Recenzja filmu

Kod da Vinci (2006)
Ron Howard
Tom Hanks
Audrey Tautou

Co kryje "Kod da Vinci"?

W niektórych dziełach sam kontrowersyjny temat i aura skandalu mogą być swoistą motywacją do zapoznania się z utworem i skontrastowania swoich odczuć z uczuciami innych ludzi, tudzież
W niektórych dziełach sam kontrowersyjny temat i aura skandalu mogą być swoistą motywacją do zapoznania się z utworem i skontrastowania swoich odczuć z uczuciami innych ludzi, tudzież opinią publiczną. Należy do nich "Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, którego "drażniącą kwestią" było stwierdzenie, że tzw. świętym Graalem są dokumenty świadczące o tym, że Jezus Chrystus był żonaty z Marią Magdaleną, miał z nią dzieci, których potomkowie żyją do dziś we Francji. Samo stwierdzenie, chociaż z gruntu absurdalne i przejęte m.in. z "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Martina Scorsese, pod kątem literackim świetnie spełniło rolę, gdyż po książkę sięgnęło kilkanaście milionów ludzi, zapewniając jej pozycję bestsellera. W osiągnięciu tego faktu, paradoksalnie pomógł nawet sam Kościół, którego ta fikcja literacka mocno dotknęła, czego efektem były liczne demonstracje i listy m.in. z Watykanu. Jednak poza mgłą skandalu, powieść obroniła się sama. Podobnie jest z filmem Rona Howarda, któremu zarzucano wiele, zarówno pod względem odwzorowania fabuły, doboru aktorów, jak i samej osoby reżysera. Jednak producenci mieli nosa. Howard "dopieścił" cały film, zaprosił do współpracy jednych z najlepszych speców w Hollywood w dziedzinach scenografii, zdjęć, muzyki (Hans Zimmer - genialna, tajemnicza i zagadkowa ścieżka dźwiękowa, której można słuchać także bez oglądania filmu) czy montażu. Wszyscy z powierzonych im zadań wybrnęli w ponad przeciętny sposób. Wybitnie w "Kodzie…" wypada aktorstwo. Jednak to nie odtwórcy głównych ról grają tu pierwsze skrzypce (osiągają poziom poprawności), lecz genialny Ian McKellen, który w jednej chwili jest archetypem dziadka - gawędziarza, przepełnionego ciepłem i ciętym dowcipem, po czym (kto nie widział filmu bądź nie czytał książki, niechaj pominie to zdanie) zmienia się w czarny charakter pragnący za wszelką cenę rozwiązania zagadki. Ta rola to absolutna perełka pokazująca, jak wspaniałym i wybornym aktorem jest McKellen oraz jak świetnie został do tej roli dobrany. Świetnie poradził sobie także Paul Bettany, wcielając się we wspomnianego Silasa – postać mroczą, niejednoznaczną, tragiczną. Co najważniejsze środkiem wyrazu nie było naprzemienne robienie groźnych i cierpiętniczych min, lecz poważne, dojrzałe aktorstwo. Akcja filmu (jak i książki) zaczyna się od morderstwa kustosza w Luwrze. Wezwany zostaje Robert Langdon, harwardzki uczony, biegły w dziedzinie symboliki. Na miejscu zbrodni odkrywa wiele tajemniczych znaków, prowadzących nie tylko na trop mordercy, lecz także tajemnicy z początków chrześcijaństwa. Ciało zmarłego ułożone jest podobnie do ciała na obrazie "Człowiek witruwiański", a narysowany na nim pentagram stanowi symbol związany z kultem przyrody, a także z najsłynniejszym spośród "ciągów rosnących" w matematyce, ciągiem Fibonnaciego. Poszukiwania mordercy prowadzą do Zakonu Syjonu, do którego prawdopodobnie należał zmarły (a także Leonardo da Vinci, Wiktor Hugo, czy Izaak Newton), oraz do strzeżonej przez tę organizację tajemnicy. Misja owej organizacji polega na ochronie Świętego Graala, który nie jest, jak się powszechnie uważa, kielichem, ale zbiorem tajnych dokumentów, które mogą zmienić losy świata. Dan Brown wysuwa różne hipotezy, odwołując się do gnostycyzmu, symboliki dzieł renesansowych (zwłaszcza "Mona Lizy" i "Ostatniej wieczerzy" Leonarda da Vinci), kryptologii, faktów historycznych, ale także podań i legend. Oczywiście w ekranizacji wszystkiego nie dało się upchnąć, lecz trzeba przyznać, że scenarzysta, Akiva Goldsman, umiejętnie odwzorował wszystkie wątki, w niektórych miejscach nanosząc trafne poprawki (złagodzenie wątku opactwa Opus Dei, który był dość dosłowny w książce. Rozbudowanie roli mnicha Silasa, roli zdecydowanie najbardziej zagadkowej postaci w powieści). Adaptacja "Kodu da Vinci" jest bowiem czystej wody superprodukcją, nastawioną na zysk i zapewnienie widzom rozrywki. Powstał taki film, jakiego powszechnie się spodziewano, bardzo dokładnie odwzorowujący powieść (co nie dostarczy fanom większej ilości adrenaliny), świetnie reklamowany i wykonany przez doświadczonego rzemieślnika, który nie udaje stricte komercyjnego przeznaczenia. Przy okazji porusza także dogmaty wiary, co automatycznie zmusza do dyskusji nad nimi. Dlatego dziwną, choć przewidywalną, politykę wobec produkcji zastosował Kościół katolicki. Obłożenie filmu różnorakimi klątwami, zakazami oraz różnego rodzaju protestami wywołało paradoksalnie odwrotną reakcję. Każdy chciał zobaczyć film, którego wyświetlania w wielu krajach zabroniono i o którym z pogardą wyraża się ksiądz na kazaniu. Były oczywiście głosy biskupów twierdzących, że zarówno powieść, jak i film to czysta fikcja (literacka czy filmowa). Byli oni jednak w zdecydowanej mniejszości, a właśnie tutaj leży klucz do zrozumienia sensu powieści, gdyż Brown stworzył poczytną fikcję literacką bazującą nad założeniami i historią jednej z największych religii świata. Dowolnie zmieniając, interpretując czy pomijając fakty historyczne, stworzył dzieło mające na celu wyniesieni roli kobiet w religii na piedestał. Kobiet, które zarówno w Biblii, jak i współcześnie zhierarchizowanym Kościele zajmują niższe funkcje kapłańskie, które przez kilkanaście stuleci nie mogły się nawet odzywać podczas nabożeństw (list świętego Pawła), którym to w końcu przypisywano wygnanie mężczyzn z raju i w konsekwencji śmierć Chrystusa, który chciał ten grzech odkupić. Sprawiedliwość dziejowa? Nie, ponieważ głównym celem zarówno powieści, jak i filmu nie jest odwrócenie ludzi od wiary i kościoła, a zmuszenie ich do uświadomienia sobie istoty i historii własnej religii. Bo na pewno nie jest nią coniedzielna msza i klepanie bez zrozumienia tych samych formułek. Jeśli zasięgniemy prawdy i zaczniemy studiować podstawy wiary, to wygraliśmy. To właśnie kryje się pod kodem da Vinci.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna to książka wszech czasów w kategorii "materiał na film". Powodów jest... czytaj więcej
"Kod Leonarda da Vinci" Dana Browna, bardzo szybo stał się popkulturowym fenomenem, lądując na samym... czytaj więcej
O kasowym, choć niestety słabym filmie "Kod da Vinci" większość widzów pewnie już zapomniała. Książka też... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones