Recenzja filmu

Żołnierze kosmosu (1997)
Paul Verhoeven
Casper Van Dien
Dina Meyer

Chcesz wiedzieć więcej?

Bliżej nieokreślona przyszłość. Wyidealizowana i zatopiona w pysze ludzkość dzieli się na cywilów oraz pełnoprawnych obywateli. Posiadanie dzieci wymaga pozwolenia władz a wzniosłość i
Bliżej nieokreślona przyszłość. Wyidealizowana i zatopiona w pysze ludzkość dzieli się na cywilów oraz pełnoprawnych obywateli. Posiadanie dzieci wymaga pozwolenia władz a wzniosłość i propagandowa siła telewizji ma swoje apogeum. Kolonizacja przestrzeni kosmicznej jest niczym założenie kapci, natomiast służba wojskowa powraca na stanowisko najistotniejszych zajęć przeciętnego Kowalskiego, który chce się udzielić społecznie i dostać tytuł obywatela. Pokora ludzka zostaje jednak wkrótce wystawiona na próbę, gdy po drugiej stronie Drogi Mlecznej zostaje odkryta zupełnie inna, odmiennie ukształtowana cywilizacja - Arachnidy. W niczym nie przypominają one stereotypowych wyobrażeń życia pozaziemskiego - ufoludków w wirujących spodkach - więc ich byty zostają uznane za prymitywne, niegodne rangi cywilizacji. Mimo wszystko, ewolucyjne uwarunkowania umożliwiają Arachnidom kolonizowanie sąsiednich układów gwiezdnych a nawet prowadzenie wojen. To wszystko, łącznie z rozbudowaną hierarchią oraz liczebnością, usadawia tę formę życia na równi z człowiekiem. Do krwawej wojny dochodzi więc nietrudno, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo coraz częściej atakowanych kolonizatorów, oraz Ziemi...

Zrealizowana z dużym rozmachem luźna ekranizacja książki Roberta A. Heinleina idealnie odwzorowuje ironię starcia z robakami oraz pastisz płynący z połączenia ze sobą faszyzmu, totalitaryzmu i solidnej dawki militaryzmu panującego ustroju, co było główną esencją książkowego oryginału. Widz, podobnie jak obecne tam postacie, czuje się zdezorientowany, bądź co gorsza, nieświadomy zaistniałymi tam sytuacjami i całym systemem politycznym. Reżyser idealnie dopasował proporcje efektownego i niecenzurowanego widowiska oraz inteligentnie wpasowanych podtekstów ustrojowych. Tak udana zabawa konwencją mogła zostać nakręcona tylko i jedynie przed XXI wiekiem. Kino w dzisiejszych czasach nie pozwoliło by na taką swobodę wyrazu, jak zbyt intensywna przemoc, szczypta erotyki i ponure przesłanie polityczne, którymi jest przesiąknięty ten film. Verhoeven, realizując Starship Troopers, jak i wiele innych, kultowych już tytułów (m.in. RoboCop, Pamięć absolutna, Nagi instynkt), w tym stosownym czasie, nie narażał się na cenzurę producentów i był równocześnie zaliczany do grona reżyserów komercyjnie wolnych, co w Kinie klasy B, jaką reprezentują "Żołnierze...", jest niebywale rzadkie.

Oprócz wartości merytorycznych, również aspekty techniczne filmu pozostają bez zarzutów. Specjaliści z królującego niegdyś studia Industrial Light & Magic, wykorzystując głównie CGI, pamiętali również o tradycyjnych metodach osiągania obrazów niemożliwych (m.in. animatronika, miniatury, pirotechnika). Połączenie wszystkich tych technik, zapewnia przyjemną ucztę dla oczu. Film był nominowany do Oscara za efekty specjalne i bił się o niego przy boku innych superprodukcji roku 1997 - Spielbergowego Zaginionego Świata i zwycięskiego Titanica spod ręki Camerona. Zdjęcia stoją na prawidłowym poziomie - nie "popisują" się sobą zanadto i pełnią cicho swą rolę. Muzyka Basila Poledourisa wpada w ucho i w połączeniu z filmem brzmi wręcz genialnie. Niestety poza filmem jest już głównie kakofoniczną tapetą, pełną wtórnych autocytatów twórczości kompozytora, niepozbawioną jednak specyficznego klimatu. Aktorstwo młodych i mało znanych aktorów jest takie, jakie być powinno przy tego typu niekonwencjonalnym i niewymagającym kinie. Wykreowane postaci sprawiają wrażenie nieświadomych i skażonych wspomnianym już chorym ustrojem politycznym. Nastolatków, którzy, mimo że są jeszcze młodzi i naiwni, zmuszonymi do zatopienia się w głupocie władz.

Osobny akapit należy się też samym Arachnidom. Ich rodzima planeta, Klendathu, oraz inne skolonizowane planety, są pełne niebezpiecznych kanionów, pustynnych i pozbawionych roślinności obszarów. Za sam wygląd Arachnidów należą się oklaski. Twórca efektów specjalnych z pierwszego Parku Jurajskiego, Phil Tippett, zaprojektował naprawdę świetne kreatury, które są jednym z głównych powodów sukcesu tego uniwersum. Wszystkie rasy wyglądają wyśmienicie i razem z dinozaurami z Parków Jurajskich są godnymi reprezentantami monster-movie lat 90.

Co można jeszcze powiedzieć o filmie? Mimo olbrzymiej ilości uproszczeń, delikatnego braku realizmu i miejscami nie dla wszystkich strawną konwencją, film warty jest obejrzenia ze względu na swoje niewybredne i nienarzucające się drugie dno. Ot, taka wieczorynka z morałem dla dorosłych, nastawiona również w dużej mierze na niewymagającą rozrywkę. Film mogę polecić wszystkim szanującym się koneserom B-klasowego kina sci-fi, którzy na pewno znajdą tu coś dla siebie. I, naprawdę, nie trzeba wiedzieć już więcej...
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Rok 2400. W świecie, gdzie przepustką do otrzymania obywatelstwa jest służba wojskowa młody Johnny Rico... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones