Człowiek, który chciał być królem

Dzieło Tiago Guedesa stanowi filmowy odpowiednik "Na wschód od Edenu" Johna Steinbecka oraz "Buddenbrooków" Tomasza Manna. To jednocześnie epicka i kameralna, trwająca blisko trzy godziny
W trakcie seansu portugalskiego "A Herdade" powiało wielką literaturą. Dzieło Tiago Guedesa stanowi bowiem filmowy odpowiednik "Na wschód od Edenu" Johna Steinbecka oraz "Buddenbrooków" Tomasza Manna. To jednocześnie epicka i kameralna, trwająca blisko trzy godziny rodzinna saga rozpisana na przestrzeni kilkudziesięciu lat. Przywodząca na myśl grecką tragedię opowieść o grzechach ojców, za które płacą dzieci, a także zapis burzliwych przemian, jakie zaszły w kraju w drugiej połowie XX wieku.

Bohaterem filmu jest João Fernandel (Albano Jerónimo) – największy właściciel ziemski w całej Portugalii. Jego majątek to de facto państwo w państwie. Gdyby tylko chciał, mógłby bez trudu wpływać na decyzje zachodzące na szczytach władzy. Sęk w tym, że mężczyzna (choć wżeniony w rodzinę wysoko postawionego generała) polityką się nie interesuje, a od rządzących trzyma z daleka. Kiedy jeden z podwładnych zostaje uwięziony pod zarzutem przynależności do partii komunistycznej, magnat w rozmowie z policją argumentuje, iż dla niego liczy się wyłącznie jakość pracy aresztowanego. João pragnie być wolny. Od ideologii, władz, układów, norm społecznych. Prawdopodobnie nie zdaje sobie jednak sprawy, że w uścisku trzymają go geny i wychowanie – spuścizna po apodyktycznym, surowym ojcu, który w dzieciństwie kazał mu patrzeć na zwisające z konaru drzewa zwłoki brata-samobójcy.

Film Guedesa wpisuje się w modny obecnie dyskurs o toksycznej męskości mającej destrukcyjny wpływ na więzi rodzinne. W interpretacji wyśmienitego Jerónimo bohater "A Herdade" to po trosze Brad Pitt z "Drzewa życia" i Al Pacino z "Ojca chrzestnego II" – charyzmatyczny samiec alfa i nieznoszący sprzeciwu tyran; stroniący od wielkiego świata outsider oraz nieuleczalny kobieciarz; dbający o rodzinę i pracowników potentat, a przy tym człowiek nieugięty, oschły, nieliczący się z uczuciami najbliższych. Tak jak swój ojciec wychodzi z założenia, że najlepszą metodą wychowawczą jest, dosłownie i w przenośni, utwardzanie  od najmłodszych lat skóry potomstwa. Kiedy więc kilkuletni syn, przyszły dziedzic na włościach, nieustannie gorączkuje, bohater – zamiast wezwać lekarza – urządza mu kąpiele w wannie wypełnionej kostkami lodu. W tej ekstremalnej kuracji nietrudno dostrzec metaforę charakteru João – przedziwną mieszankę życiowej zaradności i troski, a zarazem zupełnej niemocy w okazywaniu uczuć.

Guedes dzieli film na dwie części. Pierwsza rozgrywa się w latach 70., druga – blisko dwie dekady później. Nie licząc kilku scen w Lizbonie, kamera praktycznie nie opuszcza folwarku bohatera. Na przykładzie tego mikroświata (fotografowanego zazwyczaj w szerokich majestatycznych kadrach) reżyserowi udaje się sportretować targaną politycznymi burzami Portugalię: schyłek kolonialnej potęgi, niepokoje społeczne, wojskowy przewrót oraz nowe porządki. Królestwo Fernandesów również się zmienia, choć nie ulega wątpliwości, że przeobrażenia zachodzą w nim znacznie wolniej. Domowe tragedie oraz wyrządzone w tajemnicy krzywdy pozornie pozostają bez większego wpływu na egzystencję bohaterów. Za tą zastygłą skorupą lęgną się jednak demony, które pragną wypełznąć na światło dzienne. Nawet władca absolutny musi pamiętać o tym, że życie wcześniej lub później wystawi mu rachunek. 
1 10
Moja ocena:
8
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones