Recenzja filmu

Projekt: Monster (2008)
Matt Reeves
Lizzy Caplan
Jessica Lucas

Dzielna mała kamera

Nie należy oczekiwać dużo od filmu o wielkim potworze atakującym miasto. Na pewno będą mniej lub bardziej nieudane efekty specjalne, sporo hałasu, gdzieś tam w tle bohater, z braku lepszego
Nie należy oczekiwać dużo od filmu o wielkim potworze atakującym miasto. Na pewno będą mniej lub bardziej nieudane efekty specjalne, sporo hałasu, gdzieś tam w tle bohater, z braku lepszego określenia - główny, który w trzecim akcie wpada na wspaniały pomysł, jak poradzić sobie z monstrum po tym, jak w akcie drugim zawiodło wojsko. W gruncie rzeczy, cała zabawa polega na podpalaniu i wysadzaniu w powietrze makiet, przypominających któreś z miast, odwiedzonych niegdyś z Orbisem. W "Cloverfield" atak potwora pokazany jest z perspektywy zwykłych szarych, niedorozwiniętych Amerykanów, którzy mając po trzydzieści lat na karku, spokojnie zachowywali się jak siedemnastolatkowie (no, chyba że bohaterowie naprawdę mają być nastolatkami... ale w takim razie dlaczego grają ich trzydziestolatkowie chirurgicznie pozbawieni zdolności aktorskich?) - gdy nagle, gdzieś tak pod koniec dwudziestominutowej ekspozycji (za sprawą której zacząłem żywić bezgraniczną pogardę dla bohaterów) coś straszliwie pier... zahałasowało. Potwór zaatakował, choć, w przeciwieństwie do widzów, bohaterowie jeszcze o tym nie wiedzą. Jeśli ktoś miał nadzieję, że zobaczy demolkę Nowego Jorku przebijającą rozmachem ataki z 9/11 - czeka go grube rozczarowanie. Z braku lepszego słowa dla tego, co dzieje się w tym ruchomym obrazku: "Akcja" zwykle ma miejsce w zamkniętych pomieszczeniach, a te kilka ulic i Central Park w zasadzie - po niewielkiej kosmetyce - mogą zagrać dowolne amerykańskie miasto. Film po macoszemu traktuje demolowanie Wielkiego Jabłka, więc teoretycznie mógłby się skupić na bohaterach. Niestety, postacie są nudne, nijakie, niewiarygodne, nic ciekawego się między nimi nie dzieje (zadurzenie kamerzysty w emo-dziewczynie nie jest interesujące, koniec dyskusji.) - ot, zasuwają pod prąd uciekającego tłumu, ponieważ jeden z nich musi znaleźć ukochaną kobietę, przyszpiloną do parkietu... Pozostali idą za nim ku swej śmierci w imię opacznie rozumianej przyjaźni. Zatem, tak naprawdę, jest to film o... kamerze video, obsługiwanej z uporem maniaka przez człowieka, który nie potrafi nic porządnie skadrować, choćby od tego zależało jego życie. Dziur logicznych w obrazie jest więcej, niż w jakimkolwiek widzianym przeze mnie na przestrzeni ostatnich lat. Aby uniknąć tworzenia całej listy, kilka przypadkowych przykładów: filmowanie aż do końca, bez względu na okoliczności; bohaterowie idą ulicą, rozmawiają, gdy nagle znikąd wyskakuje potwór i zaczyna się ostrzał prowadzony przez mniej więcej batalion marines, czołgów i gwardii narodowej... który najwyraźniej cały czas bezszelestnie się skradał tą samą ulicą, tuż za bohaterami; śmigłowiec ewakuacyjny, lecący nad potworem, aby pasażerowie mogli sobie obejrzeć bestię, zamiast uciekać co sił w rotorach w kierunku bezpieczniejszych lokacji; przeżycie przez trzy osoby katastrofy rzeczonego helikoptera; no i wreszcie niezniszczalność kamery, która najwyraźniej przetrwała bombardowanie dywanowe. Skoro już o tym mowa, film nie udziela odpowiedzi na najważniejsze pytanie: o producenta i model kamery, że o niesamowicie pojemnych bateriach nie wspomnę. Jeżeli już kręcimy największy blok reklamowy świata (a "Cloverfield" jest naładowany product-placementem niczym dresiarz sterydami), to bądźmy konsekwentni. Jeśli facet może przez minutę dyszeć, nie grając w milczeniu, a przy ty opierać się o ścianę tak, aby w kadrze była wyeksponowana nazwa Sephora - czemu nie zdradzić tajemnicy kamery? Przy kamerze pozostając - film nie dla osób z epilepsją. Nawet ja, choć epilepsji żaden konował u mnie nie stwierdził, musiałem często odwracać wzrok z powodu wzbierających nudności i zawrotów głowy. Po "Blair Witch" wydawało się, że już żaden, nawet opóźniony w rozwoju twórca nie zastosuje tej idiotycznej formuły filmowania. Niestety, głupota okazuje się nieuleczalna. Swoją drogą, nudności dostawałem też, widząc generowane komputerowo efekty specjalne oraz słysząc cały czas dialogi w stylu "dude, bro, dude, did ya see that, dude, bro"... Jeśli współcześni Amerykanie naprawdę porozumiewają się między sobą w ten sposób, powinniśmy solidnie przemyśleć, z kim nasz kraj zawiera sojusze militarne i gospodarcze. "Nie czuję się zbyt dobrze" - oznajmia emo-panienka, tuż zanim zostanie wciągnięta za parawan, gdzie eksploduje (sic!). Szczerze jej zazdrościłem - nie musiała dotrwać do końca tego filmu. Ponieważ "Cloverfield" narobił mnóstwo medialnego "hype'u", do tego parę groszy zarobił, a twórcy wciąż są znani z wyprodukowania "Lost", natomiast potwór rzekomo jest tylko "przestraszonym szczenięciem" - jak nic wkrótce wyjdzie sequel. I wtedy dopiero okaże się, jak beznadziejny może być amerykański film o superwytrzymałej kamerze video... Choć, jako że mowa o kontynuacji, pewnie będzie to już kamkorder.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Na początku był tajemniczy zwiastun. Trailer, który mocno mną wstrząsnął i zainteresował. Potem był... czytaj więcej
„Cloverfield” lub jak kto woli "Projekt: Monster" to jeden z najbardziej oczekiwanych przeze mnie filmów... czytaj więcej
"Cloverfield" aka "Projekt: Monster" - co to jest? Polski tytuł daje jakieś pojęcie, o czym będzie film,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones