Recenzja filmu

Sprzedawca śmierci (1993)
Fraser C. Heston
Max von Sydow
Ed Harris

Efekt Richtera a drugoplanowa iskierka

Gdyby "Sprzedawca śmierci" został wyprodukowany w roku 2011, w pewnym sensie wpisywałby się w powszechną w najnowszych filmach nostalgię. Być możeHestonnie do końca to nam uzewnętrznił, ale
Gdyby "Sprzedawca śmierci" został wyprodukowany w roku 2011, w pewnym sensie wpisywałby się w powszechną w najnowszych filmach nostalgię. Być możeHestonnie do końca to nam uzewnętrznił, ale najkrócej mówiąc, historia to zgubna tęsknota do marzeń.Co oczywiście bardziej widoczne jest w pierwowzorze…

Oglądając choćby "Białego oleandra", nie byłam wielce zachwycona efektem przeniesienia powieści na scenariusz. "Sprzedawca…"upewnia mnie za to w przekonaniu, że nie każda książka nadaje się do ekranizacji. Historia aż się prosi, by skorzystać z dobrodziejstw X muzy. Zwłaszcza biorąc pod uwagę autora - to jego (nie bójmy się tego stwierdzenia) dzieła są w końcu bodajże najczęściej ekranizowanymi. "Sklepik z marzeniami" nie jest jednakże idealnym tytułem na dwugodzinną projekcję. Treść jest niezwykle rozbudowana, a wiele wątków, które scenarzysta pominął, niezbędnych. Nie można odżałować, że przynajmniej w tym wypadku nie pokuszono się o serial. Ja za to pokuszę się o określenie efektuRichtera– powstał film bardzo spłaszczony, powierzchowny, momentami niespójny i nielogiczny.

Rzecz się dzieje w małym miasteczku, gdzieś w stanie Maine. Przybywa do niego tajemniczy businessman, Leland Gaunt. Otwiera sklepik, w którym dostaniemy wszystko, co się może człowiekowi zamarzyć. Pod przykrywką sklepu jednak kryje się coś więcej. Kupując upragnioną rzecz, jednocześnie zaprzedaje się duszę diabłu.

Zacznijmy od tego, żeRichterpisząc scenariusz wykreował tajemniczego sklepikarza niejako na głównego bohatera. W pewnym stopniu doprowadziło to do spłaszczenia fabuły. Owszem, wokół Gaunta wszystko się kręci, ale to postać w zamyśle tajemnicza, odkrywana stopniowo. Tymczasem w filmie mamy go pełno na każdym kroku.

Film nie odda pewnych szczegółów i klimatu, który jesteśmy sobie w stanie wyobrazić nad książką. Ale tutaj mamy totalny brak klimatu małomiasteczkowego. Zakotwiczenie bohaterów, zwłaszcza tym najważniejszych, w teraźniejszości też nie było dobrym wyborem. Co innego, gdyby szeryf (grany przezEda Harrisa) był bohaterem dwudziestokilkuletnim. Jednak jest to facet z przeszłością. A jego ukochana, Polly (Bonnie Bedelia), kobietą poturbowaną przez życie (czego oczywiście w filmie nie zaznaczono). Podsumowując: w "Sprzedawcy..." mamy świat ludzi pustych, bez przeszłości, jedynie emanujących przemocą.

Efekt jest taki, że wyszedł horror, którego w ogóle tu nie czuć. Brak wielu niezbędnych postaci, paru szczegółów, które tworzą klimat tajemniczości i grozy. Do tego dochodzą pokaźne zmiany w fabule, co z pewnością miało zadziwić czy zbić z tropu widzów, którzy wcześniej sięgnęli po powieść. Jeżeli scenarzysta miał zamiar zachęcić do przeczytania książki, to i owszem, mogło mu się udać. Ale jeżeli tak wyglądała jego wizja artystyczna? Można powiedzieć tylko tyle, że wyszło zbyt powierzchownie.

Max von Sydow - powiedziałabym, że poprawny.Ale z pewnością nie jest w szczytowej formie.Ed Harrisbezbarwny, wyprany z uczuć. Ale to jak już zostało powiedziane, kwestia samego pomysłu na film, jak przypuszczam.Bonnie Bedeliateż szczególnie nie zachwyca. Reszta obsady tym bardziej. PozaAmandą Plummer, która mimo roli drugoplanowej tchnęła w film pewną iskierkę.

Biorąc pod uwagę całokształt, film jest przyzwoity. Zaskakuje, wciąga, a nawet przeraża. Nie oczekujcie od niego zbyt wiele, a się nie zawiedziecie.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones