Recenzja wyd. DVD filmu

Dwoje do poprawki (2012)
David Frankel
Meryl Streep
Tommy Lee Jones

30 lat minęło jak jeden dzień

Dwie zasłużone gwiazdy różnogatunkowego kina, Tommy Lee Jones i Meryl Streep, to artyści z pokaźnym stażem. Nie wypominając, że zarówno Jones jak i Streep to osoby po sześćdziesiątce, z licznymi
Dwie zasłużone gwiazdy różnogatunkowego kina, Tommy Lee Jones i Meryl Streep, to artyści z pokaźnym stażem. Nie wypominając, że zarówno Jones jak i Streep to osoby po sześćdziesiątce, z licznymi rolami na koncie. Oboje również prezentują szalenie dobry poziom swego rzemiosła, od lat niezmiennie tworząc kreacje głęboko zapadające w pamięci widza (nie na darmo otrzymali złote statuetki Oscara, odpowiednio za "Ściganego" i choćby "Żelazną Damę" w przypadku Streep). Gdy zatem obie aktorskie tuzy spotykają się na planie produkcji będącej obyczajem z lekkimi naleciałościami komedii, efekt może być zaskakująco pozytywny.

"Dwoje do poprawki" ukazuje historię małżeństwa z 30-letnim stażem. Po niezliczonych dniach i nocach spędzonych razem, w związku Arnolda (Lee Jones) i Kay (Streep) powoli ulatywać zaczęło młodzieńcze pożądanie i pasja, ustępując miejsca zabójczej rutynie. W końcu oboje znaleźli się w sytuacji, kiedy to on, zapewne z powodu niemocy swego "najlepszego przyjaciela", zaczął sypiać w osobnym łóżku, pozostawiając swoją małżonkę samą w kolejne beznamiętne wieczory. Powtarzające się ze strony Kay próby zbliżenia się do Arnolda skutkowały efektem dokładnie odwrotnym do zamierzonego, powodując jeszcze większe zamknięcie się w sobie zmęczonego życiem Arnolda. Szukając remedium na małżeńską rutynę/tragedię, Kay decyduje się zapisać wraz z małżonkiem do Dr Felda (Steve Carell), który znany jest ze skutecznej pomocy udzielanej parom przechodzącym kryzys. Czy zdesperowanej Kay uda się ponownie rozżarzyć dawno ugaszony płomień miłości, łączącej kiedyś mocno w sobie zakochanych bohaterów?

Należałoby zacząć od tego, iż "Dwoje do poprawki", wbrew klasyfikacji gatunkowej, nie jest komedią o starszych ludziach pragnących przeżyć ponownie szaleństwa młodości. Jest to raczej kino obyczajowe, ukazujące problemy (w mniej lub bardziej przejaskrawiony sposób) z jakimi borykają się małżeństwa z wieloletnim stażem. Nuda, rutyna niebezpiecznie i niepostrzeżenia wkradająca się w związek oraz zwykłe starzenie się organizmu to tylko niektóre z licznych kłopotów jakim muszą stawić czoła Arnold i Kay. Ten pierwszy to stereotypowy starszy pan ze swoimi neurotycznymi zwyczajami, które sprawiają iż każdy jego dzień przypomina kalkę i wyblakłą kserokopię dnia poprzedniego. Brak odrobiny szaleństwa czy choćby drobnego odstępstwa od codziennej musztry mocno odbijają się na Kay, pragnącej wydostać się z samonapędzającej się machiny znużenia.

Wspomniana Kay obawia się również, iż wraz z postępującym wiekiem, pogłębiającymi się zmarszczkami i coraz mniej sprężystym ciałem, zwyczajnie przestała pociągać fizycznie swego wybranka. Pragnąca ponownie choćby przytulić się do swego męża kobieta bezskutecznie walczy z rutyną, kiedy jej zaloty i starania rozbijają się o mur obojętności postawiony przez Arnolda.

Pierwsze, co może razić widza, to jednobiegunowość postaci Arnolda. Mocno przypomina on (tak wyglądem, jak i charakterem) jednego z dwójki "zgryźliwych tetryków" odgrywanego przez śp. Waltera Matthau. Wiecznie naburmuszony i ciągle niezadowolony z życia mężczyzna to istna karykatura samego siebie, co być może i było celowym zabiegiem scenarzystów, jednak efekt jest taki, iż Arnold to postać ze wszech miar płaska i, nomen omen, pozbawiona charakteru. Gdyby nie kreacja Tommy'ego Lee Jonesa (który zapewne nawet jako ogrodowy kwiat wypadłby przekonująco), postać rutyniarza nie wzbudzałaby w widzu większych emocji.

W takim przypadku można by sobie również postawić pytanie jakim cudem Kay tak długo wytrzymała z oziębłym i nieczułym na jej starania mężem. Oczywiście życie pisze różne scenariusze, do tego siła przyzwyczajenia, także między małżonkami, jest potężna, niemniej przy tak chłodnym i beznamiętnym stosunku Arnolda do swojej żony (traktującego ją niemalże jak trędowatą), aż dziw bierze, iż związek wspomnianej dwójki nie runął niczym domek z kart przy pierwszym lepszym podmuchu wiatru.

Pomimo karykaturalnych i wyolbrzymionych zachowań oraz wad starego małżeństwa, niezwykle przyjemnie ogląda się ich starania o ratowanie dogorywającego związku. Mimo, iż większość działań to inicjatywa Kay, Arnold też parę razy ma co nieco do powiedzenia w tym temacie. Przysłowiową wisienką na torcie są spotkania wspomnianej dwójki z Dr Feldem, seksuologiem stosującym dość niekonwencjonalne metody leczenia mającymi na celu ponowne zbliżenie się do siebie Arnolda i Kaya. A że typowe spotkania na kozetce skutkują m.in. odkryciem swoich najskrytszych pragnień obejmujących uczestnictwo ponętnej sąsiadki w szeroko rozumianym "pożyciu"? Cóż, zwycięzców ponoć się nie ocenia...

Lekkie wstawki humorystyczne sprawiają, iż seans z "Dwojgiem do poprawki" jest jeszcze przyjemniejszy. Pomimo pewnej sztampowości i jedno wymiarowości głównych charakterów, lekkość z jaką podany został dość poważny temat kryzysu małżeńskiego pozwala nieraz uśmiechnąć się pod nosem, zaś powolny proces odbudowywania relacji poprzez kolejne ćwiczenia zalecone przez Dra budzi bardzo pozytywne odczucia.

Dużą rolę w pozytywnej ocenie "Dwojga do poprawki" odgrywa aktorstwo tak głównej ekranowej pary, jak i Dr Felda. Zgorzkniały i stetryczały Lee Jones, odburkujący półgębkiem na wszelkie propozycje, dodaje nieco kolorytu postaci Arnolda. Meryl Streep zaś, pomimo paru ładnych latek na karku, wygląda zadziwiająco dobrze, prezentując się znacznie lepiej niż choćby we wcześniejszym "Mamma Mia!", wydanym przecież dobre 5 lat temu. Chyba "żelazna dama" ekranu również jest jak wino, czyli im lepiej zakonserwowana (przez chirurgów...), tym lepiej wyglądająca. Steve Carell, pomimo iż gra w "Dwoje do poprawki" ledwie drugie skrzypce, tworzy ciekawą kreację seksuologa z budzącym obawy spokojem wysłuchującego kolejnych rewelacji, wtrącającym po każdym zdaniu wymuszony (i w zamierzeniu dodającym otuchy) uśmiech.

"Dwoje do poprawki" to sympatyczne kino obyczajowe, podejmujące dość zapomniany temat rutyny zabójczej dla każdego wieloletniego małżeństwa. Wady typu sztampowość scenariusza i karykaturalność głównych bohaterów umiejętnie zrównoważone zostały dobrym aktorstwem wraz z odpowiednim doborem obsady oraz optymistycznym przesłaniem płynącym z filmu podanego w lekko zabawny i przyjemny sposób. Warto obejrzeć.

Ogółem: 7+/10

W telegraficznym skrócie: Tommy Lee Jones i Meryl Streep jako stare małżeństwo ogarnięte postępującą demencją wygasającej pasji; prosty scenariusz i przerysowane postacie przysłonięte zostały ciekawym tematem "na tapecie" oraz porządnym aktorstwem; lekkie kino z morałem.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po raz kolejny zostałem oszukany przez ludzi, którzy wartość filmu liczą w zyskach przezeń przynoszonych.... czytaj więcej
Czy małżeństwa z wieloletnim stażem oparte na rutynie i uzależnieniu mają szansę na reanimację? Czy... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones