Recenzja wyd. DVD filmu

Kiedy Paryż wrze (1964)
Richard Quine
William Holden
Audrey Hepburn

Kiedy Porażka boli

Z filmem po raz pierwszy zetknęłam się stosunkowo niedawno. Opis fabuły skłonił mnie do zastanawiania się nad dalszymi krokami bohaterów, dlatego też z radością przyjęłam jako prezent
Z filmem po raz pierwszy zetknęłam się stosunkowo niedawno. Opis fabuły skłonił mnie do zastanawiania się nad dalszymi krokami bohaterów, dlatego też z radością przyjęłam jako prezent bożonarodzeniowy kolekcję filmów z Audrey Hepburn, zawierający "Kiedy Paryż wrze". Pełna zapału oraz nadziei na spełnienie moich, przyznając szczerze, wysokich oczekiwań, zasiadłam na kanapie, z czekoladą w dłoni i obejrzawszy... srodze się zawiodłam.

Historia snuta w "dziełku" (niestety, mianem "dzieła" produkcji tej nazwać nie mogę) opowiada losy scenarzysty Richarda Bensona (w tej roli jak zawsze czarujący William Holden), który na 3 dni przed planowym oddaniem swojej nowej pracy zatrudnia sekretarkę, Gabrielle (Audrey Hepburn), by ów scenariusz... napisać!
Wkrótce dziewczyna okazuje się niezwykle pomocna, zaś jej pomysły i bujna wyobraźnia nad wyraz owocna. Richard jako głównych bohaterów swojej opowieści obsadza siebie samego oraz młodą maszynistkę, co zbliża parę do siebie z dnia na dzień. Tymczasem czas ucieka - czy w obliczu sytuacji romans ma szansę zaistnieć?

"Kiedy Paryż wrze" jest pozycją chaotyczną, i niestety, wieloma chwilami znuży najwytrwalszych widzów. O ironio! - przysłowiową piętą achillesową jest tu scenariusz. Wydaje się, jakby to George Axelrod oraz Julien Duvivier w kilka dni starali się zapełnić 183 stronice. Niedoskonałości fabuły nie zastąpią ani piękne zakątki ukazane w obrazie, ani epizody sław takich jak Marlene Dietrich czy Tony Curtis. Gwiazda "Błękitnego anioła" pojawia się na ekranie na kilka sekund - wstawka interesująca, acz zbyt krótka, by stać się kołem ratunkowym. Natomiast potencjał Curtisa jest nie w pełni wykorzystany -  scenarzyści nie potrafili uwypuklić jego komediowego talentu choćby jedną sceną na miarę "Pół żartem, pół serio".

Jednak pomimo wszelkich uchybień największym mankamentem jest postać odgrywana przez Audrey Hepburn. Doprawdy, z żalem stawiam te litery, lecz dama klasyki kina wypada mizernie. Jej Gabrielle to osoba bezbarwna, która jedynie potrafi krzyczeć, wzdychać oraz ładnie wyglądać. Po raz pierwszy zdobywczyni nagrody Oscara za "Rzymskie wakacje" mnie nie zachwyciła i z bólem serca uznaję produkcję za jej osobistą porażkę. I żywię szczerą nadzieję, iż nie będę zmuszona tego uczynić po raz kolejny.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones