Recenzja filmu

Dunkierka (2017)
Christopher Nolan
Fionn Whitehead
Tom Glynn-Carney

Anatomia strachu

Christopher Nolan jest twórcą wybitnym, ale i w pewnym sensie bardzo specyficznym. Nie sposób wytknąć urodzonemu w Londynie reżyserowi w całym jego dorobku, choćby jednego słabego filmu, a z
Christopher Nolan jest twórcą wybitnym, ale i w pewnym sensie bardzo specyficznym. Nie sposób wytknąć urodzonemu w Londynie reżyserowi w całym jego dorobku, choćby jednego słabego filmu, a z drugiej strony niektóre z nich potrafią rozczarować. Jest to oczywiście poniekąd paradoksalna wina samego Nolana, który po zrealizowaniu takich obrazów jak "Prestiż", "Mroczny Rycerz", czy "Incepcja" po prostu wyrobił w widowni ogromne oczekiwanie co do swoich dzieł. Każdy kolejny tytuł firmowany jego nazwiskiem, na wiele dni przed premierą pretenduje do miana filmu wybitnego. Takiego który dostarczy widzowi doznań, jakich nie byłby w stanie zapewnić nikt inny, a każde odstępstwo od tych wysoko postawionych oczekiwań może uchodzić za swego rodzaju zawód. "Dunkierka" łączy w sobie te sprzeczne odczucia. Z jednej strony wywołuje zachwyt powodowany możliwością obcowania z czymś niezwykłym, z drugiej zaś rozczarowanie, że nie jest to jednak dzieło niepodważalnie wybitne.
 
Operacja "Dynamo", pod takim kryptonimem rozpoczęto na przełomie maja i czerwca 1940 roku ewakuacje Brytyjskiego Korpusu Ekspedycyjnego oraz części wojsk francuskich i belgijskich z Dunkierki. Łącznie czterysta tysięcy żołnierzy oczekujących na pomoc pod naporem zbliżającego się frontu niemieckiego. Akcja filmu rozgrywa się na lądzie, morzu i w powietrzu, a głównymi bohaterami są zapewniający wsparcie lotnicze pilot Farrier (Tom Hardy), próbujący wydostać się z plaży żołnierz piechoty Tommy (Fionn Whitehead) oraz kapitan cywilnej łodzi Dawson (Mark Rylance), który wraz z synem Peterem (Tom Glynn-Carney) podobnie, jak wielu innych wyrusza do Dunkierki, by pomóc w ewakuacji żołnierzy. Głównie to właśnie ich losy śledzimy, przeskakując płynnie między kolejnymi wydarzeniami operacji "Dynamo".


Akcja toczy się na trzech płaszczyznach czasowych oraz przestrzennych. Z perspektywy morza, lądu i powietrza, które przeplatając się ze sobą mają dać pełny obraz opowiadanych na ekranie wydarzeń. Zabieg ten, choć nie nowatorski w kinie wojennym i dobrze znany z poprzednich filmów Nolana, różni się znacząco od większości podobnych form narracji. Przede wszystkim dzięki niesamowitej, a czasem wręcz przytłaczającej intensywności z jaką reżyser od pierwszej do ostatniej minuty prowadzi historię. Pod względem natężenia efektów audiowizualnych i montażowych porównać to można chyba tylko z ostatnią kilkunastominutową sekwencją "Incepcji".
 
Muzyka Zimmera przeszywa bębenki, niczym niekończący artyleryjski ostrzał. Kadry Van Hoytemy układają się w kolejne niesamowite batalistyczne sekwencje. Bohaterowie natomiast pozornie poruszający się na otwartych przestrzeniach lądu, morza i powietrza, w rzeczywistości, czy to na małej łodzi, w kokpicie samolotu, lub zatłoczonym molo znajdują się w klaustrofobicznym stanie permanentnego zagrożenia od którego w żaden sposób nie są w stanie się uwolnić.


Taki sposób opowiadania niemal z marszu rzuca widza, może nie tyle w niekończącą się spiralę koszmaru wojny, co bardzo dosadnie konfrontuje go z poszczególnymi, następującymi po sobie zdarzeniami. Po krótkiej planszy informującej o tym gdzie i w jakich okolicznościach rozgrywa się akcja filmu, niemal natychmiast stajemy się jego integralną częścią, podążając za bohaterem bardziej, jako członek jego oddziału, niż bierny obserwator. Strach, niepokój i niepewność wylewają się z ekranu bardzo obficie, ale i nienachalnie, co zapewnia chwilami wręcz ekstremalne doznania i mocno przyspieszone tętno.
 
Nolan zadbał o dużą zdawkowość w dosadnym wyrażaniu emocji. Zarówno pod względem ekspresji zachowań i przede wszystkim oszczędności w słowach. Scenariusz "Dunkierki" jest chyba najbardziej okrojonym z dialogów w całym dorobku reżysera i niewątpliwie wychodzi to filmowi na zdrowie. Zamiast słuchać patetycznych nienaturalnych kwestii wypowiadanych w chwilach zagrożenia, obserwujemy po prostu twarze pełne lęku i zwątpienia. Okrzyki radości, które mogłyby towarzyszyć dotarciu na statek zastępuje cisza. Brak tu egzystencjalnych przemyśleń, którymi twórcy kina wojennego lubią szafować. Brak nadużyć w postaci napompowanych do granic możliwości wewnętrznych, moralnych rozterek. Kiedy śmierć może nadejść w każdej chwili, na takie naddatki zwyczajnie nie ma czasu.


"Dunkierka" jest niemal całkowitym wizualnym i narracyjnym zaprzeczeniem tego czym był ostatni głośny film osadzony w realiach II Wojny, czyli "Przełęcz ocalonych" Mela Gibsona. Obserwujemy bohaterów w sposób niemalże dokumentalny, pozbawiony psychologicznych ozdobników i pseudointelektualnych nadinterpretacji. Nolan pokazuje ludzi w konkretnych sytuacjach. Wykonujących swoje obowiązki, starających się przeżyć i wbrew rozsądkowi robiących to co uważają za słuszne. Rzeczywistość, która ich otacza wymaga szybkiego działania, instynktownych reakcji niezbędnych do tego by przetrwać. I choć nie ma wśród nich herosów, którzy dokonywaliby nadludzkich czynów to tak naprawdę bohaterem jest każdy z nich.


Cały ciężar realizacyjny po jakimś czasie rozmija się jednak z przybierającą nieco lżejsze tony fabułą. Sposób w jaki Nolan prowadzi historię dość szybko wywołuje pewne konkretne oczekiwania, co do kolejnych wydarzeń i konsekwencji, które mogą, czy powinny za sobą nieść. Wplątanie się w misternie zaplanowaną narracyjną sieć od której trudno się później oderwać może okazać się zgubne, a ostateczny kierunek w którym zmierza fabuła niewspółmierny z oczekiwaniami.
 
Mimo wielkiego kunsztu reżyserowi nie udaje się również zagrać na głębszych emocjonalnych tonach. Postawienie na bohatera zbiorowego to niewątpliwie dobre posunięcie, lecz przez to trudno o silniejsze utożsamienie się z postaciami. Emocje z czasem rozmywają się do tego stopnia, że można poczuć się oszukanym. Paradoksalnie brak w tej historii goryczy. Odpowiedniego balansu i skontrastowania pozytywnych emocji z tymi negatywnymi. Nolan pozostając wobec swoich bohaterów całkowicie neutralnym sprawia, że po jakimś czasie podchodzi się do nich z dystansem i bez emocji, co grozi niestety tym, że zamiast być całą historią poruszonym pozostaje się "jedynie" pod wrażeniem.


Rozpisywać się w pełni o technicznym kunszcie "Dunkierki" (czy jakiegokolwiek filmu Nolana) to trochę tak, jakby opatrzyć komentarzem audiodeskrypcyjnym obraz Jacksona Pollocka. Wspomniany wcześniej duet Zimmer i Van Hoytema oraz montażysta Lee Smith pod batutą Nolana dają mistrzowski popis kunsztu, finezji i kreatywności, jednocześnie utrzymując odpowiednie tempo, spójność i dyscyplinę, dzięki czemu ani na chwilę nie ma się wrażenia, że w którymś momencie ktoś przeszarżował. Najbardziej cieszy chyba powrót do formy Hansa Zimmera, który po kilku latach, bardziej przerabiania swoich starych motywów, niż tworzenia nowych, pokazał że przy współpracy z kreatywnymi ludźmi wciąż ma wiele do zaoferowania.

 

Podobnie jak ekipa techniczna współgra ze sobą obsada. Reżyser w dużej części postawiła na aktorów bardzo młodych, w tym debiutantów (Tom Glynn-Carney), którzy nie tylko podołali zadaniu, ale również nie odstawali na tle takich nazwisk, jak Mark Rylance, Tom Hardy, czy Cillian Murphy. Jak zawsze u Nolana nikt nie gra pod siebie i nie wybija się na pierwszy plan, co w "Dunkierce" jest szczególnie istotne.


Można mówić, że Christophera Nolana, jako twórcę i reżysera aktualnie porównywać powinno się jedynie z nim samym, a w "Dunkierce" szukać raczej nie odniesień do tradycji kina wojennego, a poprzednich filmów reżysera. Poniekąd to prawda, ale nie sposób również odnieść wrażenia, że przy całym kunszcie i precyzji Nolan świadomie, lub nie staje się chwilami zakładnikiem własnych, niekiedy hermetycznych klisz, dbając bardziej o efektowność, niż ogólny wydźwięk opowiadanej przez siebie historii. Nie sposób jednak czynić mu z tego powodu wielkich wyrzutów, bo osiąga przy tym poziom dla innych nieosiągalny. Jeżeli "Dunkierka" jest w pewnym stopniu rozczarowaniem to chcę takich rozczarowań przeżywać jak najwięcej.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nolan ma jaja, bez wątpienia. Jako jeden z nielicznych hollywoodzkich reżyserów może pozwolić sobie na... czytaj więcej
"Memento" jest filmem, który na przełomie wieków wprowadził powiew świeżości do amerykańskich thrillerów.... czytaj więcej
Żartobliwi powiedzą, że Christopher Nolan, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom wakacyjnych kinomanów,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones