Recenzja filmu

47 roninów (2013)
Carl Rinsch
Keanu Reeves
Hiroyuki Sanada

Honor Found in Decay

Z dużymi obawami wybierałem się na seans "47 roninów". Obawy owe spowodowane były, mówiąc otwarcie, głównie (anty)zawrotną liczbą 11% pozytywnych recenzji na pewnym znanym anglojęzycznym serwisie
Z dużymi obawami wybierałem się na seans "47 roninów". Obawy owe spowodowane były, mówiąc otwarcie, głównie (anty)zawrotną liczbą 11% pozytywnych recenzji na pewnym znanym anglojęzycznym serwisie agregującym opinie krytyków filmowych. Uprzedzając nieco dalszy ciąg tekstu i tak popularny wśród współczesnego czytelnika nawyk przeskakiwania ze wstępu recenzji do podsumowania, można od razu powiedzieć, iż film co prawda do wybitnych nie należy, lecz z drugiej strony nijak też nie zasługuje na ciągłe mieszanie z błotem, jakie spotyka go od recenzentów zza wielkiej wody.


Historia opowiedziana w "47 roninów" oparta jest na historycznym wydarzeniu z początków XVIII wieku, gdy tytułowych 47 roninów (czyli samurajów pozbawionych swojego feudalnego pana), działając ponad prawem, a zgodnie z kodeksem honorowym postanawia dokonać zemsty na urzędniku państwowym winnym śmierci ich pana. Opowieść w japońskiej kulturze nabrała wręcz legendarnego charakteru i zakorzeniła się bardzo głęboko w tamtejszej świadomości; wielokroć była zresztą przedmiotem ekranizacji. 

Fabularnie, do standardowej historii dodane zostało kilka elementów – mamy więc tutaj i klasyczne love story z kochankami, którzy z powodu różnic klasowych nie mogą być razem, mamy pierwszoplanową postać społecznego outsidera, który oczywiście wyrasta na lidera, mamy spisek polityczny, jest dorozumiane clou programu w postaci walk (które jednak nie zdominowały obrazu, a nawiasem mówiąc, które też nie powalają), a wszystko to podlane jest (dla niektórych rażącym) sosem fantastyki z czarownicą, dzikim bestiami i podejrzanymi ludami zamieszkującymi mroczne lasy. Ciekawie zresztą prezentuje się trio odpowiedzialne za scenariusz, gdzie znajdziemy i autora scenariuszy do 5 części filmów z serii "Szybcy i wściekli", i pana odpowiedzialnego za scenariusz do "Drive". 

Jeśli chodzi o aspekt wizualny, film można uznać za niezły. W kilku miejscach razi sztuczne CGI, co z drugiej strony rekompensuje kilka naprawdę udanych estetycznie momentów. 3D zrobione jest dobrze; nawet proste i zdawałoby się ograne efekty potrafią zaskoczyć i robią ogółem dobre wrażenie. Odrębną sprawą pozostaje reżyseria. "47 roninów" to pełnometrażowy debiut Carla Rinscha, a jego brak ogłady i doświadczenia często rzuca się w oczy, zwłaszcza jeśli chodzi o sposób zainscenizowania niektórych scen. Razi też kilka drobnych idiotyzmów scenariuszowo-reżyserskich, ale od tych bodaj żaden blockbuster (czy to w założeniu, czy też w rzeczywistości) nie jest wolny.



Z kolei aktorstwo zdaje się głównym powodem ogółu kiepskich opinii. Keanu Reeves (marketingowy motor przedsięwzięcia) gra tutaj swoją popisową rolą jednej miny; typowy on, można by rzec. Za to japońscy aktorzy… Po pierwsze, angielski niektórych z nich jest momentami zupełnie niezrozumiały. Po drugie, i piszę to będąc całkowicie świadom odmiennego sposobu gry od tego, do którego przywykliśmy na co dzień, miejscami było ono tak sztuczne i przeteatralizowane, że aż zęby bolały. W szczególności można mieć tutaj zastrzeżenia do odtwórczyń głównych ról żeńskich.

Werdykt jest następujący: film w żadnym miejscu nie porywa, i nie sprawia, że siedzimy jak na szpilkach, nie mogąc się doczekać co wydarzy się dalej. Niemniej jednak, dwie godziny w kinie zlatują szybko i przyjemnie; niedoróbki rekompensowane są elementami udanymi. Elementy fantastyczne dodają opowieści swoistego folkloru, podkreślającego quasi-legendarny status opowiadanej historii. Na plus autorom można zaliczyć także trafne ukazanie charakterystycznego dla ówczesnej Japonii systemu zasad. Ba, element ten posłużyć może nawet jako przyczynek do dyskusji, czy refleksji nad tak odmiennym od naszego systemem wartości, gdzie honor ceniony był dużo wyżej, niż życie. Jednym zdaniem, jeśli ktoś nie oczekuje cudów, nie powinien się zawieść; jeśli z kolei ktoś nastawi się (za zagranicznymi recenzjami) na klopsa, raczej miło się zaskoczy.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Zemsta roninów z Ako faktycznie miała miejsce. Wydarzyła się w 1702 roku. W tym momencie kończą się w... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones