Recenzja filmu

Bękarty wojny (2009)
Quentin Tarantino
Eli Roth
Brad Pitt
Mélanie Laurent

Chcesz wiedzieć skąd mam te blizny?

"Chyba stworzyłem arcydzieło" – tymi słowami, włożonymi w usta Brada Pitta,Quentin Tarantino kończy swój najnowszy film "Bękarty wojny". Od razu skojarzył mi się tytuł piosenkiNelly Furtado "All
"Chyba stworzyłem arcydzieło" – tymi słowami, włożonymi w usta Brada Pitta,Quentin Tarantino kończy swój najnowszy film "Bękarty wojny". Od razu skojarzył mi się tytuł piosenkiNelly Furtado "All good things comes to an end" (Wszystkie dobre rzeczy się kończą), która to wieńczyła jej płytę "Loose". W obu przypadkach jest to dość kuriozalne stwierdzenie. Czy rzeczywiście "Bękarty wojny" to arcydzieło? W moim odczuciu, chyba jednak nie, nie mniej nie można temu dziełu odmówić tego, że jest rewelacyjne i na pewno, cytującRoberta Leszczyńskiego, "szalenie interesujące". Quentin Tarantinoto twórca, który łatwo nie ma. Jego pierwszy film – "Wściekłe psy" – był jak zastrzyk z czystej adrenaliny w samo serce skostniałego Hollywood. Potem dokładnie taki sam zastrzyk pokazał na ekranie w swoim drugim i ciągle najlepszym filmie – "Pulp Fiction". I właśnie w tym dziele tkwi problem. "Pulp Fiction" jest obrazem absolutnie kultowym oraz jednym z tych, które na stałe zapisały się w annałach historii. Jest też zaledwie drugim dziełem reżysera. Wielu twórców musisz długo czekać na taki film w swojej karierze.Quentin osiągnął to szybko i przez to od każdego jego kolejnego filmu wymaga się niewiarygodnie wiele. I tak samo pod górkę mają jego "Bękarty wojny". Historia opowiedziana w filmie nie jest zbytnio skomplikowana (podobnie zresztą jak w każdym filmie reżysera). Oto mamy komando amerykańskich żołnierzy pochodzenia żydowskiego, którzy mają jedno i tylko jedno zadanie – zabijać nazistów. Proste? Wręcz banalnie! Jednak nie na tym polega siła wyrazu filmu. To może na sposobie opowiedzenia (zaburzona chronologia/wstawki anime/czarno-białe zdjęcia, skreśl niepotrzebne) i narracji? Też nie. To może na klimacie, porywających scenach i wyrachowanych dialogach? Zdecydowanie! Film niepodważalnie jest jedyny w swoim gatunku. Jednak jaki jest jego gatunek? Skoro fabuła opowiada o II Wojnie Światowej, to chyba film wojenny. Nic bardziej mylnego. W przypadkuQuentina Tarantino nie istniej coś takiego jak kręcenie filmu w jednym konkretnym gatunku. "Miesza on style i gatunki jak na imprezie trunki", można by powiedzieć parafrazując mniej znanego Sidneya Polaka. Mamy tu elementy rasowego westernu (sposób kręcenia scen), kina zemsty (wątek Shosanny), filozoficznych pogawędek żywcem wyciągniętych z kinaRicharda Linklatera czy też elementy gore (skalpowanie). Nie mniej czegoś mi brakowało w filmie. A mianowicie - tytułowych Bękartów. Niby byli, jednak tak naprawdę mało jest scen, w których możemy ich jakoś lepiej poznać. Pierwsza scena z ich udziałem to werbowanie oddziału przez porucznika Raine'a, a następnie przeskakujemy cały rok do przodu i widzimy "lekko" zdenerwowanego Hitlera, który opowiada o wyczynach bękartów a my musimy mu wierzyć na słowo. Zabrakło mi scen pokazujących Aldo Apacza i jego ludzi planujących i przeprowadzających jakąś akcję (choć wiem, że to nie film sensacyjny) lub scen pokazujących ich psychikę (choć wiem, że to nie dramat społeczny). To jest chyba największy minus, jaki odczułem, oglądając film. Na tym polu "Bękarty" przypominają bardzo zeszłoroczny hit kinowy "Mrocznego rycerza". Zresztą na tym podobieństwa się nie kończą. Gdyby nie to, żeQuentin pisał scenariusz już od dość dawna, to uznałbym, że bardzo podobał mu się wspomniany film Christophera Nolana. Ale o tym za chwilę. Jeśli chodzi o warstwę techniczną, to nie można się nigdzie do filmu przyczepić. Plus posiada on chyba najszybciej pokazaną strzelaninę - w zaledwie 20 sekund Tarantino demoluje karczmę i niemal wszystkich wewnątrz (brawa za świetny montaż sceny). Długie ujęcia twarzy bohaterów lub kilkuminutowa jazda kamerą w kinie podczas uroczystości – to jest to, co lubię w filmach, i to bardzo. Plus oczywiście świetnie dobrana muzyka, ale to jużQuentinowy standard, mimo że tym razem bardziej postawił on na utwory instrumentalne niż same piosenki. Jednym z najważniejszych elementów filmów Tarantina (chyba na równi z scenariuszem lub zaraz za nim) są postacie filmu, a raczej aktorzy wcielający się w nie. I tutaj również swoimi wyborami twórca "Kill Billa" nie zawodzi. Jednakże z wielkim smutkiem muszę przyznać, że zawiodłem się troszkę na Bradzie Pitcie. Jest on jednym z moich najbardziej ulubionych aktorów i dlatego zawód boli jeszcze bardziej. Tym bardziej, że może i w wielu kręgach ma opinię "zwykłego przystojniaczka", to niepodważalnym faktem jest, że potrafi stworzyć kreacje genialne ("12 małp", "Podziemny krąg" i jak dla mnie zdecydowanie "Przekręt"). Jednak takowej tutaj nie pokazuje. Oczywiście jest to świetny aktor i poniżej pewnego poziomu już nie schodzi, jednak liczyłem na coś więcej niż zawadiacki akcent. Szkoda. Chyba zdecydowanie najlepiej reżyserowi "Grindhouse: Death Proof" wychodzi "wyciąganie" zapomnianych gwiazd i przywracanie ich blasku. Za to pozytywnie zaskoczył mnieEli Roth. Jego Żyd-Niedźwiedź to może nie jest jakaś wybitna rola, jednak zapada w pamięć, a w oczach Rotha można ujrzeć prawdziwą, czystą i nieprzeniknioną przyjemność, jaką czerpie z zabijania Niemców. Bilet do kina – 20 złotych. Wyraz twarzy Rotha podczas finałowej kasacji nazistów – bezcenny. Podobnie pozytywnie zaskoczył mnieTil Schweiger – idealny z niego cichy, ale zarazem krwawy zabójca. Na specjalną uwagę zasługuje równieżMélanie Laurent grająca Shosannę – sceny z jej udziałem są nasycone największą ilością barwnych emocji. Poza tym, jest ona w jakiś niewytłumaczalny dla mnie sposób, neurotycznie pociągająca. Nieźle spisuje się również Diane Kruger, mimo że co do niej mam podobne odczucia jak w przypadku Pitta - jest dobrze, ale mogło być lepiej. Cokolwiek bym jednak napisał o innych aktorach, to jest pewna osoba, która rekompensuje wszystkie zawody, i to z nawiązką. Tylko dwa słowa – Christoph Waltz. To jest bingo! Mimo że nie jest to młody aktor i na swoim koncie ma już sporo dokonań, to ta rola zdecydowanie pomoże mu się przebić niczym taran do samego Hollywood. Dawno w kinie nie widziałem tak genialnie (tak nie boję się użyć w tym przypadku owego słowa na „g”) i porywająco zagranej postaci jak pułkownik Hans Landa. Ostatnim razem było to chyba za sprawąPhilipa Seymoura Hoffmana podczas seansu "Synecdoche, New York". Nie wiem jaki procent zasługi przypisać tutaj rozpisanej w scenariuszu postaci, a jaki Waltzowi, ale jest to mało ważne. Ważne, że kino dostało taką postać. Po cichu liczę na deszcz nagród zwieńczony Oscarem. Tym bardziej, że Akademia lubuje się ostatnio w nagradzaniu za role drugoplanowe różnej maści czarnych charakterów - patrz demonicznyJavier Bardem w "To nie jest kraj dla starych ludzi" i szalonyHeath Ledger w "Mrocznym rycerzu". I tu znów kolejne podobieństwo do filmu o Batmanie. Hans Landa to taki Joker ze świata Tarantina. Jest piekielnie inteligentny, diabelnie sprytny i szatańsko hipnotyzujący widownię. To właśnie od sceny z nim zaczyna się film i to właśnie jego najbardziej chce się oglądać na ekranie. "Goodbay Hitler", "Nikt nie wyjdzie stąd żywy", "Szeregowiec Tarantino i jego słodkie dranie", "Full Metal Bastard" – to są tytuły, które rozważałem dla tej recenzji. Zdecydowałem się jednak na cytat ze wspomnianego już kilka razy "Mrocznego rycerza". Blizny to niezwykle integralny element fabuły zarówno w "Bękartach" jak i w Batmanie. Są też jedną z tych rzeczy, które na długo zapamiętuje się po seansie filmu. Jak widać oba filmy łączy wiele. Jednak gdy Gacek to po prostu film rozrywkowy z ambicjami na więcej,Bękarty są filmem rozrywkowym posiadającym to "coś więcej". Jednak arcydziełem kinematografii, jak próbuje nas przekonać Quentin, dla mnie nie są. Są za to na pewno arcydziełem postmodernizmu. Koktajlem Mołotwa wymierzonym w niedowiarków, serią z cekaemu dla bluźnierców oraz granatem wsadzonym w usta decydentom. Jednak moje słowa na nic się nie zdadzą – zdecydowanie lepiej nimi operuje Quentin Tarantino. A wiec gorąco zapraszam do jego świata. Tu wszystko jest możliwe. Dosłownie!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kiedy do mediów przedostały się pierwsze informacje o planowanym najnowszym projekcie Quentina Tarantino,... czytaj więcej
Najnowszy film Quentina Tarantino "Bękarty wojny" już teraz, zaledwie kilka tygodni po premierze... czytaj więcej
Quentin Tarantino - to nazwisko przebrzmiewające głośnym echem przez branżę filmową, budzące tyle samo... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones