Recenzja filmu

Wendeta (2016)
Martin Koolhoven
Dakota Fanning
Guy Pearce

Boża kara

Warto obejrzeć ten film, chociażby po to, aby oddać cześć kobietom, które przez wieki musiały znosić liczne upokorzenia w świecie zdominowanym przez mężczyzn, którzy nie mogli albo i nie chcieli
Okrucieństwo i bestialstwo w kinie oglądaliśmy nieraz i to przy różnych gatunkach. A gdy jest mowa o Dzikim Zachodzie, to i jedno i drugie jest wręcz obowiązkowe
i najczęściej dostajemy tego pod dostatkiem. Nie inaczej jest w "Wendecie"Martina Koolhovena. Reżyser w swoim ostatnim dziele doskonale przedstawia sowich bohaterów w świecie pełnym przemocy, obdzierając jednocześnie z wszelkiej nadziei.



Ameryka XIX wieku. Młoda, piękna i niema Elizabeth (Dakota Fanning, "Wojna światów") wiedzie spokojne życie u boku męża (William Houston, "Dracula: Historia nieznana"), pasierba i córki Sam, otoczona szacunkiem dobrej akuszerki. Pewnego dnia sielanka się kończy za sprawą nowego Pastora (Guy Pearce, "Jak zostać królem"), który wykorzystując nieudany poród jednej z parafianek, nastawia społeczność przeciwko niej. Mąż Liz nie wierzy w jej ostrzeżenia, że mają do czynienia z niebezpiecznym człowiekiem. Kobieta nie wątpi, że zbliża się nieunikniona konfrontacja z człowiekiem, który nie raz w przeszłości ją skrzywdził. Jeśli przegra, konsekwencje poniosą ci, których kocha, zwłaszcza córka.



Niewiele westernów ukazuje sytuację kobiet w Ameryce w XIX. Jeśli się pojawiały, to raczej, jako ozdoba dla męskiego grona. Ich rola ograniczała się do bycia matką, córką lub prostytutką. W "Wendecie" mamy niby to samo, ale zostaje to pokazane pod nieco innym kontem. Przedstawiony świat oglądamy oczami Joanny (Emilia Jones, "High-Rise") vel Elizabeth. Bohaterka zaczynała, jako zwyczajna dziewczyna, która każdego dnia obserwowała jak ojciec pastwił się nad jej matką, którą kochała i potępiała za razem. Później los uczynił z niej prostytutkę, widzącą, co spotyka walczące dziewczyny. I w końcu jej próby ułożenia sobie spokojnego życia u boku dobrego człowieka.


Poprzez główną bohaterkę mamy okazję zobaczyć patriarchalny obraz Ameryki XIX wieku, gdzie kobieta była czyjąś własnością: ojca, męża, pracodawcy. Przedstawione tu kobiety mają świadomość tego, co je czeka za nieprzestrzeganie odgórnie narzuconym je przez mężczyzn zasad. Jedne, jak matka Joanny, poddawały się i pozwalały się zaszczuć i po kolejnym ciosie nadstawiały (dosłownie) drugi policzek. Inne próbowały walczyć, starały się bronić zarówno siebie, jak i inne. Łączyło je to, że wszystkie płaciły tą samą cenę.Koolhovenprosto z mostu pokazuje, iż kobiety, nieposiadające żadnych praw, nie były też przez to prawi chronione. Prostytutka może zostać pobita, ale za podniesienie ręki na klienta, czeka ją w najlepszym razie wycięcie języka, a nawet śmierć. Elizabeth musi znaleźć się gdzieś po środku, aby przetrwać.



Dakota Fanningwspaniale wpasowała się w rolę Liz, perfekcyjnie pokazując rozterki swojej bohaterki. Ponieważ przez sporą część filmu się nie odzywa, posługując się językiem migowym i grając jedynie mimiką, możemy dokładnie zrozumieć jej lęki, radości i smutki. Partnerujący jejPearceidealnie się do niej wpasował. Wielebny w jego wykonaniu, budzi lęk i niechęć od samego początku. Dzięki partiom retrospektywnym poznajemy przeszłość nie tylko Joanny/Liz, ale również jego, początkowo pastora małej, holenderskiej społeczności, później owładniętego żądzami psychopatę. Grozy postaci dopełnia fakt, że wszystkie swoje okrucieństwa tłumaczy wolą Boga, z którym się utożsamia. Zasłaniając się cytatami ze Starego Testamentu, stara się wmówić sobie i wszystkim wokoło, iż miał prawo do takiego, a nie innego zachowania.


Oboje całkowicie zagarniają ekran dla siebie, przyćmiewając pozostałe postaci. Większość pań dostaje swoje pięć minut, aby mieć wielkie BUM i zniknąć. Mężczyźni mają jeszcze mniej i najczęściej odgrywają role ofiar dużo większych niż tzw. Słabsza Płeć. Reżyser ukazuje ich, jako ogólnie mściwych, głupich i bezwolnych, którzy swoją męskość umieją okazać tylko poprzez bicie słabszych, a najczęściej są po prostu niewyobrażalnie naiwni (jak chociażby bohater Kita Haringtona, gwiazdy "Gry o tron", wciśnięty tu chyba na siłę).



Zakończenie i przesłanie "Wendety" nie jest specjalnie optymistyczne. Według reżysera każdego z nas czeka kara Boża. Nie ma znaczenia, czy robiłeś coś w dobrej, czy złej wierze, prędzej czy później przeszłość się o ciebie upomni i przyjdzie ci zapłacić swoją cenę. A nieraz będzie to cena najwyższa. Zwłaszcza w świecie, gdzie kobieta nie ma żadnych praw i nikogo nie zainteresuje dokładniejsze zbadanie jej przeszłości. A ta zostaje również przedstawiona w ciekawy sposób. Historię Elizabeth i Pastora poznajemy od końca, co ma na celu wzbudzenie ciekawości widza, jaki był powód konfliktu tych dwojga.



Warto obejrzeć ten film, chociażby po to, aby oddać cześć kobietom, które przez wieki musiały znosić liczne upokorzenia w świecie zdominowanym przez mężczyzn, którzy nie mogli albo i nie chcieli dojrzeć w nich równoprawnych ludzi.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Holenderskiemu westernowi "Brimstone" trudno zarzucić cokolwiek pod kątem realizacji bądź rzemiosła... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones