Recenzja filmu

Rocky Balboa (2006)
Sylvester Stallone
Sylvester Stallone
Burt Young

Godne zwieńczenie legendy

Mimo wielu zalet film jest jednak częścią, bez której seria mogłaby się obejść. Owszem, jest to dobre zakończenie sagi o słynnej legendzie boksu, ale trzeba przyznać, że również nieco wymuszone
"Rocky Balboa" powstał 16 lat po swoim niezbyt udanym dla wielu poprzedniku. Sylvester Stallone po raz ostatni postanowił powrócić do roli, której zawdzięcza dosłownie wszystko. Kiedy po raz pierwszy usłyszałem o planach kręcenia kolejnej części "Rocky'ego", pomyślałem sobie "czy to może jakieś żarty?". Wiedziałem, że jest duża szansa na niepowodzenie tego projektu. W końcu ile można kontynuować historię włoskiego boksera, która ciągnie się już od połowy lat siedemdziesiątych. Mimo wszystko bardzo oczekiwałem tego filmu. Miałem jeszcze nadzieję, że Stallone spróbuje jednak w racjonalny sposób zakończyć te serie. Po premierze mogłem powiedzieć tylko jedno - dokonał tego i to w całkiem niezły sposób. Rocky (Sylvester Stallone) ma 59 lat. Prowadzi małą restauracje. Jego żona Adrian zmarła kilka lat temu na raka. Balboa chciałby poprawić relacje z synem, które nie układają się najlepiej. Tymczasem obecny mistrz świata wagi ciężkiej Mason "The Line" Dixon (Antonio Tarver) wygrywa swój kolejny pojedynek. Mimo to publiczność nie jest z tego powodu zadowolona. Kibice uważają, że Mason przez całą swą karierę nie walczył z żadnym porządnym zawodnikiem. Media tworzą więc komputerową symulację walki Dixona z emerytowanym Rockym. Mistrz te walkę przegrywa co skłania go do wyzwania Balboy na prawdziwy pojedynek. Rocky przyjmuje wyzwanie. W ciężkim treningu pomaga mu Paulie (Burt Young), Tony (Tony Burton), nowo poznani przyjaciele, a po jakimś czasie także syn. Mimo iż film powstał w 2006 roku to utrzymuje się w nim taki fajny klimacik podobny do tego z poprzednich części. Obsada sprawdziła się tak jak zwykle czyli doskonale. Sylvester Stallone tak jak i Burt Young czy Tony Duke czuli się jak ryba w wodzie mogąc powrócić do swych świetnych kreacji sprzed lat. Miłą niespodziankę sprawiła również Geraldine Hughes, która całkiem dobrze odegrała postać Marie. Natomiast Antonio Tarver wcielający się w mistrza Masona Dixona wypadł niestety dość słabo. Bill Conti i jego melodie nie zmieniły się pod żadnym większym względem. Nadal są to znane w większości z poprzednich części kawałki, które wspaniale pasują do atmosfery filmu. Fabuła jest ciekawa i troszkę inna niż w poprzednich częściach, co z pewnością zalicza się na duży plus tego tytułu. Jednak w "Rockym Balboa" najbardziej urzekły mnie wzruszające sceny nawiązujące do przeszłości głównego bohatera, których jest naprawdę sporo. Ogólnie rzecz biorąc, moje obawy wobec nowego "Rocky'ego" nie sprawdziły się. Mimo wielu zalet film jest jednak częścią, bez której seria mogłaby się obejść. Owszem, jest to dobre zakończenie sagi o słynnej legendzie boksu, ale trzeba przyznać, że również nieco wymuszone przez Sylvestra, który za wszelką cenę pragnął powrócić do swej historycznej już kreacji.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Po trzydziestu latach od premiery pierwszej części serii opowiadającej o utalentowanym pięściarzu z... czytaj więcej
Seria o sławnym bokserze Rockym Balboa wydawała się już zamknięta. Od premiery ostatniej, piątej części,... czytaj więcej
Trzydzieści lat po pierwszym gongu Rocky powraca na ring. Sylvester Stallone po raz ostatni wskrzesza do... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones