Recenzja filmu

WALL·E (2008)
Andrew Stanton
Waldemar Modestowicz
Ben Burtt
Elissa Knight

Jestem Wall-E

Do obejrzenia tego filmu podchodziłem z wielką rezerwą i uprzedzeniem. Nie oglądam reklam, lubię element zaskoczenia. W czasie wakacji w Bydgoszczy na każdym kroku oglądałem plakaty promujące
Do obejrzenia tego filmu podchodziłem z wielką rezerwą i uprzedzeniem. Nie oglądam reklam, lubię element zaskoczenia. W czasie wakacji w Bydgoszczy na każdym kroku oglądałem plakaty promujące "Wall-E'ego". "Kolejny Disney" – myślałem, mijając każdy z nich. I stało się – w końcu film obejrzałem. W dodatku z nudów. Po seansie poczułem dziwne zażenowanie. Jak można pokazywać robota, do tego nie jakiegoś skomplikowanego, a robota-śmieciarkę, jawnie epatującego ludzkimi uczuciami? Tak, lubię realizm w kinie. Często doszukuję się w filmach przekłamań, nagięć rzeczywistości i temu podobnych dewiacji. Nie robię tego złośliwie, zdaję sobie sprawę z takiej istoty kina, jednak to już było według mnie przesadzone. Przymierzałem się wtedy do napisania recenzji, w której nie pozostawiłbym na filmie suchej nitki. Przyszła jednak jedna mała zmiana. Otóż obejrzałem "Wall-E'ego" po raz drugi. Zmieniłem o nim zdanie diametralnie – na lepsze. Film zaczyna się na zniszczonej, wyeksploatowanej i niesamowicie zaśmieconej Ziemi. Poznajemy przesympatycznego robota sprzątającego odpady, Wall-E'ego. Wraz z ze swoim przyjacielem-robaczkiem zdają się jedyną oznaką życia (tak, będę pisał o Wall-E'm jako żywej istocie) na spustoszonej planecie od bardzo, bardzo dawna. Każdy dzień mija tak samo. Rano wybiera się do pracy, sprząta, wraca do domu, ogląda coś na iPodzie, idzie spać i od kolejnego poranka to samo. Dzień w dzień, miesiąc za miesiącem, od lat... Ale oprócz tej sumienności Wall-E zdradza jedno charakterystyczne uczucie – marzy. Tak! Marzy, aby spotkać kogoś sobie podobnego, kogoś, kto przełamie jego samotność. Pewnego dnia staje się coś, co na zawsze zmieni losy nie tylko naszego bohatera, ale i całego świata. Oto ląduje pojazd, który zostawia próbnik; jego zadaniem jest znalezienie życia na Ziemi. Ma na imię Eva, tak się w końcu przedstawia naszemu bohaterowi. Na początku do robocika odnosi się z wrogością, jednak gdy ten ratuje ją z burzy piaskowej, coś zaczyna się powoli zmieniać. Wall-E pokazuje Eve roślinkę, którą znalazł; to jest to, czego próbnik szukał. Przylatuje po nią statek, nasz robocik już zakochany także odlatuje przyczepiony do spodka. Okazuje się, że ludzie nie wyginęli, dryfują w kosmosie od siedmiuset lat, wysyłając co rusz kolejne próbniki i czekając na potwierdzenie życia na Ziemi. Tutaj zaczyna się jakby druga część filmu. Nasi bohaterowie walczą teraz ze zbuntowanym autopilotem statku. Tak pokrótce przedstawia się fabuła filmu. Napisałem o tym, co widać na ekranie. Teraz nieco o tym, co rodzi się w sercu podczas oglądania. W filmie ukazane są dwa problemy – samotność oraz bezgraniczne uzależnienie od maszyn i komputerów. Tak więc można powiedzieć, że film na czasie i dotykający spraw naszej "wspaniałej" cywilizacji. Nie należy się dziwić, że dla Wall-E'ego po 700 latach samotności nagłe pojawienie się ewentualnej bratniej duszy jest spełnieniem największego marzenia. Rodzi się miłość. Bardzo silna, przynajmniej z początku, i to ze strony robocika. Kiedy Eva po odnalezieniu śladu życia (roślinki) zapada w stan uśpienia, czekając na statek, który ją zabierze z powrotem, Wall-E dba o nią ze szczególnym uczuciem. Trzyma parasol w czasie deszczu, ryzykując uderzenie piorunem, przykrywa beczką w czasie burzy piaskowej, prowadzi na "spacer". I robi to z czystego i szczerego serca, pomimo początkowej wrogości ze strony przybysza. Sama Eva z czasem odkrywa to serce i odwzajemnia uczucie. Pisałem na początku, że owa uczuciowość robota bardzo mnie zirytowała. Zdałem sobie jednak sprawę z jednej bardzo ważnej rzeczy. Zbyt dosłownie potraktowałem Wall-E'ego. A co gdyby jego miejsce zajął ktoś z nas? Oczywiście! Że aż taki ślepy byłem! Przecież każdy z nas może być owym Wall-Em, cała ta jego uczuciowość może być jednocześnie naszą. Przecież obserwujemy wcale ludzkie uczucia. Samotność, tęsknota, pragnienie bliskości, nawet cierpienie... Przecież bohaterowie mówią: "Nazywam się Wall-E", "Jestem Eva" – definiują tym własne 'ja'. Są oni więc tylko metaforą, punktem wyjścia do głębszego pojęcia istoty filmu. Druga rzucająca się w oczy rzecz w tym filmie – zależność człowieka od maszyn. Ludzie przedstawieni tutaj są otyli, poruszają się na wygodnych fotelach, pomimo że są obok siebie fizycznie, porozumiewają się przez komunikatory, czas upływa im na nieustannej rozrywce zapewnianej przez komputery. Żaden z nich nawet nie chodził o własnych siłach, nawet zabawki w żłobkach są wirtualne. Każdy jest skrajnie uzależniony od maszyn. Kiedy jednak kapitan podejmuje świadomą decyzję o powrocie na Ziemię, pokładowy komputer wszczyna bunt. Nie bez znaczenia jest tu wywołanie skojarzeń z HAL-em z "Odysei kosmicznej" Stanleya Kubricka – obu komputerom nawet z oczu źle się patrzy! To nie takie science fiction, jakby się mogło wydawać. Już dziś wystarczy spojrzeć na nasze uzależnienie od komputerów i maszyn, aby przedłużyć nasz świat o rzeczywistość ukazaną w tej animacji. A sama filmowa rzeczywistość jest jasnym dla nas przesłaniem. Obyśmy nie skończyli w ten sposób... Może w końcu pora, zamiast pojechać do pracy samochodem, przejść się spacerkiem? I zamiast spędzić kolejne popołudnie przed telewizorem wyjść do parku? Studio Pixar po raz kolejny potwierdziło swoją klasę. Dostaliśmy kolejny świetny film animowany, nie tylko dla dzieci; to film dla każdego. Obok "Wall-E'ego" nie można przejść obojętnie. Animacja jest cudowna, wrażenie robi zwłaszcza spustoszona Ziemia. Również muzyka stoi na wysokim poziomie. Na ścieżce dźwiękowej znalazły się, oprócz typowej ilustracji, świetne klasyki, jak chociażby "La vie en rose" Louisa Armstronga. Zdecydowanie jest to jeden z najlepszych animowanych filmów roku 2008, wart obejrzenia chociażby za to 'drugie dno'.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Jak to możliwe, że najpiękniejsza, najbardziej subtelna historia miłosna roku jest animacją opowiadającą... czytaj więcej
Zapowiedzi nowej animacji Pixara w formie krótkich skeczy biły w Internecie rekordy oglądalności, a formą... czytaj więcej
Za każdym razem, gdy na kinowym ekranie pojawia się sympatyczna lampka z uporem wbijająca literkę I z... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones