Klasyczny hamburger w austriackim sosie

Austriacka produkcja nie trafi na listę moich ulubionych dań, ale bardzo cieszę się, że miałem przyjemność jej skosztować. Dzięki niej przekonałem się, że nawet z nieco przeterminowanych
Amerykańskie slashery można porównać do hamburgerów.  Mimo tego że nie mają zbyt wielu wartości odżywczych (walorów artystycznych czy głębokiego przesłania) to kolejne zjadam (oglądam) z uśmiechem na twarzy. O ich smaku w największym stopniu decyduje szef kuchni, czyli reżyser. Jeżeli lubuje się on w keczupie, to hojnie podleje nim naszą kanapkę i powstanie krwawy film,  pełen brutalnej przemocy i scen gore. Jeśli kucharz ma na zapleczu sporo zielonej sałaty i zainwestuje ją w swoją produkcję, to prawdopodobnie zobaczymy świetne efekty specjalne, a może także jakieś, znane z dużego ekranu, twarze. Czasem pojawia się też taki kuchmistrz, który gustuje w mięsie i postanowią włożyć do swojego hamburgera obfity kawałek wołowiny w postaci młodziutkich aktorek w skąpych strojach, które i tak po paru minutach zrzucają. Wydawało by się, że jest w czym wybierać, ale niezależnie od tego, czy szef kuchni nazwie go Mac Royalem z serem czy Ćwierćfunciakiem i na jakim składniku się skupi, i tak po raz kolejny otrzymamy tego samego, odgrzewanego kotleta. "Zginiesz w ciągu 3 dni" nie jest filmem nowatorskim, wręcz przeciwnie – powiela klasyczne schematy z amerykańskich przedstawicieli gatunku. W austriackim sosie wszystko smakuje jednak zupełnie inaczej.

Pięcioro przyjaciół właśnie zdało maturę. Beztroska zabawa skończyła się jednak, kiedy jeden z nich zaginął. Jednocześnie wszyscy otrzymali taka samą, tajemniczą wiadomość, według której w ciągu trzech dni mieli pożegnać się z życiem. Następnego dnia z jeziora zostaje wyłowione ciało zaginionego chłopaka i nikt już nie uważa, że wczorajsze sms-y były tylko żartem. Ktoś chce śmierci grupki znajomych. Szukając odpowiedzi na pytanie, kto jest zabójcą, przyjaciele przypominają sobie pewne dramatyczne wydarzenie z przeszłości.

Być może już podczas czytania opisu niektórzy poczuli nieprzyjemne déjà vu. Jest to całkowicie uzasadnione – "Zginiesz w ciągu 3 dni" opiera się na tym samym schemacie, co dziesiątki podobnych slasherów i gdyby powstał w USA prawdopodobnie niczym by się od nich nie różnił. Na szczęście mamy do czynienia z produkcją austriacką, co znacząco wpływa na charakter filmu. Zamiast na efekciarstwo reżyser postawił na surowy, przytłaczający klimat, który przypomina nieco ten z filmów skandynawskich. W jego budowaniu główną role gra świetne udźwiękowienie. Niepokojące odgłosy przeplatają się z bardzo klimatyczną muzyką. Na początku słyszymy sporo energetycznego rocka, a później wszystko przechodzi w spokojne, nostalgiczne melodie. Jedna z nich tak mnie zauroczyła, że, mimo późnej godziny, od razy po seansie zacząłem przeszukiwać internet w jej poszukiwaniu.

Dużą zaletą filmu jest jego realizm. Aktorzy grają przyzwoicie - ich zachowania są logiczne, nikt nie potyka się po sto razy. Dobrze pokazane jest też wpadanie jednej z dziewczyn w obsesje. Morderstwa (z jednym wyjątkiem) są prawie bezkrwawe i nieprzesadzone, co pasuje do charakteru filmu. Nie wszystko jest idealnie, pewne sytuacje są niejasne, zwłaszcza te związane z mordercą. W porównaniu z festiwalem głupoty, jaki zazwyczaj serwują nam produkcje z za oceanu, "Zginiesz w ciągu 3 dni" wypada jednak bardzo dobrze.

Austriacka produkcja nie trafi na listę moich ulubionych dań, ale bardzo cieszę się, że miałem przyjemność jej skosztować. Dzięki niej przekonałem się, że nawet z nieco przeterminowanych składników może wyjść zadziwiająco świeża i smaczna potrawa. Zapraszam na seans i życzę smacznego.
 
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones