Recenzja filmu

Atlas chmur (2012)
Tom Tykwer
Lana Wachowski
Tom Hanks
Halle Berry

„Tworzysz „Matrixa” tylko jeden raz”

Z rosnącym zaciekawieniem chłonąłem kolejne doniesienia na temat produkcji "Atlas chmur", mającej stanowić pośrednio powrót w glorii i chwale braci, pardon. rodzeństwa Wachowskich do czołówki
Z rosnącym zaciekawieniem chłonąłem kolejne doniesienia na temat produkcji "Atlas chmur", mającej stanowić pośrednio powrót w glorii i chwale braci, pardon. rodzeństwa Wachowskich do czołówki twórców Fabryki Marzeń. O tym, jak trudnego i ryzykownego zadania podjęli się rodzice "Matrixa", świadczy chociażby powszechnie panująca opinia, że materiał źródłowy "Atlasu chmur" zalicza się do książek z gatunku "nieprzetłumaczalnych na język taśmy filmowej". Niezrażeni potencjalnymi przeszkodami Wachowscy do spółki z Tomem Tykwerem postanowili utkać swoją baśniową wizję świata, w którym, w myśl hasła promującego epopeję, "rodzisz się nie jeden raz", zaś każda twoja decyzja niesie za sobą szereg mniej lub bardziej przewidywalnych konsekwencji.

Epos Wachowskich to moloch w doborowej obsadzie. Fabuła ukazana w "Atlasie chmur" składa się z 6 historii snutych naprzemiennie, osadzonych w różnych przedziałach czasowych. Począwszy od wydarzeń mających miejsce w początkach XIX wieku aż do dalekiej przyszłości, w której świat stoi na krawędzi zagłady, losy kolejnych bohaterów stanowią konsekwencje działań tak ich samych, jak i innych ludzi z nimi związanych. Jak bowiem rzekł kiedyś pewien myśliciel: "Trzepot skrzydła motyla na jednym krańcu ziemi może spowodować tajfun w przeciwległym zakątku świata".

Tworząc film niejako naszpikowany wzniosłymi ideami, pełen życiowych prawd podszytych rozważaniami filozoficznymi w tle, istnieje spore ryzyko pożarcia własnego ogona. Niestety, już na wstępie wypadałoby zaznaczyć, iż historia nie raz udowodniła prostą zależność - geniusz jest zazwyczaj dziełem przypadku, popartego odpowiednią dozą kreatywności i samozaparcia. Podczas seansu "Atlasu chmur" ma się zaś nieodparte wrażenie, iż Wachowscy usilnie próbowali stworzyć dzieło epokowe, mające stanowić przedmiot nieskończonych debat, dysput i analiz. Przesadnie rozbudowana symbolika, gra zabiegów filmowych (pomieszana chronologia, narracja skacząca z jednej osi czasową na drugą niczym wściekłe kocisko z ADHD) i podkreślana niemal na każdym kroku epickość produkcji z początku może mocno męczyć widza rzuconego na głęboką wodę bez słowa wyjaśnienia.

Gdy jednak ów skonsternowany i oszołomiony różnorodnością przekazu widz powoli zacznie chłonąć wizję łańcucha wzajemnych powiązań spajających ze sobą kolejnych bohaterów epopei, zacznie również doceniać różne walory filmu. Wizualny przepych, świetna scenografia i odpowiednie oddanie realiów następujących po sobie epok to jedna strona medalu, przyćmiona niestety przez nierówny poziom realizacji wszystkich historii zawartych w filmie. Moim skromnym zdaniem najgorzej pod tym względem wypada wątek Sonmi-451 będącej futurystyczną wersją niewolnicy egzystującej jedynie w celu usługiwania innym jako kelnerka w restauracji. Ta właśnie "opowieść", m.in. ze względu na konwencję science fiction, zbyt mocno odwołuje się do poprzednich dokonań rodzeństwa Wachowskich. Zarówno w swej formie (efektowne w zamierzeniu pojedynki i wymiany ognia cuchnące sztucznością na kilometr, momentami siermiężne blue-boxowe tła) jak i w przekazie (mocny ukłon w stronę "V jak Vendetta", również spod ich ręki) mówiącym o poświęceniu jednostki/ek dla dobra ogółu i przyszłych pokoleń, mikstura, jaką jest przedostatni chronologicznie kawałek misternej układanki, ma lekki posmak sfermentowanej mieszanki. Z drugiej zaś strony ucieleśnienie tragedii ciemiężonych ludzi, zmuszanych do katorżniczej pracy, z fałszywą iskierką nadziei majaczącej się zwodniczo na horyzoncie przywodzi na myśl spory kawałek historii obozów zagłady, gdzie jednostka nie stanowiła żadnej wartości, będąc zaledwie parą rąk do wyeksploatowania.

Najlepiej zrealizowane wydają się wątki obejmujące XIX-wieczną ekspedycję i świat najbardziej odległej przyszłości. Ich przesłanie jest klarowne (niemalże łopatologicznie przez twórców wyłuszczone) co jednak absolutnie nie przeszkadza w ich pozytywnym odbiorze. Zarówno historia zapadającego na tajemniczą "chorobę" podróżnika jak i wątek Zachariasza, nieustannie nagabywanego do czynienia zła przez nieustępliwego demona podają konsekwencje prawa przyczyny i skutku jak na tacy, mimo wszystko mocno unikając prostego moralizatorstwa i wartościowania czynów (vide zachowania w/w Zachariasza). Do tego wspomniane wcześniej wierne oddanie realiów morza targającego statkiem nieszczęsnych podróżników, wraz z typowymi dla epoki strojami i charakterystycznym wysublimowanym językiem pozwalają na dużą dozę immersji w XIX-wieczną historię. Odległa przyszłość zaś toczy się głównie w dziewiczej przestrzeni nieskalanej skutkami ubocznymi nowoczesnej technologii, teren to który zamieszkuje lud prymitywny, kultywujący stare bóstwa i "snujący bajdy" o czynach przeszłości. To właśnie do tej kolebki cywilizacji wysłana zostaje przedstawicielka zaawansowanej części społeczeństwa z misją odszukania remedium na postępującą degradację ich części świata.

Główne przesłanie dwóch innych wątków "Atlasu chmur" nie jest aż tak klarowne i jednoznaczne, co może wpływać na ich ewentualnie negatywny odbiór. Jedna z historii ukazuje losy młodego artysty-geja, który opuszcza swego kochanka by trafić pod "opiekuńcze" ramiona kompozytora o mocno przebrzmiałej sławie, usilnie próbującego odzyskać utracony blask. Druga zaś skupia się na postaci zaawansowanego wiekiem pisarza, który popada w tarapaty finansowe, w wyniku których trafia do... "domu wypoczynkowego". O ile pierwsza historia dość sprawnie balansuje na granicy powagi i humoru, tak druga zbyt mocno popada w tony slapstickowej komedii. Takie sceny jak przymusowe czyszczenie twarzy toaletową przepychaczką czy bliskie spotkanie z kotem na modłę "American Pie" z jednej strony bawią (zwłaszcza ta druga), z drugiej jednak zupełnie nie pasują do tonacji całej opowieści. Można zrozumieć, iż losy niedołężnego pisarza miały stanowić element niejako rozładowujący napięcie, niemniej moim zdaniem ów zabieg nie był w ogóle konieczny, zaś jego implementacja niepotrzebnie zburzyła tylko misternie budowany klimat całej epopei.

Gdzieś pośrodku, tak jakościowo jak i chronologicznie, znajduje się wątek młodej i ambitnej dziennikarki, której śledztwo wokół korporacji prowadzonej przez wpływowego Hooksa zataczać zaczyna coraz węższe kręgi. Zwroty akcji, macki władzy zaciskające pętlę na gardle dociekliwej reporterki i dynamiczna końcówka (pościg pieszo/samochodowy przy akompaniamencie wymiany ognia) również nadają temu włóknu pieczołowicie utkanego płótna jakim jest historia ukazana w "Atlasie chmur" własnego charakteru, stanowiąc ciekawą zmianę klimatu na kino quasi-kryminalne.

Obsada obfitująca w gwiazdy światowego formatu stanęła przed ambitnym zadaniem. Jak bowiem stwierdzili krytycy filmowi, "Atlas chmur" to produkcja-marzenie dla każdego szanującego się artysty. Możliwość wcielenia się w bagatela 6 różnych postaci (tak pod względem aparycji jak i charakteru) stanowi wyzwanie pozwalające oddzielić przysłowiowe ziarno od plew. Występujące obok siebie nazwiska takich gwiazd jak Tom Hanks, Halle Berry, Hugh Grant czy Hugo Weaving to nie tylko gwarancja dobrze wykonanej ekranowej roboty, ale również i mocny wabik na publiczność. Co ważne, każdy z aktorów dał z siebie na planie wiele, co odpłaciło się z nawiązką. Poza różnym podejściem do każdego z wcieleń, lwią część pracy wykonała także znakomita charakteryzacja, bez problemu ukrywająca młodość pod maską starości czy męskie lico pod (mało) "kobiecą" aparycją. Na pewno wieloletnie aktorskie doświadczenie wspomnianych osób odegrało niemałą, nomen omen, rolę w ich dobrych występach, w jednym niestety przypadku stanowiąc cierń wbijający się w bok (oko?) widza. Jakkolwiek dobrym bowiem artystą nie byłby Weaving, jego poprzednia rola demonicznego Smitha w trylogii "Matrix" nadal odbija mu się czkawką. W momencie gdy odgrywany przez niego diabeł nakłania jednego z bohaterów do czynienia zła, swą gestykulacją, mimiką i diabolicznym głosem wygląda jak wypisz-wymaluj niesławny agent, kalecząc nieco odbiór niektórych wątków filmu.

Tworząc "Atlas chmur", Wachowscy wraz z asystą Tykwera z pewnością dokonali jednej rzeczy. Stworzyli dzieło, które można rozłożyć na czynniki pierwsze, doszukując się przy powtórnych seansach nowej symboliki, kolejnych interpretacji i innych smaczków niewidocznych na pierwszy rzut oka. Co jednak wydaje się być więcej niż prawdopodobne to to, iż "Atlas chmur" nie zapisze się w kanonach najważniejszych/przełomowych filmów XXI wieku tak ze względu na momentami zbyt szarpaną i pogmatwaną narrację, jak i nierówny poziom jakościowy wszystkich historii snutych przed widzem na ekranie. Film z pewnością wywołać może szereg różnych emocji, mnie jednak najbardziej zaskoczyło jedno odczucie – gdy po blisko 3-godzinnym seansie i ujrzeniu napisów końcowych w asyście stopniowo rozjaśniających salę świateł, miałem nieodparte wrażenie brutalnego wyrwania z innej, baśniowej i naznaczonej symboliką rzeczywistości, w której "każdy rodzi się nie jeden raz". Tak mocna immersja w dzieło filmowe zdarza się coraz rzadziej, zaś "Atlas chmur" pozwala jej doświadczyć z niespotykaną intensywnością. Dzieło tak przełomowe jak przywoływany wielokrotnie do tablicy "Matrix" tworzy się zapewne tylko jeden raz w życiu, dobry film jednak może zostać wydany na kinematograficzny świat wielokrotnie.

W telegraficznym skrócie: sześciowątkowy epos spleciony z różnorodnych gatunkowo opowieści; krople symboliki i przesłań tworzą istny ocean interpretacji, którego nadmiar wylewa się na widza niczym śmiercionośna fala Tsunami; rwany klimat całości zaburza nieco odbiór idei zawartych w przekrojowej historii ludzkich oddziaływań; spod ręki Wachowskich wyszło znakomite acz raczej nie kultowe dzieło ze świetną obsadą oraz imponującą charakteryzacją i scenografią na dokładkę.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Atlas chmur" to niewątpliwie jedna z najbardziej widowiskowych produkcji tego roku. Film oparty jest na... czytaj więcej
Opowiadało o nim wielu: Tołstoj, Heller, Dickens, a nawet Św. Augustyn; jednak tylko niektórym udało się... czytaj więcej
Film trojga reżyserów: Tom Tykwer, Lana Wachowski i Lilly Wachowski (wówczas jeszcze Andy), stworzyło... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones