Recenzja filmu

Dick i Jane: Niezły ubaw (2005)
Dean Parisot
Jim Carrey
Téa Leoni

Dick i Jane: Niezły ubaw

Dick i Jane od 10 lat tworzyli bardzo szczęśliwe małżeństwo, w 100% spełniając swój amerykański sen. W zasadzie mieli wszystko, o czym marzy przeciętny człowiek: wspaniały dom wyposażony w
Dick i Jane od 10 lat tworzyli bardzo szczęśliwe małżeństwo, w 100% spełniając swój amerykański sen. W zasadzie mieli wszystko, o czym marzy przeciętny człowiek: wspaniały dom wyposażony w najnowocześniejsze sprzęty AGD i RTV, luksusowe samochody oraz zaufaną gosposię i jednocześnie opiekunkę do dziecka. Osiągnęli oni to wszystko ciężką, sumienną i uczciwą pracą, w którą wkładali całe swoje serce. Po wielu latach spędzonych w firmie Globodyne, która była światowym liderem na rynku medialnym, Dick w końcu awansował na stanowisko wiceprezesa. To oczywiście otwierało przed nim nowe perspektywy dzięki znacznie wyższym zarobkom. Nie mogąc uwierzyć we własne szczęście, Dick po powrocie do domu powiedział całej swojej rodzinie o sukcesie, jaki udało mu się osiągnąć po wielu latach oddanej pracy. Jeszcze podczas obiadu namówił on swoją żonę, Jane, aby ta zwolniła się z zajmowanej dotychczas posady i więcej czasu poświęciła ich 6-letniemu synkowi Billy'emu, a także pomyślała o tym, jak jeszcze bardziej udoskonalić ich wspólne gniazdko. Nie zastanawiając się długo, Jane poszła za radą męża i już następnego dnia zwolniła się z pracy oraz zamówiła najlepszą w okolicy firmę projektującą ogrody i baseny. Niestety szaleńcze pomysły bardzo szybko spalił na panewce, gdyż okazało się, że firma Dicka zbankrutowała, a on stał się jedną z ofiar nieuczciwości szefów… Życie rodziny Harperów zamieniło się w koszmar. Małżonkowie nie mogli znaleźć dobrze dochodowych prac, przez co ich dotychczasowe luksusy pomału stawały się „własnością” lokalnych komorników. Stojąc na skraju bankructwa, zdesperowany Dick zdecydował się napaść na sklep, jednak jego zdolności przestępcze tak naprawdę nie dawały mu szans na obrabowanie dziecka z cukierków. Ale wiadomo, że trening czyni mistrza, a jak jeszcze dodatkowo wszystkie akcje wspiera kochana kobieta to w końcu idzie dorobić się fortuny – w taki czy inny sposób. "Dick i Jane: Niezły ubaw" jest nową wersją filmu o takim samym tytule z 1977, gdzie w rolach głównych wystąpili Jane Fonda i George Segal. W remaku z 2005 roku w rolę tytułowych bohaterów wcielili się najpopularniejszy aktor komediowy Jim Carrey oraz Téa Leoni. Reżyserem tego projektu został Dean Parisot, ceniony twórca komediowy, który ostatnio zaangażowany był w świetnie przyjęty na całym świecie serial detektywistyczny "Monk". Pomysł nakręcenia nowej wersji tej komicznej historii wypłynął z inicjatywy samego gwiazdora, wcielającego się w rolę Dicka, Jima Carreya. Do współpracy na planie tego obrazu zaangażował on swojego przyjaciela Briana Grazera, z którym wcześniej już zrealizował dwa wielkie hity kinowe "Kłamca, Kłamca" ("Liar, Liar") oraz "Grinch: świąt nie będzie" ("How the Grinch Stole Christmas"). Kiedy połączyłem ze sobą te wszystkie informacje, pomimo iż nie jestem zwolennikiem remaków, to do tego projektu raczej podchodziłem dość optymistycznie. Liczyłem, że Jim z roli granego przez siebie Dicka wyciągnie o wiele więcej niż George Segal. Poniekąd moje oczekiwanie zostały spełnione, ale z zachwytu niestety nie spłonąłem… "Dick i Jane: Niezły ubaw" to przede wszystkim spektakl jednego aktora, a jest nim oczywiście pan Carrey. Jak zawsze okazał się on energicznym improwizatorem i rozbawił mnie do łez. Mimika jego twarzy jest tak dalece niespotykana, że chyba nikt nigdy nie będzie go w stanie zastąpić czy naśladować. Po prostu filmy z jego udziałem są niepowtarzalne i bez największego problemu potrafią rozweselić niejednego ponuraka. Niestety zbyt eklektyczna postawa Jima dosłownie zmiażdżyła występujących u jego boku innych bohaterów. Carrey jest aktorem, którego nigdy do końca nie można przewidzieć i rozczytać. Jest on człowiekiem niezwykle impulsywnym i dosłownie w ciągu kilku sekund w przypływie nagłych emocji całkowicie potrafi zmienić nagrywaną właśnie scenę. Próba dotrzymania mu wówczas kroku, nierzadko kończy się porażką. Tak niestety wypadła u jego boku Téa Leoni, która, pomimo tego iż aktorką jest naprawdę dobrą, jakoś nie przemówiła do mnie w swojej roli – dosłownie została połknięta olbrzymią dawką komizmu, jaką wokół niej rozniecił jej filmowy partner. Jedyne, co podobało mi się w stworzonej przez nich parze, to wspólne relacje – w ich związku naprawdę pachniało chemią. Sama akcja niestety kierowała nas na inny tor wydarzeń, gdzie nie tyle istotne były wspólne uczucia, co pełne humoru szalone wyczyny. W pewnych momentach winę za taki układ rzeczy ponoszą też scenarzyści, którzy nową wersję "Dicka i Jane" stworzyli tak jakby tylko pod Jima. Wydaje mi się, że gdyby bardziej rozbudować postaci grane przez Téa Leoni i Aleca Baldwina, wówczas można byłoby wyciągnąć z tego obrazu znacznie więcej. Oczywiście sam projekt nie jest tylko i wyłącznie zlepkiem humorystycznych akcentów, mających nas tylko rozśmieszyć. Twórcy tego filmu bardzo kąśliwie potraktowali wielu szefów olbrzymich korporacji, których w Ameryce (i poza nią też) nie brakuje. Ukazanie ich zachłanności i polityki bazującej na wyzysku pracowników skłania naprawdę do głębokiej refleksji. Ci, którzy obracają milionami zawsze potrafią spadać na cztery łapy i wychodzić bez szwanku z najgorszych sytuacji. Kozłami ofiarnymi ich machlojek są najczęściej zwykli pracownicy, nierzadko zatracający własne życie prywatne dla dobra firmy. Nie wiem, czy jest na to jakakolwiek recepta, aby w przyszłości cokolwiek z tych faktów zmienić, niemniej jednak warto zastanowić się nad tym, czy lepiej w życiu zatracić się w robocie dla tych, co zawsze nas oszukują, czy może jakoś inaczej zaplanować własną przyszłość… Podsumowując ten film, muszę przyznać, że jako lekka i przyjemna komedia spisuje się on doskonale. Jim Carrey jak zawsze cudacznie śmieszny swoją improwizacyjną rolą potrafi wyciągnąć ludzi z głębokiego dołka psychicznego. "Dick i Jane: Niezły ubaw" to przede wszystkim komedia o sennym amerykańskim szczęściu i najwięcej wartości z tego obrazu niestety mogą wyciągnąć tylko Amerykanie. Gdybyśmy bardziej rozumieli ich standardy życiowe, moglibyśmy lepiej odbierać ukazane w nim perypetie. Co prawda humor jest nad wyraz uniwersalny, ale samo przesłanie kierowane jest głównie do ludzi zamożnie żyjących w USA. Pod kątem realizacji można mieć niewielkie zastrzeżenia do postaci drugoplanowych, a także do scenariusza, który jak już wspominałem został napisane głównie pod Jima. Te drobne niuanse, które udało mi się wyłapać nie zmieniają jednak faktu, że Dick i Jane dają widzą naprawdę niezły ubaw. Ten film to przede wszystkim świetna rozrywka dla całej rodziny.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Moja sympatia do Jima Carreya zrodziła się chyba od "Maski", potem był przezabawny "Ace Ventura", ale... czytaj więcej
Jim Carrey dawniej był gwarancją kasowego sukcesu filmu. Nastał jednak taki czas, kiedy zestaw szalonych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones