Recenzja filmu

Gimme Danger (2016)
Jim Jarmusch
Iggy Pop
Ron Asheton

Inaczej niż w fabule

Jarmusch niespecjalnie stara się ciągnąć Iggy’ego Popa za język, nie konfrontuje go z przeszłością i kontrowersjami owiewającymi The Stooges. Dokument sprowadza się do wesołej, żywej historyjki,
Na tegorocznym festiwalu w Cannes z całą pewnością nie można było narzekać na niedobór twórczości Jima Jarmuscha. Pokazywał on bowiem Patersona, swój kolejny film fabularny, oraz "Gimme Danger", czyli debiut dokumentalny o The Stooges i jego przyjacielu, Iggym Popie. Historia jednego z najbardziej wpływowych zespołów w historii muzyki od dawna czekała na ekranizację autorstwa utalentowanego reżysera. Jarmusch wydawał się więc stworzony do tego zadania. Niestety, "Gimme Danger" pokazuje, że Amerykanin powinien raczej pozostać na sprawdzonych wodach kina fabularnego.

Dokument o The Stooges jest do bólu konwencjonalny, wyprany z jakiejkolwiek autorskiej wizji, która wyróżniłaby go na tle licznych sztampowych dzieł o zespołach muzycznych. Po twórcy o tak szczególnej wyobraźni i poczuciu humoru jak autor "Kawy i papierosów" spodziewać by się można naprawdę wiele. Niestety, w "Gimme Danger" Jarmusch oferuje nam gadające głowy (w tym tę należącą do Iggy’ego Popa), opowiadające w dosyć chaotyczny i niezsynchronizowany sposób o dziejach zespołu. Całość okraszona jest dosyć skąpymi materiałami archiwalnymi, które nie oddają zbyt szerokiego obrazu The Stooges. Do tego dorzućmy, stanowiące ilustrację do opowiadanych z offu historii sztampowe animacje, by otrzymać dzieło zupełnie nie na miarę Jarmuscha. Całe widowisko ratuje charyzmatyczny frontman zespołu, Iggy Pop, który rzuca raz po raz dziwnymi anegdotami czy kontrowersyjnymi sądami (takimi jak np. szpila w kierunku tekstów tegorocznego noblisty, Boba Dylana). Historia opowiedziana jest z werwą i humorem, jednak odnoszę wrażenie, że esencja twórczości The Stooges nie została tu w sensowny sposób oddana. Jakby nie było, mówimy tu o zespole, którego wokalista w trakcie koncertów smarował się masłem orzechowym po nagim ciele. Ponadto, Jarmusch ewidentnie chcąc zachować balans, daje głos inny członkom The Stooges. Niestety, nie są oni tak zajmującymi postaciami jak Iggy Pop.

Z czysto informacyjnego punktu widzenia "Gimme Danger" również zawodzi. Trudno zrozumieć fenomen zespołu, a tym bardziej konfrontacyjną tezę, stanowiącą jednocześnie hasło reklamowe całego filmu, iż "The Stooges byli najlepszą kapelą w historii". Niewątpliwie, Jarmusch ma ambicję wznieść się ponad rzemieślnicze dokumenty w stylu "When You're StrangeToma DiCillo (swoją drogą wieloletniego autora zdjęć w filmach reżysera Patersona). Niestety, para w większości poszła w gwizdek, a portret całego zespołu, jak i jego frontmana okazał się ugrzecznioną, chaotyczną laurką.

Jarmusch niespecjalnie stara się ciągnąć Iggy'ego Popa za język, nie konfrontuje go z przeszłością i kontrowersjami owiewającymi The Stooges. Dokument sprowadza się do wesołej, żywej historyjki, przeplatanej dygresyjnymi anegdotami. Ogląda się to przyjemnie i nawet ciekawie, ale nie jest to dzieło, które na The Stooges nawróciłoby masy potencjalnych fanów. Zaś dla znawców ich twórczości będzie to raczej zbiór odgrzewanych, archiwalnych kotletów, które już znali i słyszeli.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Trudno byłoby znaleźć lepszy tytuł dokumentu o The Stooges niż – zaczerpnięte z jednego z największych... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones