Recenzja filmu

Gracz (1992)
Robert Altman
Tim Robbins
Greta Scacchi

Hollywood Ending

Robert Altman to rzadki przykład bystrego i czujnego obserwatora, który swe refleksje i spostrzeżenia przenosił na ekran w formie portretów zarówno mniejszych środowisk, jak i całych
Robert Altman to rzadki przykład bystrego i czujnego obserwatora, który swe refleksje i spostrzeżenia przenosił na ekran w formie portretów zarówno mniejszych środowisk, jak i całych społeczności. Tak było w jego najlepszych filmach: w "Nashville", "Dniu weselnym" czy w "Na skróty". Podobnie dzieje się w "Graczu", który po latach mniej lub bardziej ambitnych porażek był powrotem reżysera do najlepszej formy.

"Gracz", choć skupia się na osobie jednego bohatera, producenta Griffina Milla (Tim Robbins), jest przede wszystkim niezwykle ciętą satyrą na światek filmowy. A ściślej - na hollywoodzką Fabrykę Snów. Pracujący dla jednej z czołowych wytwórni Griffin znajduje się na życiowym rozdrożu. Jego kariera jest zagrożona przez ambitnego konkurenta, dodatkowo ktoś nęka go coraz poważniej brzmiącymi pogróżkami. Wszystko wskazuje na to, że ich autorem jest jeden z wielu wzgardzonych przez Milla młodych scenarzystów. Sfrustrowany i coraz bardziej zastraszony Griffin decyduje się na własną rękę znaleźć swego prześladowcę i przemówić mu do rozsądku...

Dzieło Altmana to przewrotna wariacja na temat "Zbrodni i kary" Dostojewskiego. Osadzona we współczesnym Los Angeles, pośród sław i gwiazd pierwszej wielkości, pośród cynicznych decydentów ze studiów filmowych i niespełnionych twórców aspirujących do sławy. Babilon XX wieku, który powoli zaczyna zjadać własny ogon. Twórca "M.A.S.H." dowcipnie, czasem wręcz zjadliwie opisuje środowisko, które sam zna od podszewki. Hollywood jako miejsce, w którym spełniają się marzenia, ale też gdzie łamie się ludzkie życia. I gdzie liczą się nade wszystko pieniądz i bezwzględność. Tutaj trzeba być naprawdę wytrawnym graczem, aby utrzymać się na powierzchni. Czy takim właśnie jest Griffin Mill? Odpowiedź na to pytanie jest kwestią raczej drugorzędną, choć będzie ona równie niejednoznaczna i gorzka jak cały film.

Najzabawniejsze (lub raczej najsmutniejsze) w obrazie amerykańskiego mistrza jest to, że będąca jego konkluzją synteza świata show businessu, sporządzona blisko dwie dekady temu, sygnalizuje przykre tendencje w kinie hollywoodzkim, które w dzisiejszych czasach są już na porządku dziennym. Satyra, przerysowanie stały się w zasadzie rzeczywistością. To, co było absurdem, przerodziło się - choć wydaje się to nieprawdopodobne - w jeszcze większy absurd. Film to produkt, który musi się sprzedać. Nie musi mieć sensu ani żadnej wartości artystycznej. Ważne, żeby odpowiadał niskim gustom, które pozwolą wygrzewającym się w kalifornijskim słońcu decydentom na zakup nowego domu, sportowego auta, etc. Może i narzekam trochę jak baba, ale musi być źle, skoro ludzie w takim stopniu pozbawieni gustu i dobrego smaku jak James Cameron obwołują siebie i swoje niewydarzone projekty nadzieją kina XXI wieku.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones