Recenzja filmu

Metoda (2005)
Marcelo Pineyro
Najwa Nimri
Eduardo Noriega

Dobór korporacyjny

"Metoda" łączy wyrafinowanie "12 gniewnych ludzi" z konwencją popularnego programu typu "Big Brother. Efekt jest co najmniej interesujący.
Wyobraź sobie, że jesteś człowiekiem sukcesu. Dorobiłeś się pozycji, należysz do wyższej kadry menadżerskiej i nagle pojawia się okazja zmiany firmy na lepszą, z bardziej imponującymi zarobkami. Oczywiście decydujesz się wysłać swoją aplikację. Zostaje ona rozpatrzona pozytywnie i rozpoczyna się proces rekrutacyjny. Jedno spotkanie, potem drugie i trzecie. Pytania, formularze, podpisy. Jesteś coraz bardziej sfrustrowany. Proces trwa, a ty nadal nie wiesz, czy masz pracę czy też nie. Jednak przechodzisz do kolejnych etapów, więc chyba nie jest tak źle. Kolejny etap. Wypełniasz formularz, który zdaje ci się, że już wypełniałeś. Poziom zdenerwowania rośnie, ale robisz, co ci każą. Zaszedłeś tak daleko, więc chyba masz szansę, prawda?! Tym razem spotkanie przebiegać będzie inaczej. Jest was siedmioro. Zostałaś poinformowana, że to są finaliści. Spośród was wybrana zostanie ta jedna osoba, której zaproponowane zostanie owo fantastyczne, po tak długim procesie kwalifikacji na pół mityczne, stanowisko. Teraz walczyć będziecie razem, a jednak przeciwko sobie. Osoba, która najlepiej wytrzyma stres, wykorzysta swoje zalety i słabości innych wygra. Na końcu zostać może tylko jeden wygrany. Zadania z pozoru są proste. Każde kolejne jednak wymaga coraz twardszej gry, bezpardonowego działania. Musisz wiedzieć, kiedy współpracować, a kiedy zadać cios w plecy. Ludzkie uczucia, współczucie, dobre wychowanie nie dadzą ci żadnych szans zwycięstwa. Liczy się bezwzględny instynkt drapieżcy. Jeśli brakuje ci jaj, by wykorzystać słabość innych, to sam zostaniesz wykorzystany. Poczujesz się jak szmata: wytarto tobą brudy, teraz pozostaje tylko kosz i po tobie. Poczuj krew na rękach, wykorzystaj strach, zmiażdż przeciwnika chłodną logiką, a kiedy trzeba podejdź go, udając uczucia. W końcu cel uświęca środki. Marcelo Pineyro, jeden z ciekawszych reżyserów argentyńskich, przybliża nam makiaweliczny świat wielkich korporacji. Świat, gdzie sukces mierzony jest wielkością konta bankowego, powierzchnią biura i zawrotną ilością zer na metce cenowej noszonego garnituru. W tym świecie nie ma miejsca dla ludzi. To ucieleśnienie darwinowskiego procesu doboru naturalnego, gdzie tylko najlepszy z najlepszych ma szansę. Proces jest poniżający, dehumanizujący, pozbawiony wszelkiej moralności. Jednak ludzie poddają mu się z radością. Ba, oni zrobią wszystko, by móc w nim wziąć udział! Zaprzedają duszę diabłu, któremu na imię Korporacja. Podpisują cyrografy, dostają w kość i skomlą o więcej. Każdy z siódemki bohaterów może w dowolnym momencie przerwać grę, powiedzieć, że to nie dla niego. Nikt z nich nie czyni tego dobrowolnie. Każde z nich zostaje pokonane, zmasakrowane i dobite, zanim podkuli ogon i umknie cichaczem. Reżyser niczego w tym filmie nie wymyśla. Pokazane metody manipulacji stosowane są codziennie i każdy, kto chce osiągnąć sukces w międzynarodowej korporacji, prędzej czy później musi się z tym zetknąć. Pineyro po prostu konsoliduje te różne metody, przejaskrawia, dzięki czemu w sposób oczywisty i niepozostawiający żadnych złudzeń pokazuje piekło, które jest marzeniem milionów ludzi na świecie. Miejsce, które zajmuje siódemka bohaterów filmu "El método" jest niedostępną krainą dla większości mieszkańców tego globu, którzy głodują, chorują, umierają w skrajnym ubóstwie. Korporacja, pomimo całego wyzysku, jest Ziemią Obiecaną, Rajem na Ziemi. I nikt przy zdrowych zmysłach nie powie nie, mając szansę podjęcia wyścigu szczurów na tak wysokim szczeblu drabiny ewolucji ekonomicznej. No, prawie nikt. Są przecież ci, którzy z tym światem globalistycznego terroru pozbawionych uczuć Korporacji próbują walczyć. Ich hasła są szczytne: "Inny świat jest możliwy". Czy aby na pewno? Tych ludzi w filmie nie zobaczymy. Są chwilowym utrapieniem, które w niewielkim stopniu wpływa na mechanizmy działania korporacji. Rozpętany przez nich chaos demonstracji odległym echem dociera do siódemki głowiącej się, jak tutaj wyeliminować przeciwnika nie tracą przy tym twarzy "człowieka uczciwego, współczującego". Antyglobaliści miotają się w walce o władzę, podobnie jak i siódemka bohaterów. Rezultat jest tylko jeden: zniszczenie, zgliszcza i jeden zwycięzca, który przeniósł się o szczebel wyżej. Walka trwa. I pozostają tylko pytania, na które sami musimy odpowiedzieć: czy mamy dość sił, by w tej walce wziąć udział? Jaką cenę jesteśmy w stanie zapłacić za swój sukces? Aż dziwne, że dopiero teraz Pineyro wziął się za temat korporacyjnego wyścigu szczurów. Jest tu przecież wszystko tak typowe dla kina tego argentyńskiego reżysera. Jak w wielu poprzednich filmach, i tu opowiada o ludziach, którzy nie są do końca tymi, za kogo się podają. Każdy manipuluje i jest manipulowany. Czasem te manipulacje są podskórne i niemal niewidoczne (jak wybór Julio na przywódcę grupy). Innym razem manipulacja jest oczywista, powiedziana wprost (jak kiedy siódemka otrzymuje informację, że w rzeczywistości jedno z nich jest pracownikiem firmy). W świecie wiecznej manipulacji bycie sobą, bycie człowiekiem bywa trudne, bardzo trudne. Pineyro przygląda się człowiekowi i próbuje zgadnąć, gdzie przebiega granica określająca, jak wiele człowiek jest w stanie zaprzedać z samego siebie, zanim powie dość. Nie jest on niestety optymistą. Jego filmy zazwyczaj kończą się porażką bohaterów, którzy gubią siebie samych po drodze i nie potrafią odnaleźć. A jeśli nawet następuje opamiętanie, to i tak zwycięstwo ma gorzki smak porażki. "El método" to film niezwykle kameralny. I nic dziwnego, jest oparty na teatralnej sztuce. A jednak owego teatralnego pierwowzoru zupełnie się nie odczuwa. Już choćby w tym widać, jak dobrym reżyserem jest Pineyro. Często bowiem przejście od sztuki do filmu nie przychodzi gładko. Pozostaje posmak sztuczności, sceniczności. W "El método" jest to prawie niewyczuwalne. Jeśli już miałbym ten film porównać do czegoś, to byłby to film Lumeta "Dwunastu gniewnych ludzi". O ile jednak u Lumeta system pozostaje na usługach człowieka, o tyle u Pineyro człowiek jest już w pełni przez ten system zawładnięty. Reżyser nie daje łatwych odpowiedzi, choć przecież obraz ma mocno negatywny wydźwięk. A może po prostu tak mi się zdaje, bo oglądając to, co się dzieje, miałem pewność, że sam nie miałbym w sobie tyle bezwzględności, by dotrwać do końca procesu eliminacji. Niezależnie od oceny zachowania bohaterów, ocena filmu może być tylko jedna: "El método" to obraz bardzo dobry. Klaustrofobiczny, skupiony na siódemce (no ósemce) swoich bohaterów, nie jest ani przez chwilę nudny czy ciężki. Z wygodnego miejsca kinowego zdaje się momentami nawet bardzo zabawny. Choć u mnie w takich chwilach pojawiało się pytanie: ile ze śmiejących się na widowni osób nie poddałoby się manipulacji, gdyby znalazło się na miejscu bohaterów. Niby proste przesłanie, niby prosta struktura filmu, a jednak myśli, wrażenia po seansie wcale nie są jednoznaczne. "El método" nie daje się łatwo zapomnieć. Pineyro stworzył jeden ze swoich najlepszych filmów (choć ja nadal wolę "Plata quemada"). "El método" to także solidna gra aktorska. Tak naprawdę wszyscy, dosłownie wszyscy zagrali na bardzo wysokim poziomie. I choć żadne z nich nie stworzyło kreacji godnej zapamiętania, ich gra jest tak solidna, że zyskał na tym cały film. Noriega czuł się jak ryba w wodzie jako przystojny kierownik, inteligentny, pozbawiony skrupułów, a jednak niemalże do końca zdający się człowiekiem sympatycznym. Najwa Nimri jako przebojowa Nieves potrafiła świetnie manipulować ludźmi, pokazać twardą stal swych ambicji i jednocześnie lęk przed niemiłosiernie uciekającym czasem, stając się wtedy rozbrajająco bezbronną. Adriana Ozores odgrywa w sposób fantastyczny walkę Any o pozostanie w grze i jej porażkę, na którą przecież nie ma żadnego wpływu. Eduard Fernández jako pewny siebie macho jest równie bezbłędny jak Pablo Echarri i Ernesto Alterio. I nawet Natalia Verbeke słodka i drapieżna zarazem wypada świetnie. Ta równa gra aktorska, przy wymagającym scenariuszu sprawia, że całość wypada niemalże genialnie. "El método" nie nazwałbym jednak arcydziełem. Pineyro nie jest aż tak dobrym reżyserem. Jednak seans ten z całą pewnością zadowoli każdego prawdziwego kinomana. Polecam serdecznie.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zarządzanie zasobami ludzkimi. Rekrutacja. Selekcja. Assessment center. Kto pierwszy, ten lepszy. Kto... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones