Recenzja serialu

Sherlock (2010)
Coky Giedroyc
Paul McGuigan
Benedict Cumberbatch
Martin Freeman

Elementary sh*t

Ten nieterminowo (trzy odcinki co dwa lata) kręcony miniserial próbuje czerpać fabułę z oryginału. Nieudolnie, albowiem każdy odcinek jest ze sobą powiązany w taki sposób, iż w żadnym nie ma
Oto kolejna adaptacja przygód wielkiego detektywa z Londynu - wciągający XIX-wieczny klimat Anglii zastąpiło współczesne miasto, a mistrza dedukcji arogancki świr na podobieństwo House'a o zachowaniu aspołecznego młokosa. Jego narzędziem już nie słynne laboratorium, ale telefon komórkowy. Holmes umarł, został tylko Sherlock.

Ten nieterminowo (trzy odcinki co dwa lata) kręcony miniserial próbuje czerpać fabułę z oryginału. Nieudolnie, albowiem każdy odcinek jest ze sobą powiązany w taki sposób, iż w żadnym nie ma rozwiązania ani jednej zagadki, co wyklucza kryminał jako gatunek serii. Cały wątek fabularny skupia się na robieniu młokosowi dziecinnych psikusów przez Moriartiego.

Jeśli jeszcze was nie zniechęciła świadomość braku logicznej historii, czas na aktorstwo. Głównego bohatera "gra" niezwykle irytujący Cumberbatch z aparycją nerda przekonanego o swej nieomylności. Na szczęście ma u swego boku Martina Freemana, który idealnie zaprezentował dramatyzm Watsona jako weterana wojennego. Nie tylko utożsamiamy się z nim, ale i nieraz będziemy mu współczuć. Współczuć mu wkurzającego kumpla. Reszta obsady wpasowała się dobrze, ukrywając się gdzieś w tle za dwoma bohaterami. Rupert Graves przedstawia tu sobą znany wszystkim z kryminałów schemat zmęczonego natłokiem myśli i ciągłą pracą niedowartościowanego komisarza, z kolei Una Stubbs wciela się w postać sąsiadki, nadając serialowi i tak już nadmiernej lekkości. Zaś Andrew Scott to, pomimo sugestii zupełnego przeciwieństwa, klon głównego bohatera. Jego wersja odwiecznego wroga notorycznie kopcącego fajkę detektywa to kolejny dzieciak, któremu przysłowiowo do kołyski wrzucono brzytwy.

Reżyser próbuje się pobawić z widzem, stosując liczne retrospekcje retrospekcji, które są opowiadane przez świadków, którzy kłamią. Słowem - pseudointeligentne. Na siłę śmieszne zwroty akcji podkreślają nudę i przeciętność produkcji. I o ile pierwszy odcinek ogląda się z dość krzywym uśmiechem na twarzy, o tyle późniejsze epizody są po prostu niepotrzebnie skomplikowane, kryjąc za sobą banalną puentę. Na zakręconą muzykę nie sposób nie zwrócić uwagi, toteż za bardzo wysunięta została na pierwszy plan, a sam sposób kręcenia troszkę zbyt chaotyczny. Napisy sugerujące myśli głównego bohatera pasowały do czasu akcji.
 
Czy to ma jakikolwiek związek z Doylem? Dobre pytanie, indeed. Niegdyś polska telewizja zaszczyciła nas serialem Crusoe przedstawiającym gładko-ogolonego Robinsonka i biegającego za nim bystrego murzynka. Podobieństwo niemalże stuprocentowe.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie ma chyba osoby, która nie słyszałaby o Sherlocku Holmesie. Arthur Conan Doyle w swoich licznych... czytaj więcej
Sherlock Holmes to jedna z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych postaci literackich.... czytaj więcej
Alan Barnes, autor książki "Sherlock Holmes on Screen. The Complete Film and TV History" (Londyn 2011)... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones