Recenzja filmu

Terminal (2004)

"Terminal" nie jest kinem wybitnym, ani nawet bardzo dobrym. Po Stevenie Spielbergu można się jednak nieco więcej spodziewać. A jednak z odpowiednim nastawieniem, może się ten film spodobać. To bardzo ciepła i sympatyczna historia, chociaż zaczyna się tak, że aż żal serce ściska. Oto Viktor Navorski, który zna ledwo parę słów po angielsku, z powodu przewrotu wojskowego w swoim kraju, nie może ani wejść na terytorium Stanów Zjednoczonych ani wrócić do ojczyzny. Musi pozostać na obszarze terminalu, aż do wyjaśnienia sytuacji. Jak sobie poradzi bez pieniędzy, jedzenia, domu? Dalsze perypetie Viktora są w większości pozytywne i zabawne. Bohater znajduje przyjaciół, zjednuje sobie ludzi, zaczyna sobie nieźle radzić. Wszystko to okraszone jest dawką humoru. "Terminal" to wspaniały wybór, jeśli po prostu mamy ochotę na odprężenie, zabawę i śmiech. Intelektualnej pożywki tu niewiele, wszystko jest proste i przewidywalne. Tom Hanks zagrał naprawdę dobrze (jak zwykle), natomiast zawiodła Catherine Zeta-Jones. Jej aktorstwo jest sztuczne, a cały wątek z jej udziałem burzy tylko rytm filmu. Na uwagę zasługują także zdjęcia Janusza Kamińskiego. Jeśli więc szukacie dobrej, ale niewymagającej intelektualnie rozrywki, "Terminal" to znakomite rozwiązanie. Przy tym filmie można wręcz wypocząć. Mam jednak nadzieję, że następnym razem Steven Spielberg pokaże nam coś ciekawszego.