Recenzja filmu

Baśnie tysiąca i jednej nocy (2000)
Steve Barron
Mili Avital
Alan Bates

Arabska noc

"I arabski dzień". Każdy kto pamięta niedzielne edycje Disneyowskiego serialu "Alladyn" bez trudu rozpozna ten refren. Zapewne takich osób będzie dość dużo, bowiem baśniowy i niezwykle bogaty
"I arabski dzień". Każdy kto pamięta niedzielne edycje Disneyowskiego serialu "Alladyn" bez trudu rozpozna ten refren. Zapewne takich osób będzie dość dużo, bowiem baśniowy i niezwykle bogaty świat "Tysiąca i jednej nocy" od lat pobudza wyobraźnię zarówno filmowców jak i widzów. W "Opowieściach Szeherezady" mamy kolejną próbę przeniesienia tego wspaniałego tekstu na ekran. Jak sama nazwa wskazuje, film zachowuje książkowy sposób narracji przez chcącą zachować życie Szeherezadę, graną przez bardzo atrakcyjną żydowską aktorkę Millę Avital. Zachowana została również szkatułkowa kompozycja treści, choć uległa ona jednak pewnemu uproszczeniu w stosunku do książki, gdzie dosłownie mieliśmy opowieść w opowieści, w opowieści, prowadzącą do innej opowieści. Jeśli chodzi o same historie, to oczywiście produkcja tak krótka, że może tylko wprowadzić w specyficzną poetykę Orientu, ale udaje jej się to. Do przedstawienia wybrano nadzwyczaj przyjemne do oglądania opowieści nurtu łotrzykowskiego spajane wątkiem Szeherezady i Schariara. Sprzyja to również odbiorowi filmu, ponieważ morał każdej opowieści przedstawiony jest jako dyskusja księżniczki i Sułtana. "Opowieści Szeherezady" oczarowują również bogactwem dekoracji, kostiumów czy rekwizytów tym bardziej, że jest to przecież produkcja telewizyjna. Olbrzymim plusem jest też znakomicie dobrana obsada i jej świetne kreacje. W historii, powiedzmy zasadniczej, na czoło wybija się znakomita interpretacja Szehezady miss Avital i Sułtana, mówiącego niekiedy z iście connery'owskim akcentem Dougraya Scotta. Nie można również w tej części pominąć postaci drugoplanowych, weterana Alana Batesa, który stworzył świetną, intrygującą postać Bajarza i którego dyskusje z Szeherezadą należą do najlepszych w filmie oraz złego brata Sułtana, Szazenana, granego przez posiadającego czadową bródkę Jamesa Fraina. W historiach "pobocznych" także mamy parę świetnych kreacji, ale choć poziom ogólny jest wysoki, trzeba przyznać, że najlepsze role grają doświadczeni aktorzy. Przechodząc do konkretów, najpierw mamy historię o Ali-Babie, choć nieco zmienioną i trójkę znakomitych aktorów: Sewella, Serkisa i Karyo. Najlepsze, jak to czasem bywa, są role negatywne. Andy Serkis, czyli kultowy już Gollum, jako chciwy brat Ali-Baby nie ma wiele do zagrania, ale stworzył charakterystyczną kreację. Dużo lepiej ma Tcheky Karyo, który jako Czarny Karaluch, szef rozbójników jest w zasadzie postacią pierwszoplanową, trochę szaloną, ale zagraną z fantazją. Trochę gorzej wypadł Rufus Sewell, aktor o rzadkiej charyzmie, który jednak jako tytułowy Ali-Baba jest niezwykle sympatyczny. W następnej historii, o Bac Bacu, najwyrazistszy jest Jim Carter jako obdarzony specyficznym poczuciem humoru Ja'Far, ale za to w opowieści o Alladynie mamy już sporo dobrego aktorstwa. Spiritus movens całej opowieści jest Mustapha (Hugh Quarshie), złodziej który zleca Alladynowi zdobycie lampy, a potem chce ją odzyskać. Świetny jest również (i to w dwóch rolach) John Leguizamo, który jako Dżin Lampy ma świetną charakteryzację i znakomite kwestie, ale jeszcze lepszy jest jednak jako kapryśny i przygruby Dżin Pierścienia oraz Pik Sen Lim jako matka Alladyna. Księżniczka Zobeida, czyli znana przede wszystkim jako fenomenalna skrzypaczka Vanessa Mea jest bardzo ładna i sympatyczna, a najsłabszy jest niestety, Alladyn (Jason Scott Lee), rola dobra ale trochę jednak bez polotu. Przykre jest również to, że w drugiej części tej opowieści historia przestaje trochę oczarowywać, zwłaszcza w ewidentnie komputerowej, i do tego źle udźwiękowionej scenie w Colloseum. W opowieści o pijaku Aminie i naiwnym sułtanie (Scott i Frain w nowych rolach!) poziom zostaje jednak odzyskany, jednak tylko po to, aby za chwilę znowu się zachwiać. Ostatnia opowieść, o latającym dywanie, jest chyba najsłabsza ze wszystkim prezentowanych, nie pasuje trochę klimatem, a bohaterów jest za dużo na jakąś wyrazistszą kreację. Scena końcowa filmu jest, o dziwo, dość smutna. Nieodwołalne, bratobójcze starcie nie jest raczej tematem podnoszącym na duchu, choć dzięki niemu naprawdę przekonujemy się, że opowieści, i fikcyjne, i prawdziwe, przekazują nam wiedzę i doświadczenie, ale trzeba też umieć wykorzystać je w twardym życiu. I to jest zasadnicza mądrość filmu, baśnie mogą być piękne i wzniosłe, ale cóż po nich, kiedy nie przekazują żadnej praktycznej wiedzy. I choćby nie wiem jak się starać, trzeba będzie tę, niemiłą nieraz wiedzę, wykorzystać. A ostatnia scena może zaskoczyć każdego. Wróćmy jednak do spraw weselszych, czyli do baśniowej otoczki filmu. Oprócz wspomnianych już dekoracji, kostiumów... "Opowieści Szeherezady" mają jeszcze parę uroczych, arabskich akcentów. Z podkładu słyszymy orientalną muzykę, wszystkie napisy stylizowane są na szankhi, a parę postaci autentycznie szwargocze po arabsku. A Sułtan i Szeherezada? Cóż, Szariar miał słuszne powody, żeby nie ufać kobietom, ale wysłuchawszy opowieści żony zafascynował się nią, własny fanatyzm zauważył i odrzucił, a brata pokonał. A o to przecież chodzi.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones