Recenzja filmu

Facet (nie)potrzebny od zaraz (2014)
Weronika Migoń
Katarzyna Maciąg
Joanna Kulig

Dziewczyny w wielkim mieście

Mało mamy w polskim kinie ciekawych oraz uczciwych kobiecych portretów. Nad polskimi twórcami (najczęściej to przecież mężczyźni) ciąży od lat odium mizoginii. W związku z tym,
Mało mamy w polskim kinie ciekawych oraz uczciwych kobiecych portretów. Nad polskimi twórcami (najczęściej to przecież mężczyźni) ciąży od lat odium mizoginii. W związku z tym, obraz Migoń zyskuje na ważności. Reżyserka wyciąga bowiem na pierwszy plan i kobiety, i relacje między nimi, które wyglądają, w moim odczuciu tak, że można je oglądać z pełnią empatii i zrozumienia.

Kilka niefortunnych decyzji marketingowych sprawiło, że debiutancki film fabularny Weroniki Migoń spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem. Przede wszystkim, "Facet (nie)potrzebny od zaraz" nie ma nic wspólnego z taśmowo produkowanymi komediami romantycznymi, a tak był niestety reklamowany. Młoda reżyserka nie kryje fascynacji sundance'owym klimatem niezobowiązujących opowieści o współczesnych kidultsach – dorosłych dzieciach, lawirujących na granicy poważnych zobowiązań (założenie rodziny, stała praca) i młodzieńczej beztroski. Poza tym, pomimo wielu męskich twarzy na plakacie, jest to film o dziewczynach, to one grają tu pierwsze skrzypce, a galeria przystojniaków stanowi jedynie tło dla problemów głównej bohaterki. Wszystko to zanurzone zostaje w tonacji słodko-gorzkiej komedii o przyjaźni, dorosłości i wielkim mieście.



Początek filmu jest spektakularny – młoda reżyserka (Katarzyna Maciąg) zostaje rażona piorunem podczas kręcenia wątpliwej jakości filmu kostiumowego. Następnie trafia do szpitala, czując się dobrze, postanawia nie słuchać zaleceń lekarza i udaje się do mieszkania, gdzie zastaje swojego chłopaka i obcą dziewczynę w jednoznacznie wyglądającej sytuacji. Migoń, już samym tym początkiem na granicy absurdu, zaznacza swoje lekkie i niezobowiązujące podejście do filmowych konwencji, ponadto daje znać o swojej słabości do ironicznie zabarwionego humoru, który znaczyć będzie cały film. Problem leży jednak w tym, iż z tego efektownego wejścia właściwie nic istotnego, z fabularnego punktu widzenia, nie wynika. Młoda reżyserka posiada oko i ucho do interesujących sytuacji, jednak dość nieporadnie wychodzi jej ich łączenie, przez co film traci na spójności. Nie jest to jednak zarzut dużego kalibru, gdyż Migoń świetnie sobie radzi tam, gdzie większość polskich twórców komedii testuje cierpliwość polskiego widza. 
 
Oś fabularną napędza, wydawać by się mogło, absurdalny pomysł. Główna bohaterka na wesele swojej koleżanki Anny (Anna Czartoryska) miała przyjść już z obrączką na palcu, tak się jednak nie stało. Patrycja (Joanna Kulig) namawia zatem swoją przyjaciółkę, aby odwiedziła swoich byłych, starając się dowiedzieć: co było/jest z nią nie tak. Powyższy schemat staje się przyczynkiem do zaprezentowania galerii męskich postaci, które pełnią jednak funkcję służebną względem głównego wątku – samopoznania, do jakiego dąży główna bohaterka. Innym składnikiem, który zdaje się eksponować reżyserka, jest próba portretu wielkomiejskiego życia. Warszawa w obiektywie twórców prezentuje się pięknie. Może nawet zbyt pięknie. Skrupulatny dobór lokalizacji podług kryterium atrakcyjności sprawia, że film traci nieco na realizmie. Aczkolwiek świetnym pomysłem okazało się włączenie do scenografii plansz graficznych obrazujących świat wewnętrzny bohaterki oraz pokazujących w krzywym zwierciadle relacje damsko-męskie.

Mało mamy w polskim kinie ciekawych oraz uczciwych kobiecych portretów. Nad polskimi twórcami (najczęściej to przecież mężczyźni) ciąży od lat odium mizoginii. W związku z tym, obraz Migoń zyskuje na ważności. Reżyserka wyciąga bowiem na pierwszy plan i kobiety, i relacje między nimi, które wyglądają, w moim odczuciu tak, że można je oglądać z pełnią empatii i zrozumienia. Znacznie bliżej temu portretowi do "Przyjaciół" niż "Seksu w wielkim mieście". Obraz przyjaźni pomiędzy Patrycją a Zosią jest ujęty realistycznie, bez zbędnej przesady pokazuje krzyki kłótni, jak i uściski zgody.



Generalnie, panteon postaci jakie występują w "Facecie (nie)potrzebnym od zaraz" wyróżnia się na tle innych polskich komedii. Pomimo grubej kreski, czasem przerysowania, udaje się młodej reżyserce stworzyć kreacje wiarygodne, bliskie rzeczywistości. Migoń tworząc postacie pod określonych aktorów. gra przy okazji z ich emploi. I tak Paweł Małaszyński wciela się w rolę Ksawerego – intelektualisty-feministy, pierwszego krytyka mrożonej kawy w RP, Maciej Stuhr gra Michała – odpowiedzialnego, dojrzałego mężczyznę, posiadającego jednak problem z niepohamowaną agresją, a Czesław Mozil w roli Janka staje się stonowanym, wrażliwym mężczyzną na dorobku. 
 
Humor obecny w filmie polskiej reżyserki jest często ironiczny, subtelny, zniuansowany. Znacznie lepiej wypada w swojej odsłonie sytuacyjnej niźli słownej. Dialogi czasem wypadają nieco pretensjonalnie, nawet banalnie, głównie w epizodach dotyczących grubymi nićmi szytej relacji pomiędzy główną bohaterką a jej ojcem (Krzysztof Globisz). W filmie dominuje jednak tonacja rozliczeniowa. Konfrontacje głównej bohaterki ze swoimi byłymi, pomimo że generują zabawne sytuacje, są głównie przyczynkiem do melancholijnej refleksji na temat własnych ułomności i nieumiejętności odnalezienia się w relacji z drugim człowiekiem. Podsumowując, dostajemy film nie bez wad, ale z wieloma pozytywnymi aspektami, które w polskim kinie spotykane są nader rzadko. Dlatego "Facet (nie)potrzebny od zaraz" jest filmem potrzebnym i takim, z którego należy się cieszyć.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Film Weroniki Migoń jest promowany jako niebanalna komedia o poszukiwaniu miłości. Trochę na wyrost... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones