Recenzja filmu

Liga Sprawiedliwości (2017)
Zack Snyder
Marek Robaczewski
Ben Affleck
Henry Cavill

Drugi ulubiony fotel

Po zakalcu, jakim był "Człowiek ze Stali", rozpaćkanym "Batmanie v Superman: Świt sprawiedliwości" i całkowicie niestrawnym "Legionie Samobójców" WB serwuje nareszcie przyzwoite danie, jakim
Po zakalcu jakim był "Człowiek ze Stali", rozpaćkanym "Batmanie v Superman: Świt sprawiedliwości" i całkowicie niestrawnym "Legionie Samobójców" WB serwuje nareszcie przyzwoite danie, jakim jest "Liga Sprawiedliwości".

Ten kto był odpowiedzialny za ostateczny kształt filmu zasługuje na przyjacielskie poklepanie po plecach bo sprawnie uniknął największych błędów poprzednich obrazów i przywrócił wiarę w to, że warto sięgnąć więcej niż raz po wyreżyserowany przez mężczyznę film z Rozszerzonego Uniwersum DC. Film jest spójny, nie dłuży się, fabuła choć przewidywalna nie ma oczywistych dziur, które by odrywały uwagę od prezentowanego świata, a niepotrzebnych scen jest niewiele. Stopniowe jednoczenie Ligi pod sztandarem ratowania planety pozwala zbudować chemię między legionistami, która to chemia później dużo wygrywa dla całego obrazu. Jednoczącym się bohaterom scenarzyści podsunęli niewymagającego głębokiej podbudowy psychologicznej przeciwnika – Steppenwolfa (Ciarán Hinds), który wykorzystuje osłabienie Ziemi, by ponowić próbę jej podboju i przerobienia na własny użytek poprzez połączone energie Mother Boxes.

Wielkim plusem jest umiejętne przeniesienie niektórych postaci komiksowych na ekran – Superman (Henry Cavill) jest znowu supersilny, ale rycerski (mam nadzieję, że po wskrzeszeniu nie będzie już nigdy biadolącym mordercą), Barry Allen (Ezra Miller) ma charyzmę i poczucie humoru, a królowa Hippolita (Connie Nielsen) i jej Amazonki aż się proszą o swój własny film. Nawet Arthur Curry (Jason Momoa) ma pewien urok, a jego relacja z wybornie zagraną przez Amber Heard Merą buduje pozytywny fundament nadchodzącemu Aquamanowi. Komiksowe klimaty przywołuje też świetnie zobrazowana boom tube, zielone cameo i bardzo dobre sekwencje walk, a na scenę po napisach końcowych naprawdę warto poczekać.

Cieszy też motyw muzyczny Gacka Dannego Elfmana znany z "Batmana" z 1989 roku i fakt, że film można zobaczyć w 3D. Wpadki "Ligi" niestety też są liczne. Postać Batmana nadal czeka na lepszych scenarzystów i odtwórcę (Ben Affleck już się nawet nie stara). Jeremy Irons (Alfred) i J.K. Simmons (Gordon) nie mieli okazji zabłysnąć. CGI mogłoby być lepsze i w zdecydowanie mniejszej ilości – np. postać Steppenwolfa zdałaby lepiej egzamin, gdyby motion-capture zastąpiono praktycznymi efektami specjalnymi. Kilka sucharów przydałoby się wyciąć na etapie montażu. Trochę też zastanawia, kiedy to ostatnio słyszeliśmy o głodzie w krajach nordyckich... – może to specyfika uniwersum DC, o której nie wiem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
"Człowiek ze stali", "Batman v Superman" i "Legion samobójców". Filmy spod szyldu DC nie osiągały zbyt... czytaj więcej
Po porażce "BvS" i "Legionu Samobójców", oraz sukcesie "Wonder Woman" DCU chce w końcu po latach... czytaj więcej
Po unicestwionym przez krytyków "BatmanvSuperman:Świt sprawiedliwości" przyszłość filmowego uniwersum DC... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones