Recenzja filmu

Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki (2008)

19 lat oczekiwań, różnych doniesień, wzmianek, przekładania dat produkcji aż w końcu jest. Film, na który czekało wiele pokoleń. Indiana Jones powraca! Powiem szczerze, że szedłem na ten film z duszą na ramieniu. Jako wieloletni fan Indiany Jonesa bałem się, czy Steven Spielberg i George Lucas spełnią oczekiwania fanów, a co za tym idzie i moje. Pierwszą rzeczą, o której myślałem to to, jak będzie wyglądał Indiana Jones bez Seana Connery. Chociaż nie było go w filmie, można było odczuć jego obecność duchem i dialogami. W filmie jest wiele sytuacji irracjonalnych, ale według mnie o to właśnie chodziło. Indiana Jones to taki odpowiednik Jamesa Bonda. Steven Spielberg spotkał się z Georgem Lucasem na plaży i Spielberg chciał zrobić film o Bondzie, na to Lucas odparł, że ma lepszy pomysł "Poszukiwacze Zaginionej Arki" i tak 27 lat temu rozpoczęła się jedna z największych przygód w historii kina. Akcja w filmie jest wartka, pełna komicznych scen, a nawet wzruszających, zwłaszcza dla miłośników serii. Pojawienie się w filmie Marion Ravenwood daje klimat reszty trylogii, ale zabrakło jednej z najbardziej barwnych postaci - Sallaha granego przez Johna Rhys-Daviesa. Pojawienie się Shia LaBeoufa, co budziło moje największe obawy, coś wnosi do filmu, coś co po obejrzeniu na pewno wszyscy zauważą Po pierwszych 15 min widać, że film jest robiony ręką Spielberga i Lucasa. I nawet po zakończeniu można rzec, że George Lucas musiał coś robić ze scenariuszem. Nie będę zdradzał już nic więcej. Najlepiej pójść do kina i zobaczyć. Uważam "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" za bardzo dobrą część serii nie odstającą od poprzednich. Ale najlepiej będzie, jeśli każdy oceni ją na swój sposób. Każdy, kto oglądał poprzednie części, po tej oczekuje czegoś innego, ale na pewno każdy z nas spodziewa się jednego - Dobrej Zabawy! A to "Indiana Jones i Królestwo Kryształowej Czaszki" da nam na pewno! ZAPRASZAM!