Recenzja gry

Mass Effect (2007)
Casey Hudson
Elżbieta Kopocińska
Mark Meer
Jennifer Hale

Efekt "Mass Effecta"

Nigdy bym nie pomyślał, że takie proste RPG, jakim jest "ME", przyciągnie mnie na tyle godzin. Mam za sobą już dwusetkę, czyli pod względem spędzonego na niej czasu gra stoi zaraz obok "Fallouta
Muszę się przyznać, że początkowo odbiłem się od tej gry jak piłka tenisowa od rakiety. "Bo dużo gadają i nic z tego nie rozumiem" - mniej więcej tak było. Zniechęciłem się przez lekką toporność i szczegółowo podany świat, który ma za zadanie od razu skraść serce gracza. Lubię takie rzeczy, ale w "Mass Effect" zaczynają, jakbyśmy to wszystko znali. Całe szczęście że są "kółka dialogowe" i twórcy pozwalają na zadanie pytania odnośnie nowej kwestii. Początki mogą człowieka męczyć, a to system osłon szwankuje, a to cut-scenki mają jakieś niedoróbki. Jest tego sporo. Jednak istotą samego "Mass Effect" jest uniwersum w którym osadzona jest akcja i jego zgrabnie poprowadzona - wciągająca fabuła. Po ponownym podejściu wpadłem już w to po same uszy.

Skoro to RPG od BioWare, tworzymy własną postać. Domyślny wygląd głównego bohatera - charyzmatycznego Komandora Sheparda to Mark Vanderloo, czyli holenderski model, który użyczył swojej twarzy, głosu już nie. Sama nazwa - Shepard jest nawiązaniem do Alana Bartletta Sheparda Juniora, który był pierwszym Amerykaninem w kosmosie. Możemy, rzecz jasna, zmienić płeć. Jednak kobiecie trzeba samemu wybrać twarz albo zostawić domyślną, która niestety nie cechuje się wyglądem modelki, ponieważ nie ma swojego prawdziwego odpowiednika. Pod koniec wybieramy klasę spośród kilku, np. żołnierz (domyślny), biotyk, szturmowiec, itp. Wpływ na rozgrywkę jest moim zdaniem mało widoczny. Twórcy dali nam także możliwość wybrania kilku elementów wpływających na historię naszego Komandora.

Po wykreowaniu postaci zaczynamy przygodę na Normandii, ultranowoczesnym statku Przymierza, czyli po prostu ludzka zabawka. Jesteśmy pod dowództwem Kapitana statku i dostajemy wówczas wielką szansę wsławienia rasy ludzi w galaktyce. Zgłoszono naszą kandydaturę do wstąpienia w szeregi "Widm". Początkowo w ogóle nie ogarniałem, co się wokół mnie dzieje, ale po czasie zrozumiałem, o co chodzi z tą nazwą. Są to specjalne osoby do strzeżenia porządku w obrębie galaktyki. Sytuacja wyjątkowa dla nowych we wszechświecie opanowanym przez obcych, ludzi. Nikt spośród naszej rasy ponoć nie dostąpił takiego zaszczytu. Powiedzmy, że i w tej produkcji mamy motyw wybrańca. Po krótkiej rozmowie dostajemy komunikat, że ludzka kolonia została zaatakowana przez niezidentyfikowane "coś". Mamy to sprawdzić. W ten sposób jesteśmy wprowadzeni w niesamowitą, epicką przygodę aż na trzy części.

Klimat science fiction jest na najwyższym poziomie. Mamy wszystko pięknie wytłumaczone, np. w leksykonie. Rasy obcych są ciekawe i zapadają w pamięć. Lokacje zróżnicowane, wiele planet do obadania, a wszystko z dokładką klimatycznej muzyki i przyjemnej oprawy graficznej. Elementy RPG są co prawda uproszczone, ale korzystanie z nich dają całkiem niezłą satysfakcję. Ekwipunek jest całkiem nieźle wykonany, podobnie jak punktowane umiejętności. W większości czas spędzamy na dialogach oraz strzelaniu do przeciwników. Walka jest rozbudowana poprzez umiejętności specjalne dla każdej z klas. Nie można zapomnieć o dwuosobowej drużynie wspomagającej nas w konfrontacji. Tutaj także mamy element z RPG, wydawanie rozkazów towarzyszom, ale aby było wygodniej, wzorowane bardziej na taktycznych grach akcji. Możemy mieć przy sobie dwóch towarzyszy, każdego jakoś się np. zdobywa. Każdy z nich posiada swój odmienny charakter, wygląd i ogółem, pod nasze dowództwo trafia zróżnicowana grupka: Ashley Williams, Kaiden Alenko, turianin Garrus, kroganin Wrex, quarianka Tali oraz asari Liara. Razem z nimi przeżywamy wiele chwil, które sprawiają że postacie te są tak wyraziste i ciekawe, że jest to jeden z powodów wyjątkowości "Mass Effect". Dzięki nim błądzenie po "Cytadeli" jest nawet przyjemne.

Zadania z głównego wątku fabularnego są bardzo ciekawe i zmuszają wręcz, aby je ciągle kontynuować. Są także "questy" poboczne, które także warto wykonywać, chociaż one tracą trochę na jakości, głównie przez fragmenty z pojazdem - "Mako", ale używamy go także w fabule. Po prostu planety, które odwiedzamy, będąc w tym "Mako", są kiepsko zaprojektowane, tak jakby ktoś porobił wzniesienia na dowolnym edytorze map np. strategii. Jednak, jak się już coś zaczęło, to trzeba dokończyć i nic nas nie powstrzyma. W trakcie gry jeszcze bardziej wpływamy na Komandora, podejmując wybory na każdym kroku. Decyduje to o naszym charakterze - dobrym lub złym (standard). Mamy wtedy dostęp do różnorakich opcji dialogowych, przez co wiele wymian zdań może potoczyć się w inny sposób.

Właśnie te wyraziste zalety serii "Mass Effect" zdobyły serca graczy i nadal to robią. Trylogię trzeba po prostu ograć, chociaż raz. Ja pierwszą część właśnie przechodziłem kilka razy, za każdym razem byłem zadowolony. Epicka przygoda wciąga jak bagno i nie chce się jej wcale kończyć. Polecam, jeśli ktoś nie grał!
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Studio BioWare znane jest z tworzenia bestselerowych tytułów gier RPG, np.: "Baldur's Gate", "Neverwinter... czytaj więcej
W pięć lat po swoim debiucie na X360 pierwsza odsłona gwiezdnej sagi "Mass Effect" trafia w końcu na... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones