Groza i dramat głębsze niż najczarniejszy mrok

Podróż czerwonego pokoju w "Nawiedzonym domu na wzgórzu" - niezwykłym dziele Mike'a Flanagana, to nie to samo co Podróż czerwonego balonika - symbolu pierwotnej siły zła, widocznym w filmowej
Podróż czerwonego pokojuw"Nawiedzonym domu na wzgórzu"- niezwykłym dzieleMike'a Flanagana-to nie to samo coPodróż czerwonego balonika- symbolu pierwotnej siły zła, widocznym w filmowej adaptacji książkowego horroru Stephena Kinga "To" z 2017 roku. Czerwony Pokój to jedno z owianych tajemnicą pomieszczeń w Hill House - mrocznego zamczyska i miejsca akcji serialuFlanaganazarazem. To również miejsce dramatu, unaocznienie niewytłumaczalnej tragedii rodziny Crane'ów - głównych bohaterów produkcji. To po prostu coś innego niż kolejny serialowy horror."Nawiedzony dom na wzgórzu"to coś poruszającego, fascynującego i przerażającego w taki sposób, jakby sięgało pierwocin mroku tak odległego, jak stary jest sam czas."Nawiedzony dom na wzgórzu"jest niczym wieczne misterium, bez początku i końca, co dobrze podkreśla myśl twórczaEdgara Allana Poe: "Czy to co widzimy okiem jest prawdą, czy snem głębokim?".

Odczuwalna głębia tajemnicy oraz niespokojnego, specyficznego dramatu. Woal misternej mgły, zawiesina cienia i mroku, które spowijają "Nawiedzony dom na wzgórzu", to niesłychanie istotne, dopełniające tę serialową produkcję składowe. Dziesięcioodcinkowy, jak na pierwszy sezon przystało, obraz Mike'a Flanagana jest złożonym, specyficznym fluidem - czymś więcej niż kolejnym tworem od Netflixa, czy następnym z listy wyprodukowanym horrorem. "Nawiedzonego domu na wzgórzu" nie da się doświadczać, jeśli jest się empatą - wrażliwym na odczucia psychiczne i emocjonalne innych osób człowiekiem. Oczywiście odczucia z oglądania serialu, zestrajania się z jego fabułą, będą w tym przypadku możliwe, ale jeśli czujesz, że jesteś niczym misa zbierająca każdy negatywny bądź pozytywny strumień emocji, "Nawiedzony dom na wzgórzu" tą misę przeleje, przyszpilając twą psychikę do grubego, surowego muru. W wizjonerskim dziele Flanagana inteligencja emocjonalna skierowana na sedno intymnych negatywnych odczuć dotykających swymi mackami każdego, kto w jakikolwiek sposób związany był z Hill House, zakrapiana jest przemożnym, przytłaczającym mrokiem. Bywa i tak, że nie ratuje tego instynktownie wykorzystywane w poszczególnych ujęciach i większych sekwencjach światło. Ten dziesięcioodcinkowy dramat, który rozwija się w wiecznej, plugawej ciemności, jest niczym wygłodniały wampir energetyczny. O jump scare'ach nie było tu mowy (przytrafił się może jeden, góra dwa). Zło wychodziło ze starego syczącego gniewnie zamczyska w pierwotny nieodgadniony sposób, niczym rozległe jestestwo, które chce otworzyć bramy mrocznego świata lub odwróconego wymiaru i przesączyć wici ciemności do naszego prostego, ziemskiego padołu. Czasami, aż miałem ochotę wyłączyć z tego powodu telewizor, schować się skulony w kącie, przykryć kołdrą i poczekać aż mrok odejdzie - ten serial wyrzuca na wierzch drzemiące w każdej z istot adamowego plemienia pierworodne winy, grzechy i nieczystości. Stawia naszą stabilność emocjonalną, człowieczeństwo i więź z bliskimi nam osobami pod grubym, wielgachnym znakiem zapytania. Oglądający odnosi więc wrażenie: intymnego odczucia zagrożenia psychicznego i duchowego bezpieczeństwa, czyli nic innego, jak zetknięcie się z tymi elementami serialu, które stają się jego głównym walorem.


Po całym pierwszym sezonie cierpkiej, plującej na miłość, radość i inne pozytywne ludzkie emocje (niech nie zwodzi was kontrast mlecznożółtej, ciepłej aury świetlnej rozciągającej się na przeciągnięte ciemnym, dostojnym, drewnem wnętrze "Hill House") adaptacji powieści mistrzyni grozy i królowej makabry, Shirley Jackson, "Nawiedzony dom na wzgórzu", enigmatyczna aura tego serialu, niestrudzenie, wciąż trwa. Ten dziesięcioodcinkowy twór wciąż na mnie oddziałuje, zdaje się w ogóle nigdy nie znikać, jakby mroczne jestestwo "Hill House" psuło mnie od środka, zalewając ropą, rdzą, kloaką. Chwilowe stagnacje akcji - a tak naprawdę akcji jak na horror, czy dramat "Nawiedzonego domu na wzgórzu" przystało po prostu tu nie doświadczymy - są wytłumaczalne. Klimat serialu utrzymuje się wokół wspomnień, retrospekcji oraz teraźniejszości, co splata i buduje fabułę gęstego od przytłoczenia i mroku tragi-horroru.

Nazwijmy to mechanizm konceptu fabuły i jej odtwarzania, bo w "Nawiedzonym domu na wzgórzu" każda minuta serialu, każda większa sekwencja danego odcinka - nawet jej osobnicze, intymne łączenia i przejścia oparte o prywatne koleje losu i dramatyczne przeżycia bohaterów, jest dość istotnym elementem i wyraźnym znakiem rozpoznawczym serialu. Oglądanie "Nawiedzonego domu na wzgórzu", zwłaszcza odcinków z oschłymi, zrodzonymi z nieproporcjonalnych kształtów złymi marami, jak Pan w Kapeluszu lub Pani z Przekrzywioną Szyją i epizodów 9, 10, gdzie, jak widać, negatywne fluidy i wieczny mrok Czerwonego Pokoju dosięgną każdego, wpływając nawet na nieskalane grzechem kilkuletnie dzieci: Luke (Julian Hilliard) i Nell (Violet McGraw), było jak czytanie niezwykle mrocznych, dosięgających arkan negatywnej siły opowiadań i noweli Lovecrafta. W odczucie stałości bezpieczeństwa duchowego widza uderza upiornie dobry, zakrawający na ciężki do wyczucia, sposób bezpośredniego, jak i po części pośredniego wywoływania w nim odczucia strachu. Mike Flanagan wykorzystuje cały wachlarz możliwości, aby pokazać czym może być tajemnica, dramat, horror, groza.

[
center]

Po kilku przeżytych odcinkach - a było to, jak i całe 10 rozdziałów, niesłychanie mocne doświadczenie - nie miałem pojęcia, co w przestrzeni serialu dalej nastąpi, jak wydarzenia z przeszłości, które wydają się być tak cierpkie i przytłaczające, jakby ich wybiórcze wtedy, wczoraj, dwa dni wcześniej, wychwytywał spaczony, subiektywny, żywiący się szczęściem ludzi byt. "Nawiedzony dom na wzgórzu" jest innym, awangardowym, mrocznym dziełem, głównie z racji przeżyć bohaterów w przeszłości - w Hill House, i w czasach współczesnych. Bo przecież negatywna, istniejąca poza czasem siła jest wczoraj, dzisiaj i jutro, jest zawsze! Na takich klimatach beletrystycznych, czego widz doświadczył w niniejszej adaptacji, prawdopodobnie wzorowali się: Stephen King, Dean Koontz i inni mistrzowie literatury grozy, horroru i thrilleru, szukając inspiracji do swoich powieści.
A jak serial wypadł aktorsko? Jak w tak ciężkim, przytłaczającym widowisku spisali się wszyscy ci angażujący się w kreację jego właściwej formy: napięcia, atmosfery i ukazania inteligencji emocjonalnej? Złym określeniem będzie, że wszyscy, przy pracy nad "Nawiedzonym domu na wzgórzu"spisali się na medal. Należy się temu nieco głębsze wyjaśnienie. Każdy aktor, od kilkuletniego dziecka do dorosłych osób, zaangażował się w tę produkcję tak, że po jej obejrzeniu ja, jako widz, długo będą miał jej obraz w pamięci.


Czerwony Pokój to plugawa zła istota, to przedłużenie woli Hill House, pożerającego każdą czystą bądź rozchwianą duszę, już w momencie stawiania pierwszych kroków przez próg jego solidnych hebanowych drzwi. Czerwony Pokój, za którego drzwiami wszystko gnije, zapada się i wygląda dużo gorzej niż pleśń i śnięta ryba, to symbol czegoś dużo mroczniejszego niż tajemnicza, niszcząca każdą dobrą cząstkę człowieczeństwa, siła. To potęga nieświadomej, spaczonej wszechobecnej istoty. Gdy zrozumiemy niebagatelne znaczenie Czerwonego Pokoju, zrozumiemy i finał serialu, i cały jego przebieg. Hill House przetrwa; głodna bestia wystawi swój pysk do nieba i będzie czekać, na następne niczego nieświadome dusze.
1 10
Moja ocena serialu:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Dom stojący na odludziu, szczęśliwa rodzina z gromadką dzieci i tajemnicze wydarzenia, które rozgrywają... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones