Recenzja filmu

Skrawki (1997)
Harmony Korine
Jacob Sewell
Nick Sutton

Dotyk beznadziejnej strony życia

"Skrawki" to film, który jest oczywistym reprezentantem twórczości Harmony Korine’a. Sam reżyser jest postacią ambiwalentną- albo się go kocha, albo nienawidzi. Podobnie można się odnieść do jego
"Skrawki" to film, który jest oczywistym reprezentantem twórczości Harmony'ego Korine'a. Sam reżyser jest postacią ambiwalentną- albo się go kocha, albo nienawidzi. Podobnie można się odnieść do jego filmów. Obrazy te dręczą, obrzydzają, kłują, jednak nie wypada twierdzić, że są one pozbawione wyrazu, czy wręcz puste. Jego filmy zawsze obrazują to, co jest brutalne, wręcz nierealne, ale jednak opowiadają o rzeczach, które są ludziom bliskie. A to, że reżyser przedstawia to w sposób bardzo natarczywy i dosadny? Cóż…
Reżyser przenosi nas do miasta Xenia w stanie Ohio, gdzie w latach 70. XX w. przeszło tornado niszcząc nie tylko miasteczko i budynki, ale przede wszystkim psychiki, moralność i życia mieszkających tam ludzi. Głównymi bohaterami są dwaj chłopcy: Tummler (Nick Sutton) i Solomon (Jacob Reynolds). Są oni jednak bohaterami z zasady, ponieważ reżyser skupia się na dramacie ludności całego miasta oraz na ukazaniu ich życia, w którym muszą liczyć tylko i wyłącznie na siebie.

Oczywiście w filmie mamy do czynienia z brakiem chociażby zalążka prawdziwego, godnego życia, perspektyw i uczuć. Pozbawieni jakiejkolwiek pomocy, wychowania oraz zmarłych w wyniku klęski żywiołowej rodziców i rodzin (mogących posłużyć za autorytety i wzorce), młodzi mieszkańcy zdają się nie wiedzieć nic o współegzystencji i relacjach międzyludzkich przybierając postawy i zachowania dalekie od normalności. Odseparowana od reszty świata Xenia wydaje się być istnym szambem, w którym nikt nie chciałby się znaleźć.

Filmy o podobnej tematyce opowiadały zawsze o tym w dosyć lekki i przystępny sposób, nie oddając rzeczywistej skali zjawiska. Choć Korine zdaje się nieco hiperbolizować, to jest bliższy prawdy aniżeli inni twórcy zabierający się dotychczas za te zagadnienie. Robi to w bardzo natarczywy, męczący sposób. Zbliżony do reportażu, filmowany z ręki obraz, specjalnie na potrzeby filmu zabarwiony w tonacji kolorów fluorescencyjnych, wymaga sporego samozaparcia ze strony widza. Odbioru nie ułatwiają także pozostałe elementy filmu. Nie ma on fabuły, nie istnieje akcja pchająca historie do przodu, ostentacyjny jest turpizm, który trudno znieść, a odraza wzbudzana przez bohaterów wywołuje u widza reakcję odrzucenia. Mimo że w dziele młodego Amerykanina nieobecne są krwawe sceny, to okrucieństwo, męcząca atmosfera paranoi i "brudna prawda" filmowanej rzeczywistości sprawiają, że w swej niepokojącej intensywności przewyższa ono nie jedną produkcję.

Film Korine'a oddziałuje przede wszystkim na emocje odbiorcy. Można wiec wybaczyć mu pewne publicystyczne zacietrzewienie, tendencyjność wizji, epatowanie patologią i przekraczaniem granic dobrego smaku. Moc tych zarzutów słabnie jednak wobec wagi przedsięwzięcia, odwagi twórcy, bezkompromisowości przekazu i niepokoju jaki zasiewa w sercach widzów. Bo gdy odrzucić przesadę i przejaskrawienia "Skrawków", może okazać się, że nasza brzydota w niczym nie ustępuje szpetności bohaterów filmu Harmony'ego Korine'a.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones