Recenzja filmu

Gry wojenne (2008)
Dariusz Jabłoński

...wżdy Polacy nie gęsi i swych agentów mają

Dobra, teraz będę się narażał. Narażę się wszystkim "prawdziwym patriotom", obrońcom skrajnie narodowych wartości i wszystkim tym, którzy mogą poszczycić się "trzeźwym" osądem rzeczywistości i
Dobra, teraz będę się narażał. Narażę się wszystkim "prawdziwym patriotom", obrońcom skrajnie narodowych wartości i wszystkim tym, którzy mogą poszczycić się "trzeźwym" osądem rzeczywistości i prostymi receptami na rozwianie wszelkich dylematów. Jednak, jako nieustraszony "prawdziwy recenzent", przywdziewam zbroję, opuszczam przyłbicę i staję do walki z... twórcami tego filmu. Teoretycznie "Gry wojenne" to dokument. Tyle tylko, że dokument powinien zachowywać umiar - nawet jeśli ocenia, nie może poprzestać na ukazaniu jednej strony zjawiska. Do "Gier" pasuje raczej określenie "laurka", bo do możliwości określenia go filmem dokumentalnym brakuje mu niestety tego, co można by nazwać "samoświadomością (czy też "samoograniczeniem") twórcy". Dariusz Jabłoński tworząc, jak sam się wyraził, dzieło swojego życia, chyba zbyt mocno się zaangażował, zagalopował, i zamiast "dzieła" wyszło mu... No, w każdym razie zbyt dobrze to mu to nie wyszło. Reżyser nie stara się ukazać złożoności zagadnienia, bo chyba za taką próbę nie uznamy umieszczenia w filmie wypowiedzi najważniejszych ówcześnie ludzi w armii polskiej i radzieckiej, po których nie można się spodziewać niczego innego ponad usprawiedliwianie własnych czynów. Druga potężna wada tego obrazu to niemal zupełne pominięcie kwestii osobistych w życiu Kuklińskiego. Rodzina musiała podporządkować się jego decyzjom, znajomi chyba w ogóle dla pułkownika nie istnieli, ale nikt nic nie powiedział, no bo przecież wszyscy wiedzieli, że mają do czynienia z mężem prawym a prawdziwie bohaterskim. I może rzeczywiście Kukliński takim bohaterem był, ale wątpiący powinni szukać pewności zupełnie gdzie indziej - w filmie nie powiedziano nic ponad to, co gdzieś już kiedyś ujawniono, nawet mimo przechwałek reżysera, który twierdzi, że dotarł do jakichś nowych źródeł. Nawet jeśli były one nowe, to na pewno nie zawierały szokujących informacji. Powyższe błędy to jednak jeszcze nic w porównaniu do tego, co naprawdę bezlitośnie morduje ten film - jego długości. Mniej więcej do siedemdziesiątej minuty da się to - z bólem, bo z bólem, ale jednak - jeszcze oglądać. Później zmiękną nawet najtwardsi kinomani. Jak to trafnie określił mój znajomy - "Gry wojenne" cierpią na "syndrom niekończącej się opowieści". Chyba z pięć razy wydawało się, że oto nadchodzi upragniony koniec, ale twórcy jeszcze nie dawali za wygraną, jeszcze musieli pomęczyć widza kilkoma wzniosłymi scenkami. Tego typu tortury nawet dla tak pogodnego człowieka jak ja szybko stają się niemal nie do wytrzymania. Można by tak jeszcze pisać i pisać, tylko w zasadzie nie ma za bardzo po co - przecież ten cenny czas można poświęcić na stworzenie recenzji czegoś znacznie ciekawszego. Tak więc, nie pastwiąc się dłużej, stwierdzę tylko, że wbrew pozorom, "Gry" nie są całkowicie i ostatecznie beznadziejne. Tak jak wspominałem, przez około 70 minut jest to film znośny, głównie dzięki (może i amatorskim i momentami niezamierzenie śmiesznym) animacjom komputerowym, które, choć same w sobie niespecjalne, i tak wybijają się na tle wyjątkowo słabej całości. Gorzej, że ostatnie 40 minut to chyba jakiś ponury żart...     
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones