Recenzja filmu

Made in Italy (2018)
Luciano Ligabue
Stefano Accorsi
Kasia Smutniak

Kino społecznego sentymentalizmu

Trzeba przyznać Ligabue, że miewa słuch społeczny i talent do obserwacji problemów Włoch. Niestety, nie potrafi przekuć swoich obserwacji w dobre kino ze społecznym zacięciem. Nie ma też za grosz
Made in Italy bywa w kinie znakiem najwyższej jakości – Fellini, AntonioniArgento, Sorrentino to ścisła czołówka filmu europejskiego. Niestety, nie można tego powiedzieć o dziele Luciano Ligabue. Jest to, najkrócej rzecz ujmując, po prostu pomyłka – tematyka kina społecznego ginie w filmie w sosie potwornego, nieznośnego melodramatycznego sentymentalizmu, a obraz konfliktów w rodzinie i lokalnej społeczności zostaje zaklejony plastrem tanich wzruszeń, jak niechlujnie opatrzona rana.


Film rozgrywa się w niewielkim miasteczku w środkowych Włoszech. Z dającego niegdyś dobrą pracę lokalnej społeczności przemysłu zostały puste, zrujnowane hale fabryczne. Ciągle działa tylko wytwórnia wędlin, gdzie pracuje główny bohater – Riko. Zakładem pracy od dawna nie zarządza już jednak szanowana w okolicy rodzina właścicieli, a pochodzący nie wiadomo skąd menadżerowie tną kolejne etaty. Riko zarabia 1200 euro, mieszka w odziedziczonym po dziadku domu, na którego utrzymanie nie bardzo go stać. Jeśli jego rodzina żyje na w miarę przyzwoitym (zwłaszcza z perspektywy polskiego widza) poziomie, to tylko dzięki żonie, prowadzącej dobrze radzący sobie zakład fryzjerski. Z biegiem akcji jest już tylko gorzej, na Riko spada seria katastrof.

Trzeba przyznać Ligabue, że miewa słuch społeczny i talent do obserwacji problemów Włoch. Niestety, nie potrafi przekuć swoich obserwacji w dobre kino ze społecznym zacięciem. Nie ma też za grosz talentu dramaturgicznego. Film – choć nie trwa szczególnie długo – sprawia wrażenie przeciągniętej telenoweli. Jakąś ćwierć czasu projekcji zajmują bardzo źle wyreżyserowane i fatalnie zagrane, nieznośnie przesłodzone sceny szczęśliwych chwil w gronie rodziny i przyjaciół. Przez pierwszą połowę wydaje się, że tematem będzie kryzys w małżeństwie Riko, ten wątek zostaje jednak zupełnie niespodziewanie rozwiązany. Wtedy wkracza drugi, związany z sytuacją zawodową i depresją Riko. Także i w tym przypadku od melodramatycznych tonów rozpaczy bardzo łatwo przechodzimy do topornie skleconego happy endu.

Nawet tam, gdzie "Made in Italy" wskazuje na realne problemy Włoch i Europy, towarzysząca temu ilość złych, sentymentalnych klisz nie pozwala traktować filmu jako poważnego dzieła kina społecznego. Rozliczenie ze współczesną Italią zmienia się w skierowany do niej list miłosny. Wiele tematów nie zostało rozwiniętych – jak choćby kwestia tego, jak kryzys ekonomiczny zmienia relacje między płciami. Niewielka pensja Riko jest w zasadzie zbędna w jego rodzinie, cały dom utrzymuje bowiem żona. Nie zmienia to jednak tradycyjnego podziału ról – po powrocie z pracy to wciąż żona podaje mężowi obiad. 

 

Grana przez polską aktorkę Kasię Smutniak małżonka Riko, Sara, jest po prostu fatalnie napisaną postacią. Wygląda raczej jak projekcja fantazji o połączeniu matki-opiekunki i kochanki, nie jak realna, żyjąca w XXI wieku kobieta. Dobrze skonstruowanych postaci nie ma zresztą w filmie w zasadzie wcale. 

Luciano Ligabue znany jest we Włoszech przede wszystkim jako muzyk. Film "Made in Italyilustrują jego piosenki pochodzące z albumu o tej samej nazwie. Nie jest to muzyka, jakiej słuchałbym z własnej woli w czasie wolnym, ale z pewnością robi lepsze wrażenie niż sam film. Sentymentalna kliszowość, która tak irytuje w kinie, sprawdza się w piosenkach. Reżyserowi radziłbym więc, by raczej trzymał się muzycznej kariery. 
1 10
Moja ocena:
3
Filmoznawca, politolog, eseista. Pisze o filmie, sztukach wizualnych, literaturze, komentuje polityczną bieżączkę. Członek zespołu Krytyki Politycznej. Współautor i redaktor wielu książek filmowych,... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones