyjnych, również okraszony został elektronicznymi brzmieniami. Końcowy efekt w takim samym stopniu wgniata w ziemię, wprowadzając widza w filmowy trans. W dodatku klimat kiczowatych strojów (tandetne okularki, męskie koszulki odsłaniające tors), wściekle purpurowego odcienia (ujęcia rozgrywające się wewnątrz łamanego systemu) oraz żargonu komputerowego geeków i nerdów tworzy ciekawą wizję świata, w którym umiejętności komputerowe wykorzystywane są do walki z "systemem" (czyt. władzą), zaś hakerzy stanowią synonim rebeliantów. Niestety, krzemowa magia filmu ulatnia się z wraz z rozwojem fabuły niczym dane z zawirusowanego dysku, szybko przechodząc z tandetnego komiksu w klimatach szkolnych do... jeszcze tandetniejszej historyjki o ratowaniu dobrego imienia protagonistów (oraz, przy okazji, hakerów ogółem).

Na szczęście przez cały seans z głośników rozbrzmiewa niesamowicie nastrojowa muzyka składająca się z elektronicznych pulsujących bitów, tworząca wraz z wszechobecnym kiczem niesamowity audiowizualny spektakl. Dzięki obecności takich zespołów jak Prodigy czy Massive Attack, atmosferę wypełniającą produkcję da się niemal zagarniać łyżeczkami. Pokręcona muzyka towarzysząca scenom elektronicznych włamów wrzuca ciarki na plecach, wbijając się głęboko w czaszkę i bębenki uszne widza. Czysta maestria.

Oczywiście sporo tandetności "Hakerów" wynika z upływu czasu i nadspodziewanie szybkiego rozwoju technologii, w wyniku czego ukazane na ekranie hackowanie w postaci pstrokatych napisów z nazwami folderów czy żałosną czcionką widoczną na archaicznych monitorach z jednej strony niezamierzenie bawi, z drugiej zaś dokłada swoje parę megabajtów do niepowtarzalnej atmosfery dzieła o komputerowych geekach niemalże oddychających kodem źródłowym.

Przerysowane do granic możliwości postacie to typowe uosobienia wszelkich stereotypów krążących o sieciowych maniakach, włącznie z dziwnymi strojami, specyficznym zachowaniem i litrami energetyków pochłanianych podczas niekończących się sesji przed komputerem. Wśród młodocianej grupki prym wiedzie niejaki Cereal Killer (Matthew Lillard), z impulsywną ekspresją i lekko przepalonymi obwodami w swej zwichrzonej mózgownicy, wśród antagonistów zdecydowanie zaś wyróżnia się wspomniany Tyfus traktujący wszystkich z góry i popylający na... deskorolce. Obsadę miłym akcentem domyka młodziutka Angelina Jolie (jedna z pierwszych poważnych ról) oraz Lorraine Bracco (pani psycholog z "Rodziny Soprano").

Jak już wspomniałem, film broni się po dziś dzień niespotykanym klimatem będącym mieszanką hipnotycznej muzyki, wylewającego się z ekranu kiczu oraz ciekawych zabiegów reżyserskich. Cieszy (a może martwi?) coraz bardziej aktualny temat stopniowej cyfryzacji świata, w wyniku której jednostka jest poddawana coraz ostrzejszej inwigilacji, sieć zaś stanowi narzędzie pozwalające na zniszczenie człowieka. Ten ostatni wątek podjęty został przez reżysera w mocno humorystyczny sposób ukazujący jak ławo można manipulować życiem dowolnej osoby babrając jej w elektronicznym życiorysie oraz historii kredytowej.

Niestety, początkowe klimatyczne wprowadzenie ustępuje miejsca sztampowemu motywowi opierającemu się na nierównej walce nastoletnich hakerów z korporacją niesłusznie oskarżającą ich o wprowadzenie do systemu wirusa zwanego "Da Vinci". Szczątki atmosfery utrzymują się do końca seansu głównie dzięki oprawie muzycznej, komputerowym renderom obrazującym odmęty dysku twardego "Gibsona" oraz kiczowi przeplatanego lekkim humorem. Tylko od nastawienia widza zależy, czy plusy przesłonią minusy zdołając przyciągnąć do ekranu na półtorej godziny seansu. Sytuacja z "Hakerami" jest zatem analogiczna do filmu "Drive", który miałką fabułę skutecznie okrył warstwą klimatyczną w postaci muzyki i strony wizualnej. Mnie miks zaserwowany przez Iaina Softley'a nad wyraz zasmakował, udanie wciągając w przerysowany świat komputerowych trzewi. Czy i Ty zechcesz zalogować się do programu?

Ogółem: 8=/10

W telegraficznym skrócie: świat hakerów ukazany w przerysowanym do granic możliwości zwierciadle; pstrokate kolory, kiczowate stroje i hipnotyczna muzyka towarzyszą widzowi do końca seansu; fabuła to tandetny i banalny komiks; na plus obecność Angeliny Jolie w obsadzie. Warto odświeżyć po tylu latach od premiery.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones