Recenzja filmu

Władca Pierścieni (1978)
Dorota Kawęcka
Ralph Bakshi
Christopher Guard
Sharon Baird

Jeden pierścień, by wszystkimi rządzić

W wielu źródłach za datę powstania gatunku prozy zwanego fantasy uważa się rok wydania pierwszego tomu "Władcy Pierścieni". Powieść profesora Tolkiena wzbudziła niemały zachwyt na całym świecie
W wielu źródłach za datę powstania gatunku prozy zwanego fantasy uważa się rok wydania pierwszego tomu "Władcy Pierścieni". Powieść profesora Tolkiena wzbudziła niemały zachwyt na całym świecie stając się bodajże najchętniej czytaną książką XX w. Jej rozmach sprawił, że przez wiele lat uznawana była za niemożliwą do przeniesienia na duży ekran. W audycjach radiowych Tolkien dla żartu dobierał aktorów do odpowiednich ról, wielokrotnie zaznaczając, że robi to czysto teoretycznie. W końcu jednak czas na ekranizację jego największej powieści nadszedł, pięć lat po śmierci autora. Niewielu ludzi wie, że przed Jacksonowską trylogią "Władca Pierścieni" doczekał się animowanej ekranizacji (a jeszcze mniej zdaje sobie sprawę z istnienia rysunkowego "Powrotu Króla" i "Hobbita"). Z racji niewielkiego powodzenia w kinach film ten nie doczekał się kontynuacji (akcję doprowadzono bowiem tylko do połowy "Dwóch Wież"), a widownia prędko o nim zapomniała. Teraz, dzięki nowej fali tolkienomanii dzieło Bakshiego znów daje nam o sobie znać. Ralph Bakshi, reżyser i scenarzysta, który cieszył się sławą twórcy kontrowersyjnego. Dziś - poza "Władcą Pierścieni" - w pamięci zostaje tylko "Kot Fritz" - pierwszy amerykański film animowany dozwolony od 18 lat. W produkcję zamieszany jest między innymi John Hurt, który podkładał głos pod Aragorna czy Anthony Daniels - filmowy Legolas - znany widowni chociażby z roli C3PO w "Gwiezdnych Wojnach". Reszta obsady - z Ralphem Bakshim na czele - jest polskim widzom raczej mało znana. Wizja Śródziemia przedstawiona w animowanym "Pierścienie: Władcy fanów (2005)Władcy Pierścieni" jest nie tyle nieciekawa, co po prostu niepociągająca. Hobbiton nie kusi swoją naturalnością, Moria nie przeraża, a sceny w Lothlorien nie zachowały nic ze swego książkowego klimatu. Nie możemy jednak być zbyt surowi dla filmu Bakshiego - jest to pierwsza wizja książki Tolkiena zaprezentowana szerszemu światu. Trzeba zaznaczyć, że twórcy nie mogli skorzystać z pomocy np. Alana Lee, doskonałego rysownika, autora okładek do większości europejskich wydań "Władcy...", którego wielki wkład w film Jacksona możemy zauważyć w prawie każdej minucie produkcji. W ciekawy sposób rozwiązano kwestię scenariusza - przed Bakshim stało nie lada wyzwanie streszczenie trzech z sześciu ksiąg "Władcy Pierścieni" w dwugodzinnym filmie. Poradzono sobie z tym zadaniem całkiem nieźle, przeskakując czasami niewielkie fragmenty, innym razem streszczając nam mniej ważne wydarzenia w krótkim komentarzu. Oglądając film dojdziemy do wniosku, że niby "wszystko jest", jednak przez cały czas towarzyszyć nam będzie swoisty pośpiech, niczym bat wiszący nad głową czuć będziemy szept producentów "Nie więcej jak dwie godziny!". Chyba najdziwniejszą rzeczą w filmie jest interpretacja kwestii wypowiadanych przez bohaterów - obejrzawszy film Jacksona nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dialogi tu są drętwe i co najmniej sztuczne. Zaś w kwestii technicznej należy rzec, że zastosowano tu niecodzienny sposób animacji - obok zwykłych, rysowanych ujęć uświadczymy tu także sceny z udziałem żywych aktorów, koni czy innych stworzeń. Dziwi powód takiego rozwiązania, zwłaszcza, że w kilku scenach udowodniono, że z ruchem koni twórcy radzą sobie co najmniej nieźle. Tymczasem często na ekranie robi się bałagan, i za nic w świecie nie można dojść "kto kogo". Ten sposób animacji został użyty również m.in. w kilku ujęciach w "Żółtej łodzi podwodnej". Nie byłbym sobą, gdybym nie wspomniał o muzyce autorstwa Paula Konta. Nie jest ona zła czy irytująca, ale... od pierwszych sekund filmu będziemy dosłownie atakowani ścieżką dźwiękową, a trzeba zaznaczyć, że podobnie jak sam film, muzyka zestarzała się nieco. To, co kiedyś uchodziło za wzór, dziś może co najwyżej prowokować pytanie: "I to im się kiedyś podobało?!". Wyjątkami od tej reguły są chlubne arcydzieła, do których muzyka z "Władcy Pierścieni" się nie zalicza. Animowany "Władca Pierścieni" to film praktycznie bez odbiorców. Dzieci nie powinny go oglądać ze względu na sporą brutalność (w Niemczech dostał ograniczenie wiekowe), lecz nawet, gdy się do niego dobiorą pod nieobecność opiekunów znudzi je powolnie prowadzona akcja i archaiczny sposób animacji. Dorosłych z kolei odstraszy sama forma produkcji, nie mówiąc już o napisie "kino familijne" na opakowaniu. Docenić go mogą jedynie fani powieści, którzy zrozumieją ogrom pracy włożony w napisanie scenariusza, o którego klasie może świadczyć fakt, iż inspirowali się nim twórcy nowej wersji ekranizacji prozy Tolkiena.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W związku z nową falą tolkienomanii spowodowanej trylogią Petera Jacksona, Warner Bros Poland postanowiło... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones