Recenzja filmu

Mumia (1932)
Karl Freund
Arthur Byron
Boris Karloff

Klątwa z Egiptu wciąż groźna

Kultura starożytnego Egiptu zawsze fascynowała i do dziś fascynuje wielu ludzi. Piramidy i faraonowie często gościli w książkach i filmach, również i kino grozy sięgało po tę kulturę,
Kultura starożytnego Egiptu zawsze fascynowała i do dziś fascynuje wielu ludzi. Piramidy i faraonowie często gościli w książkach i filmach, również i kino grozy sięgało po tę kulturę, wykorzystując mumie i przekleństwa tych, co spokój mumii zakłócą. Tematyka ta była wykorzystywana przez wiele straszaków, a na ich czele stoi klasyczny horror z wątkiem romansowym wyreżyserowany przez Karla Freunda pod tytułem "The Mummy". Nazwisko reżysera nie powinno być obce, w czasach świetności niemieckiego kina ekspresjonistycznego był on operatorem kamery m.in. w arcydziele F.W. Murnaua "Der Letzte Mann", gdzie udowodnił przydatność ruchomej kamery. Po wyjeździe do Hollywood zajął się zdjęciami innego klasyku kina, a mianowicie w "Draculi" Toda Browninga, następnie sam postanowił wyreżyserować film grozy. Fabuła filmu jest w gruncie rzeczy prosta i dziś prawie wszystkim znana, powielano ją chyba w niemal każdym filmie traktującym o wybudzonych ze śmierci mumiach. Zaczyna się, gdy archeolodzy odnajdują mumię oraz szkatułkę, na której widnieje informacja o klątwie dotykającej tych, co ją otworzą. Jeden z mężczyzn wierzy w klątwę, jednak zanim dochodzi do consensusu ze swoim rozmówcą, na ich nieszczęście, przebywający z nimi młody badacz starożytnego świata, kierowany ciekawością otwiera szkatułkę i tym samym budzi do życia Imhotepa. Jest to oczywiście wstęp do głównego wątku filmu, który oscyluje wokół tematyki miłości. Podczas oglądania nasuwają się, całkowicie słuszne, skojarzenia ze wspomnianym już wcześniej "Draculą" i to wcale nie dlatego, że Edward Van Sloan znów gra podobną rolę do Van Helsinga, ale z powodu podobieństw fabularnych. Imhotep momentami swoim zachowaniem przypomina krwiożerczego hrabiego, a scena rozmowy pomiędzy wszystkimi bohaterami jest niemal żywcem wyjęta z historii o transylwańskim hrabim (scena, w finale której Van Helsing pokazuje Draculi lustro). Przyczyną tych podobieństw jest zapewne postać scenarzysty Johna L. Balderstona, który odpowiadał również za skrypt do "Draculi". Na całe szczęście podobieństwa te nie psują zbytnio radości z oglądania filmu, są logicznie wplecione w całą fabułę, choć nieprzyjemne uczucie deja vu pozostaje. Bardzo dobra natomiast jest praca kamery (uzupełniania miłą muzyką), ale w końcu nie byle kto za nią odpowiada. Nie ustępuje ona prawie temu, co wyprawia się na ekranach w dzisiejszych czasach, choć oczywiste są ograniczenia techniczne ówczesnej kinematografii. Karl Freund starał się niektóre sprytnie omijać, np. przy szybkim przejściu po krajobrazie Kairu przewijano przed kamerą zdjęcia tegoż. Często w filmie pojawiają się zawieszenia akcji, swoiste spowolnienia. Dodają one nastrojowości, wydłużają również czas trwania "Mumii" i gdyby nie one film by wiele stracił ze swego wdzięku. Na dobrą sprawę akcja tego filmu posuwa się bardzo szybko i tylko owe zawieszenia akcji sprawiają, że mamy wrażenie jej powolności. Jeśli zaś chodzi o aktorów to oprócz Borisa Karloffa zagrali oni bez większych fajerwerków. Sam Boris musiał ponownie cierpieć kilkugodzinne (w tym wypadku ośmiogodzinne) nakładanie makijażu, a do sceny otwierającej film, mimo, że w finalnej wersji widzimy go tylko do piersi jego charakteryzacja objęła całą postać, a że zapomniano wstawić mu rozporka musiał powstrzymywać się z wyjściem do toalety przez dłuższy czas. Abstrahując jednak od jego poświęcenia dla roli, trzeba przyznać, że Imhotep w jego wykonaniu jest równocześnie tajemniczy, władczy oraz sprawia wrażenie groźnego. Ruchy powstałej mumii są powolne i majestatyczne. Podobnie głos, Boris udowodnił, że nie tylko potrafi wydawać nieartykułowane dźwięki jak we "Frankensteinie" Jamesa Whale'a lecz również posiada dobrą dykcję. Muzyka jest rzetelną pracą i doskonale uzupełnia to, co widać na ekranie. Nie ma jakiejś zapadającej w pamięć melodii, ale ścieżka dźwiękowa trzyma wysoki poziom. Słowem podsumowania: "The Mummy" jest dobrym filmem, ale do doskonałości mu jeszcze trochę brakuje. Film, choć ciekawie przedstawiony, jest mało skomplikowany i podczas oglądania go za trzecim czy kolejnymi razami wielkich emocji już nie wzbudza.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones