Recenzja filmu

Życie świadome (2001)
Richard Linklater
Ethan Hawke
Julie Delpy

Życie na jawie

"Życie świadome" to wielopłaszczyznowa podróż nie tylko w głąb podświadomości głównego bohatera, ale i w głąb całego świata metafizycznego, nie można być do końca pewnym, czy mamy tu do czynienia
"Życie świadome" to wielopłaszczyznowa podróż nie tylko w głąb podświadomości głównego bohatera, ale i w głąb całego świata metafizycznego, nie można być do końca pewnym, czy mamy tu do czynienia ze snem stworzonym przez jego umysł, czy też snem narzuconym, przebywaniem w jakimś świecie, być może po prostu naszym - ujętym w groteskowe, surrealistyczne chwile spełnienia.

Pierwsza rzecz, jaka narzuca się w przypadku tego filmu, to ciekawa gra słowna tytułu. Polskie tłumaczenie "Życie świadome" jest całkiem udane, jeśli idzie o próbę przełożenia angielskiego odpowiednika, gdyż "waking dream" oznacza "sen na jawie"; dosłownie przekładając, należałoby użyć sformułowania "życie na jawie". Naturalne skojarzenie wielu osób to "lucid dreaming" - świadome śnienie, kontrolowanie swoich snów. Nie o tym rodzaju świadomości jest jednak ten film. Świadome śnienie jako praktyka szamanistyczna opierało się zawsze o tworzenie własnej rzeczywistości. Bohater "Życia świadomego" nie kontroluje światów, chce się obudzić i nie może. Prowadzi wędrówkę, jest świadom samego siebie, swojego istnienia, swoich myśli, swojego umysłu. Struktura świata wyśnionego jest jednak niezależna od niego, w pewnym sensie "zewnętrzna", w ten sposób nabiera niemal realnych rysów, zdaje się, że podróż głównego bohatera to podróż w świat metafizyki pozostający w ścisłym związku z rzeczywistością znaną nam na co dzień.

Trudno jest opisać fabułę dokładnie, zaś streszczanie jej w skrócie ujmuje niestety nieco jej specyfice. Wszystkie wydarzenia i słowa mają szeroki kontekst, są niejednoznaczne. Reżyser pozwala tutaj każdemu na swobodne ocenianie każdej wypowiedzianej kwestii. Główny bohater jest tylko obserwatorem przez większość czasu - nie mówi, co myśli, a gdy zaczyna mówić - jego przemyślenia również są sprytnie niesprecyzowane na tyle, aby ograniczać pogląd widza. Fabuła bowiem polega na tym, że bezimienny główny bohater spotyka się z różnymi imiennymi lub anonimowymi ludźmi, słucha tego, co mają mu do powiedzenia na temat ludzkiej egzystencji, wszystkiego, co w życiu najważniejsze. Pojawiają się nazwiska wielkich filozofów, pojawiają się współczesne i starożytne teorie, wiele przełomowych teorii i sławnych sentencji, ale i swobodne osobiste przemyślenia, sformułowane prostymi słowami, opakowane w proste porównania, myśli zwykłych ludzi, których coś, jakiś moment w życiu, pobudził do tego, aby przystanąć i zastanowić się nieco dłużej nad tym, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej. W pewnym momencie wreszcie bohater orientuje się, że nie jest w stanie się wybudzić ze snu. Każde kolejne przebudzenie to tylko lżejsze stadium snu. Ma coraz silniejszą świadomość tego, że śni, zaczyna rozumieć, w jaki sposób śnić - ale nie jest w stanie dotrzeć do świata w pełni realnego... Każda sceneria po kolei, do której przenosimy się razem z głównym bohaterem, jest inna, ale przynosi kolejne, układające się w spójną całość elementy układanki.

Interesująca jest nie tylko treść, ale i dobrze dopasowana forma filmu. Jest to tzw. animacja rotoskopowa. Jest to czasochłonna technika polegająca na przerobieniu całego filmu, klatki po klatce, na animację. Stąd miejscowe niezwykłe wręcz podobieństwo do rzeczywistości, jednak ze względu na ciągłą ruchomość wyodrębnianych elementów tła sprawia wrażenie bardzo trudnego snu lub rzeczywistości widzianej oczami osoby, która zażyła jakieś substancje psychodeliczne. Wygląd postaci (zwłaszcza widoczny na przykładzie głównego bohatera, którego możemy porównywać z poszczególnymi "wcieleniami") zmienia się w każdej wizji, drobne szczegóły stwarzają zupełnie odrębny klimat.

Zakończenie filmu jest absolutnie niejednoznaczne. Reżyser pozostawił i tutaj swobodę interpretacji. Czy udało się naszemu bohaterowi przebudzić? Czy jest to tylko kolejna oniryczna wizja, kolejne złudzenie? Czy istnieje w ogóle coś takiego jak "prawdziwy świat"? Czy może wkraczając w wyższe stany świadomości, stajemy się sami mniej "realni", rzeczywistość automatycznie ulega odrealnieniu? A może to zakończenie oznajmia nam klęskę, niemożność dotknięcia istoty rzeczy, nieudolność ludzkiego umysłu w poszukiwaniu prawdy na temat naszej własnej egzystencji?
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones