Recenzja filmu

Job, czyli ostatnia szara komórka (2006)
Konrad Niewolski
Tomasz Borkowski
Andrzej Andrzejewski

Job, czyli film z brodą

"Job, czyli ostatnia szara komórka" Konrada Niewolskiego, twórcy głośnej "Symetrii", to film bezlitośnie obnażający wady i zalety współczesnej polskiej kinematografii. Wiemy już, JAK robić
"Job, czyli ostatnia szara komórka" Konrada Niewolskiego, twórcy głośnej "Symetrii", to film bezlitośnie obnażający wady i zalety współczesnej polskiej kinematografii. Wiemy już, JAK robić filmy, nie wiemy tylko O CZYM. W przypadku "Joba" nie można właściwie mówić o fabule, gdyż jest to zlepek mało udanych skeczy, stanowiących złomowisko brodatych i w większości mało śmiesznych dowcipów. Mamy historię trzech kumpli: Adi, który stracił kolejną posadę, dostaje szansę pracy w wielkiej firmie, jest jednak małe ale - rozmowa kwalifikacyjna musi odbyć się w języku angielskim, a Adi, delikatnie mówiąc, z "lengłydżem" jest na bakier. Pele, neurotyk i erotoman, próbuje zdać egzamin na prawo jazdy, zaś Chemik nie może poradzić sobie z ujadającym psem sąsiadki, przeszkadzającym mu w nauce do egzaminu poprawkowego. Ot, cała historyjka. Technicznie film zrealizowany jest bez zarzutu - mamy dynamiczny montaż, szybkie, krótkie wstawki humorystyczne i dobrą muzykę. Niewolski garściami czerpie z różnych gatunków filmowych, zmieniając co chwila filtry na kamerze czy pauzując akcję. Napisy początkowe to perełka rodzimych efektów specjalnych i bodaj najlepsza część filmu. No właśnie... Okazuje się, że jeśli zdjąć techniczną warstwę filmu, nie zostaje nam nic. Zupełnie nic. Większość scen w "Jobie" to wizualizacja starych jak świat dowcipów o dziewczynce, która umiała się żegnać, dziadku, co wpakował się w samochód dresiarza czy siostrze kumpla, opowiadającej wrażenia z wycieczki do Szwecji. Humor w filmie jest stęchły niczym niewymieniana od miesiąca woda w wazonie. Niewolski, zgodnie z zasadą inżyniera Mamonia, bez cienia żenady serwuje nam coraz to pośledniejsze dowcipy, nie oferując praktycznie nic nowego. Aby zaś uniknąć ewentualnej krytyki, wprowadza przed rozpoczęciem filmu postać krytyka, który stanowczo doradza widzom, aby wyszli z kina i nie marnowali czasu na ten "chłam". Trzeba przyznać, że takie asekuranctwo bardzo psuje przyjemność z oglądania filmu. To widz ma zdecydować, czy film jest czegoś wart, a nie arbitralne zdanie samych twórców. Podsumowując, "Job..." to zaskakująco sprawnie zrealizowany, choć merytorycznie istotnie mierny film. Jeśli jesteście fanami bardzo niewybrednego (acz, co należy zaliczyć na plus, rzadko skatologicznego) humoru, nie powinniście czuć się zawiedzeni.
1 10
Moja ocena:
5
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Konrad Niewolski filmami "D.I.L.", "Symetria" i "Palimpsest" dał się poznać jako specjalista od mocnego,... czytaj więcej
Marcin Kamiński

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones