Recenzja filmu

Weekend (2010)
Cezary Pazura
Paweł Małaszyński
Michał Lewandowski

Filmowy przekręt

Fabuła (również plakat filmu i wygląd niektórych bohaterów) została zbudowana metodą "kopiuj/ wklej", wykorzystując matrycę "Przekrętu" Guya Ritchiego. Oto kilka organizacji przestępczych (także
To miał być polski "Przekręt" z elementami "Pulp Fiction". Reanimacja polskiej komedii gangsterskiej, co najmniej prezentująca poziom filmów Olafa Lubaszenki. Kopalnia rubasznych one-linerów oraz zabawnych dialogów, wystrzeliwanych niczym z karabinu. Film o groźnych, lecz w głębi serca poczciwych chłopakach, którzy nie płaczą, "naparzających" się ze złymi gangsterami, pełny zaskakujących zwrotów akcji.

Przyznam szczerze, że dawno nie uśmiałem się tak bardzo na polskiej komedii, jak na dziełku Cezarego Pazury. Śmieszy tu niemal wszystko: drewniane aktorstwo (chylę czoła, panie Małaszyński), beznadziejny montaż (szczególnie widoczny w scenach "pościgów"), fabularne absurdy, niedomagające efekty specjalne. "Weekend" to typowa komedyjka z Szycem i Karolakiem, z tym że bez Szyca i Karolaka. Ciężko znaleźć w języku polskim cenzuralny przymiotnik oddający poziom żartów w tym filmie. Dowcip opiera się tu przede wszystkim na puszczaniu bąków w windzie, przeterminowanych sucharach, których mogłoby powstydzić się pięcioletnie dziecko, ciągnących się w nieskończoność scenach, wypełnionych stereotypami o gejach lub po prostu na wyszukanych synonimach penisów i wagin.



Fabuła (również plakat filmu i wygląd niektórych bohaterów) została zbudowana metodą "kopiuj/ wklej", wykorzystując matrycę "Przekrętu" Guya Ritchiego. Oto kilka organizacji przestępczych (także policjanci) stara się zdobyć walizkę z narkotykami, wartymi kilka milionów złotych. To, co świadczyło jednak o wielkości komedii kryminalnej Anglika (skomplikowana, lecz doskonale poukładana, wielowątkowa fabuła), zamienione zostało na totalny chaos kompozycyjny. Nieistotne wątki z udziałem aktorów drugoplanowych (dlaczego Jan Frycz sobie to robi?!), wpychanymi na chybił trafił, nawiązania do "Matriksa, z wyraźnym fetyszyzowaniem (jakby odhibernowany po 10 latach Pazura odkrył jego istnienie) slow-motion tworzą pokraczny, przestylizowany twór filmowy.



"Ale panie recenzencie, to przecież pastisz, pan chyba nie zrozumiał wymowy tego filmu!". W ten sposób każdy zły film można uznać za pastisz. Cechą tej stylizacji jest przejaskrawienie danego dzieła czy zjawiska, tutaj zaś mamy do czynienia z nieudolną podróbką. Film zamiast obśmiewać, sam się ośmiesza, na domiar złego nie uciekając od pretensji. Wątek miłosny między Maksem (Paweł Małaszyński) a Mają (Małgorzata Socha) pasuje tu jak zespół AC/DC do festiwalu polskiej piosenki w Opolu. Nie dość, że jest kompletnie nieistotny dla fabuły, to podany w możliwie najbardziej kiczowaty sposób. Gdy tylko nasz twardziel z nostalgią pomyśli o ukochanej, pojawia się zagrana na pianinku melodyjka. Natomiast scena tańczącego w oku bohatera (tak, tańczącego w oku bohatera!) powidoku bohaterki to ośmiotysięcznik filmowej pretensji.



Źle napisane postacie (może poza homoseksualnym Johnnym) tylko dopełniają dzieła. Główny duet (wspomniany wcześniej Paweł Małaszyński oraz Michał Lewandowski) niczym nie przypomina Freda (w którego nota bene wcielił się Cezary Pazura) i Gruchy z "Chłopaki nie płaczą".

"Weekend" jest jak zaproszony na imprezę rodzinną wujek Janusz, głośno śpiewający "Majteczki w kropeczki" i rozlewający piwo na kanapę, zagryzając kiełbasą podwawelską. Na początku można się ponabijać, ale na dłuższą metę nieznośnie męczy i irytuje.
1 10
Moja ocena:
1
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Cezary Pazura lubiany i szanowany aktor komediowy, znany z takich filmów, jak "Kiler", "Kariera Nikosia... czytaj więcej
Cezary Pazura, jeden z najpopularniejszych polskich aktorów, postanowił podzielić się z nami wiedzą... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones