Recenzja filmu

The Art of Travel (2008)
Brian LaBelle
Thomas Whelan
Jake Muxworthy
Angelika Baran

Art czy Travel?

Connor jest niespełna 20 letnim, bystrym, młodym chłopakiem, stojącym przed kobiercem ślubnym i "wiedzącym" czego chce w życiu... przynajmniej tak mu się wydaje i jak się okazuje, słusznie mu się
Connor jest niespełna 20 letnim, bystrym, młodym chłopakiem, stojącym przed kobiercem ślubnym i "wiedzącym" czego chce w życiu... przynajmniej tak mu się wydaje i jak się okazuje, słusznie mu się wydaje. Po spektakularnie zakończonej ceremonii ślubnej, która ostatecznie nie doszła do skutku, postanawia mimo to spędzić swój "miodowy miesiąc". Kupuje bilet dokądkolwiek i... okazuje się że trafia na przygodę oraz miłość swojego życia. Tu zaczyna się cała historia.

Przygoda, przyjaźń, miłość, odrobina bohaterstwa połączone z niewinnością i przemyśleniami młodego chłopaka, a także odrobina humoru, tworzą klimat który pozwala wysiedzieć przy filmie prawie do końca. Nic ponadto. O ile początek filmu trzyma uwagę widza przy ekranie, to jego koniec jest tak naciągany, że aż czuje się każdą fałdę na fotelu kinowym i słyszy chrupanie popcornu przez osoby siedzące w ostatnim rzędzie sali. Przygoda zamienia się w zlepek klatek filmowych ukazujących miejsca podróżowania naszej dwójki bohaterów (tak, z jednego zrobiło się dwoje, a nawet para), a fabuła koncentruje uwagę na relacjach damsko-męskich i zamiast filmu przygodowego oglądamy kilkuminutowe sceny, w których bohaterzy nieustannie "wymieniają" między sobą pocałunki. Kiedy już wydaje nam się, że nic nie może nas zaskoczyć , scenarzysta szokuje w sposób, na który czekaliśmy mniej więcej od czasu, kiedy Connor stracił już całą swoją niewinność i bezpretensjonalność. Ostatnie kilka minut filmu próbuje nam jeszcze zrekompensować ten powiew nudy, co udaje się wyśmienicie i z kina wychodzimy odrobinę uśmiechnięci, z dziwną lekkością na sercu. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy to lekkość wynikająca z zakończenia, czy jednak z tego, że jest już w końcu po wszystkim.

I gdyby ktoś szukał w filmie górnolotnych przemyśleń à la Christopher McCandless lub przygody à la  Indiana Jones to niech lepiej poczyta Sokratesa lub zagłębi się lekturę przewodników turystycznych. Ewentualnie zawsze jeszcze można obejrzeć kolejny odcinek jakiejkolwiek telenoweli wenezuelskiej. Gwarantuję, że pozostaną te same ślady w psychice, co po obejrzeniu "The Art of Travel". Tak na marginesie rodzi się pytanie:  gdzie tu "art"?
1 10
Moja ocena:
4
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones