Recenzja filmu

Saga "Zmierzch": Księżyc w nowiu (2009)
Chris Weitz
Robert Pattinson
Kristen Stewart

Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny...

W ogólnym zarysie film przedstawia kontynuację losów przeciętnej licealistki - Isabelli "Belli" Swan(Kristen Stewart) oraz jej boskiego (bo jakżeby inaczej), nieśmiertelnego chłopaka - Edwarda
W ogólnym zarysie film przedstawia kontynuację losów przeciętnej licealistki - Isabelli "Belli" Swan(Kristen Stewart) oraz jej boskiego (bo jakżeby inaczej), nieśmiertelnego chłopaka - Edwarda Cullena (Robert Pattinson). Romans wyżej wymienionej pary nabiera rumieńców, dlatego też chłopak przy współudziale swojej przyszywanej siostry - Alice (Ashley Greene) postanawia wyprawić Belli przyjęcie urodzinowe. Niestety w trakcie imprezy Bella rani się w palec, odpakowując prezent, tym samym prowokuje atak Jaspera (Jackson Rathbone), który w ostatniej chwili zostaje udaremniony. Po tym wydarzeniu Edward porzuca dziewczynę (o zgrozo robi to dla jej dobra!) i wyprowadza się z Forks wraz z całą rodziną Cullenów. Nastolatka pogrąża się w kilkumiesięcznej depresji, z której stopniowo wyciąga ją jej dawny przyjaciel z dzieciństwa Jacob Black (Taylor Lautner). I wtedy na dziewczynę jak grom z jasnego nieba spada wiadomość, że Jake to wilkołak! A to dopiero początek perypetii Belli i jej związków z mrocznym światem żywcem wyjętym z legend...

O ile historia wydaje się ciekawa, o tyle z wykonaniem jest już gorzej. Szłam do kina z przekonaniem, że się nie zawiodę, skoro film firmowany jest nazwiskiem Chris Weitz. Chociaż Weitz w zestawieniu z Catherine Hardwickewypada lepiej, to niestety nie zachwyca. Początek filmu jest dość ciekawy, rzekłabym nawet mroczny z kapitalną oprawą muzyczną Alexandre'a Desplata. Nie sposób także nie wspomnieć o kultowej moim zdaniem scenie,w której filmowy Edward niczym młody James Deanz szelmowskim uśmiechem w rytm melodii grupy Hurricane Bells idzie szkolnym parkingiem w kierunku swej śmiertelnej partnerki. Skoro mowa już o ścieżce dźwiękowej, jest ona niezaprzeczalnie wielkim atutem filmu. Kawał dobrej roboty wykonali tu m.in.: Museoraz lider zespołu Radiohead- Thom Yorke. Zarówno fani sagi, jak i tych formacji muzycznych nie zawiodą się. Do atutów filmu należy także zaliczyć stojące na całkiem niezłym poziomie ujęcia, choćby ze sceny pościgu filmowej Victorii (Rachelle Lefevre), a także efekty specjalne oraz sceny walki w pałacu wampirzej rodziny królewskiej - Volturi. Plusem jest także niezbyt duża rozbieżność kinowej fabułyz książką, czego nie można było powiedzieć w przypadku ekranizacji "Zmierzchu". Na całkiem niezłym poziomie stoi także gra aktorska Kristen Stewart, która zdecydowanie polepszyła się od czasu poprzedniej części. Jej bohaterka jest zdecydowanie bardziej wyrazista i nacechowana emocjonalnie, czego niestety nie można powiedzieć o odtwarzającym rolę boskiego wampira Robercie Pattinsonie. "Jego" Edward nie dość, że wygląda jakby był efektem przyuczającej się do zawodu charakteryzatorki, to jeszcze zachowuje się w stosunku do swojej filmowej dziewczyny jakby co najmniej cierpiałna kilku miesięczne zatwardzenie albo połknął kij od szczotki. Zionie chłodem i sztucznością na metr, aż dziw, co ta Bella w nim widzi. Jedynie jego powszechnieubóstwiana czupryna (której sama jestem fanką) zdaje się być jedynym atutem jego postaci.Na pochwałę zasługują niewielki role: zwariowanej Alice (Ashley Greene)idowcipnego Emmeta (Kellan Lutz). Na tym kończą się plusy filmu.

Negatywną stroną obrazujest niewątpliwie fabuła. Mimo iż zbliżona do książkowej, jest mdła i mało dynamiczna. Jedyne, na czym trzeba skupić wzrok, to nadążanie za rozbudowanymi aż nadto dialogami. Reżyser traktuje wątki po macoszemu i nie pozwala tym samym wczuć się w położenie filmowej Belli, właściwie przeciętny zjadacz chleba, który nie zaznajomił się z książką Stephenie Meyer, możewywnioskować, że Bella wychodzi z depresji po wyjeździe ukochanego z dnia na dzień. Kolejną porażką wydaje się być scena w pałacu Volturi. Choć wyżej wspomniana scena walki zachwyciła mnie, to mimo to cała otoczka związana z wampirzą rodzina królewską, która zadawała się być kulminacją filmu nie buduje zbytniego napięcia. Ot, ktoś tam był. Przyszedł sobie, poszedł. I tyle. Nawet Michael Sheennie ratuje tej sceny. Warto także zaznaczyć jako minus scenę zamykająca film (niezdradzę, o którą chodzi, abynie psuć zabawy tym, którzy nie widzieli filmu). Pozostawia ona zdecydowany niedosyti chęć pójścia od razu na trzecią część sagi - "Saga "Zmierzch": Zaćmienie". Miejmy nadzieję lepszą od poprzedniczki...

Film może nie jest majstersztykiem, ale dzięki ogromnej promocji marketingowej ściągnie do kin rzesze widzów (w tym i fanów). Część z nich wyjdzie z niesmakiem, a druga połowa (w większości zapewne fani, choć niekoniecznie) z przeświadczeniem, że Chris Weitzwykonał kawał dobrej roboty.

Nie jest łatwo pisać nieprzychylną recenzję wiernej fance sagi, ale na osłodę powiem jedno: mimo rozczarowania potrzeba zobaczenia losów niezwykłej miłości wampira do śmiertelniczki przeważyła szalę, by pójść do kina. I nie żałuję. A jak będzie w Twoim przypadku, drogi widzu? Iść do kina czy nie iść? (zbieżność z dylematem Williama Szekspira?) Pozostawiam to już Tobie do rozważenia.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nie minął nawet rok, a już do kin wkroczyła kolejna część "Zmierzchu" pod tytułem "Księżyc w nowiu".... czytaj więcej
Ten film ma jeden zasadniczy problem. Wszystko, co w nim najważniejsze, zostało pokazane w zwiastunie.... czytaj więcej
Do recenzji "New Moon" zabierałam się od tygodnia. Mniej więcej tyle samo, ile wcześniej do obejrzenia... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones