Recenzja filmu

Magnolia (1999)
Paul Thomas Anderson
Tom Cruise
Julianne Moore

I cing

Istnieje pewne koncepcja w filozofii Dalekiego Wschodu (zaadaptowana na grunt fizyki teoretycznej przez teorię chaosu), wedle której wszyscy jesteśmy w jakiś sposób połączeni. Tworzymy całość -
Istnieje pewne koncepcja w filozofii Dalekiego Wschodu (zaadaptowana na grunt fizyki teoretycznej przez teorię chaosu), wedle której wszyscy jesteśmy w jakiś sposób połączeni. Tworzymy całość - także na poziomie wpływu każdej osoby, istoty, cząstki - na wszystkie inne. Wszelki mój gest, każdy uczynek - "naciska" na świat, zmienia całą rzeczywistość. Być może mogę sobie nie zdawać z tego sprawy, ale np. wyrzucony przeze mnie śmieć, odnaleziony może być przez kogoś, komu przypomni o dzieciństwie, co wiąże się z tym, że zadzwoni on do swej matki, która właśnie chora leżała w zapomnieniu, a którą telefon ten tak ucieszy, że... I tak dalej, i tak dalej. Gdy w takt pięknej muzyki Aimee Mann sunęły po ekranie napisy końcowe po "Magnolii" P.T. Andersona, miałem dokładnie takie właśnie myśli - że oto jest film, wyrastający z tradycji Roberta Altmana, zresztą który idealnie te dalekowschodnie koncepcje obrazuje. To kilka pozornie niezależnych historii zwykłych, kalifornijskich ludzi, jednego tylko dnia. Jest umierający starzec, jest showman telewizyjny, jest cudowne dziecko, policjant, narkomanka... I ich losy, przedstawione z naturalizmem i delikatnością (choć małe słówko "fuck", jak policzono, pada w filmie aż 190 razy!) - w pewnych momentach splatają się ze sobą. Mogą to być tylko przypadkowe spotkania, mogą też jednak wielkie, wzruszające rozpoznania, pełne rozpaczy, nadziei, miłości. Splatają się te losy i rozplatają - ale najważniejsze jest tu odkrywanie coraz to nowych głębi, zrywanie przez te spotkania coraz nowych masek - z czym wiąże się wyzwalanie namiętności o niezwykłej sile. Emocjonalna głębia tego trzygodzinnego filmu jest zaiste niezwykła - Andersonowi udało się utrzymać widzów w skupieniu przez tak długi czas nie tylko dzięki perfekcyjnemu scenariuszowi oraz doskonałej realizacji (długie ujęcia twarzy aktorów, delikatne, melancholijne piosenki jako integralny składnik filmu, różne dekoracyjne "smaczki"), ale też dzięki wahaniu nastrojów. Kulminacyjna scena z żabami jest tak wielkim rozprężeniem nagromadzonego napięcia, że całe kino śmieje się w głos, choć tak naprawdę, poza zadziwiającym fenomenem (i nawiązaniem do Księgi Wyjścia), nic śmiesznego na ekranie się nie dzieje... A nad wszystkim góruje przepiękne, delikatne mruczenie Aimee Mann... Według starożytnych Chińczyków, losy wszystkich istot we wszechświecie są ze sobą splecione. A poznać je, nauczyć się ich można między innymi za pomocą wróżby I cing - rzucania monet lub łodyg krwawnika, które oznaczają pewne wieloznaczne wzory postępowania i zachowania, linie i układy wszechświata w danej chwili, ale też w przeszłości i w przyszłości. A czego uczy swym filmem Anderson? Że nie należy tracić nadziei? Że nie ma co liczyć na happy-end, ale trzeba, trzeba, trzeba zachować godność i postępować zgodnie ze swym sumieniem? Jak ów policjant (śmieszny aż), który przecież i tak niczego za swą szlachetność nie dostaje? Banały? Tak, ale w kontekście tak silnych emocji nie brzmią one wcale w "Magnolii" tak banalnie. Tym bardziej, że naprawdę jedyne, czego możemy się zawsze spodziewać - to niespodziewane.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Choć filmy opowiadające kilka równolegle dziejących się historii skrywają wielki realizacyjny potencjał,... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones