Recenzja wyd. DVD filmu

Diuna (2000)
John Harrison
William Hurt
Alec Newman

Ekranizacja powieści wszech czasów

<b>"Diuna"</b>, wydana po raz pierwszy w roku 1965 powieść Franka Herberta jest dla wielbicieli science fiction tym, czym <b>"Władca pierścieni"</b> dla miłośników fantasy. Dziełem wszech czasów,
"Diuna", wydana po raz pierwszy w roku 1965 powieść Franka Herberta jest dla wielbicieli science fiction tym, czym "Władca pierścieni" dla miłośników fantasy. Dziełem wszech czasów, niedoścignionym wzorem i książką, do której wraca się wiele razy w życiu. "Diuna" od wielu lat jest również inspiracją dla artystów, wśród których są twórcy gier komputerowych oraz oczywiście filmowcy. Po raz pierwszy na duży ekran powieść Herberta odważył się przenieść w roku 1984 David Lynch. Niestety, była to próba nieudana. Powstał film niespójny, niezrozumiały, który mimo wielu ciekawych rozwiązań reżyserskich i scenograficznych okazał się wielką finansową klapą. Nie było w tym winy Lyncha. W oryginale obraz trwał bowiem ponad 9 godzin a do kin trafiła wersja okrojona przez producentów, której czas trwania zamknął się w zaledwie 2 godzinach. Nieco dłuższa, bo trwająca ponad 3 godziny wersja pokazywana była później w telewizji, ale z niej wycofał swoje nazwisko Lynch i zastąpił je pseudonimem Allen Smithee. "Diuna" jest powieścią zbyt obszerną, zbyt bogatą, żeby zamknąć ją w zaledwie dwóch godzinach filmu. Nie chcieli zrozumieć tego producenci obrazu z roku 1984, ale wiedzieli o tym twórcy nowej ekranizacji, która ukazała się właśnie w Polsce na kasetach wideo i płytach DVD. Wyprodukowany za 20 milionów dolarów film, którego reżyserem jest John Harrison trwa prawie 5 godzin i został przygotowany na zamówienie stacji SciFi Channel. Emisja miniserialu w amerykańskiej telewizji okazała się ogromnym sukcesem przyciągając przed telewizory kilka milionów widzów i jeśli wierzyć producentom to już niebawem powinny rozpocząć się prace nad ekranizacją "Mesjasza Diuny", drugiej powieści cyklu. Tytułowa "Diuna" to potoczna nazwa Arrakis, pustynnej planety i jedynego miejsca we wszechświecie, gdzie wydobywa się Przyprawę, narkotyczną substancję umożliwiającą spojrzenie w przyszłość. Dzięki Przyprawie możliwe są również podróże międzygwiezdne. Melanż, bo taką nazwę nosi Przyprawa jest substancją niezbędną do funkcjonowania cesarstwa. Ponieważ jej dostawy stały się bardzo nieregularne cesarz odbiera władzę nad Diuną rodowi Harkonnenów i przekazuje ją Atrydom, niezwykle popularnemu rodowi, którego głową jest książę Leto Atryda (William Hurt). Jego zadaniem jest zapewnienie cesarstwu stałych dostaw Melanżu. Harkonnenowie jednak nie zamierzają zrezygnować z panowania nad najcenniejszą planetą we wszechświecie. Baron Vladimir Harkonnen (Ian McNeice) zawiązuję intrygę, w wyniku której Leto Atryda ginie a jego syn Paul wraz z matką Jessicą zostają porzuceni na pustyni. Tam odnajdują ich Fremeni, rdzenni mieszkańcy Arrakis wierzący, iż Paul jest "mahdim", zapowiedzianym w starożytnym proroctwie Mesjaszem, który powiedzie ich do raju. Trzeba otwarcie przyznać, że przeniesienie na ekran powieści Herberta to nie lada wyzwanie. Powyższe streszczenie to zaledwie zarys fabuły utworu. "Diuna" jest bowiem książką niezwykle rozbudowaną, bogatą w szczegóły a przede wszystkim oryginalną. Nie udało się jej zekranizować Lynchowi, ale udało się to Harrisonowi, który stworzył film ciekawy, spójny a przede wszystkim wierny powieści. Nie będąc ograniczonym czasem trwania obrazu, który pokazywany miał być nie w kinach a w telewizji i do tego w odcinkach, artysta mógł pozwolić sobie na stworzenie scenariusza, który zawiera nie tylko wszystkie najważniejsze wydarzenia opisane przez Herberta, ale również rozwija akcję w taki sposób, iż widz może dokładnie poznać głównych bohaterów i dowiedzieć się czegoś na temat cesarstwa oraz panującej w nim sytuacji politycznej, co dla dokładnego zrozumienia "Diuny" jest rzeczą niezbędną. Dzięki temu film ogląda się z dużym zainteresowaniem i bez znużenia. Nie ma w nim, jak to miało miejsce w ekranizacji z roku 1984, nagłych przeskoków pomiędzy wydarzeniami, fabularnych dziur, które sprawiały, że obraz był niezrozumiały i nielogiczny. Pod tym względem film Harrisona jest dużo lepszy niż dzieło Lyncha. Niestety, nowa ekranizacja nie jest pozbawiona wad. Oglądając film łatwo zauważyć, że robiony on był z myślą o telewizji i budżet, który na jego realizację przeznaczono był stosunkowo niewielki (jak na amerykańskie realia oczywiście). Efekty specjalne są nie najlepsze, większość wybuchów wygląda jakby robili je amatorzy a w niektórych scenach widać wyraźnie, iż tło stanowi namalowany na płótnie obraz pustyni. Niekiedy zdarza się również, że Fremeni nagle przestają niebieskie oczy a w jednej ze scen Lady Jessica, która powinna być w zaawansowanej ciąży pojawia się w obcisłym wdzianku i bez "brzucha". Są to może drobiazgi, ale dla wymagającego widza mogą być one irytujące. Osobiście nie przypadło mi również do gustu przedstawienie Shai-Hulud, czyli czerwi pustyni, które w wersji Lyncha były po prostu lepsze. Swoją drogą oglądając "Diunę" nie mogłem oprzeć się wrażeniu, iż twórcy starali się zrobić wszystko aby odciąć się od ekranizacji z roku 1984. Projekty czerwi, filtrfraków, mundurów, ornitopterów, wszystko to jest skrajnie odmienne od tego, co przedstawił Lynch. Szkoda, bo niektóre z pomysłów autora "Miasteczka Twin Peaks" były doskonałe i nie trzeba ich było zmieniać. Największą wadą filmu jest jednak jego polskie tłumaczenie. Oglądając "Diunę" miałem cały czas wrażenie jakby tłumacz nie zadał sobie trudu i nie zajrzał w ogóle do książki. Zniknęły gdzieś czerwie, które w filmie otrzymały 'uroczą' nazwę "piaskale", filtrfraki zostały zastąpione słowem kombinezony a Melanż w całym filmie występuje jedynie jako Przyprawa bez swojej nazwy własnej. Co ciekawe niektóre z tych błędów występują tylko w wersji z lektorem wydanej na kasetach VHS. Tłumaczenie uwzględnione na DVD jest już znacznie lepsze, choć też dalekie od doskonałości. Mimo wymienionych powyżej niedociągnięć "Diuna" Johna Harrisona pozostaje filmem, po który warto sięgnąć. Jest to z całą pewnością najlepsza do tej pory ekranizacja powieści Herberta, której obejrzenie powinno sprawić przyjemność wszystkim miłośnikom fantastyki. Polecam jednak obejrzenie obrazu na DVD i najlepiej bez polskich napisów. Wtedy nie będziecie musieli denerwować się słabym tłumaczeniem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones