Recenzja gry

Assassin's Creed III (2012)
Alex Hutchinson
Noah Watts
Nolan North

Klejnot koronny

Pracownicy Ubisoftu wypowiadali się nieraz o swej flagowej serii, "Assassin's Creed", że mogą wyprodukować nawet i 35 odsłon. Czy jest taka potrzeba? Nie wiem. Na pewno natomiast warto przyjrzeć
Pracownicy Ubisoftu wypowiadali się nieraz o swej flagowej serii, "Assassin's Creed", że mogą wyprodukować nawet i 35 odsłon. Czy jest taka potrzeba? Nie wiem. Na pewno natomiast warto przyjrzeć się ostatniej "dużej" produkcji, czyli "Assassin's Creed III". Tym razem zawędrujemy w niespokojny czas Amerykańskiej Rewolucji.

Fabuła, jak zwykle, toczy się dwoma torami. Jeden to perypetie Desmonda oraz współczesnych Asasynów, drugi zaś odbywa się wewnątrz Animusa. Tam kierujemy krokami... Na tym zakończę, bo ile fabuła trzeciej części "Assassin's Creed" daje się streścić w trzech słowach, o tyle już przy jakimkolwiek nazwisku nietrudno narazić się na gniew boży. Aby powiedzieć tak, by nie zdradzić zbyt wiele, powiem tylko, że podczas około dwudziestu godzin głównego wątku przyjdzie nam pokierować krokami nie tylko Connora Kenwaya (w różnym wieku), ale i kogoś innego. 



Podczas naszej wędrówki napotkamy – co znamienne dla serii – różne historyczne postaci, począwszy od Benjamina Franklina, przez Jerzego Waszyngtona, po inne indywidua, choćby w postaci generała Charlesa Lee. Przy okazji tej małej lekcji historii (na potrzeby gry, bywa, że alternatywnej) weźmiemy udział w co większych epizodach Rewolucji, choćby w bitwie o Monmouth. Główna linia fabularna poprowadzona jest naprawdę nieźle. Mamy i zwroty akcji, i różnorodne miejsca, łącznie z obowiązkowymi bitwami morskimi, i pasjonujący, choć nieco gorzki finał. Jedyny problem, jaki może się pojawić, to niedostateczna wiedza na temat realiów epoki. O ile dość łatwo było odnaleźć się w czasach renesansu, o tyle wewnętrzne amerykańskie konflikty wymagają nieco obycia w historii tamtego kontynentu. Z małą pomocą przychodzi encyklopedia Animusa, która nierzadko sarkastycznie opisuje poszczególne postaci czy wydarzenia. Warto tam zajrzeć, nawet jeśli wiemy dokładnie, co porabiał Jerzy Waszyngton podczas wojny siedmioletniej.



Największą wartością kampanii nie jest jednak dokładność historyczna czy różnorodność misji, a specyficzna niejednoznaczność. Connor podczas gry zabija kilka znaczących osób, przekonany cały czas o świętości swojej prywatnej (i nie tylko) wojny. Jest jej zresztą wierny do końca, choć twórcom idealnie udało się zrównoważyć potencjalną sympatię dla protagonisty z ukazaniem i drugiej strony medalu. Ludzie, którym aplikujemy "asasynopirynę", wcale nie są kartonowymi wrogami – ich racje mają jak najbardziej sens, tyle że nie mieszczą się w ramach światopoglądowych Connora. Ja w każdym razie po raz pierwszy kibicowałem nieco Templariuszom, a to już sukces scenarzystów "Assassin's Creed III". Tu zresztą pojawia się jedyny problem oprawy fabularnej, którą jest charakter głównego bohatera. Connor jest nieco płaski, jednowymiarowy, a przy tym niezwykle upierdliwy. Jego gadki o wolności i równości zaczynają działać na nerwy po drugim monologu. Pikanterii dodaje tylko otoczenie, czyli Templariusze czy wyrachowani "koledzy", którzy ugrywają profity kosztem naszego bohatera. Ale być może dzięki tej płaskiej głównej postaci lepiej dostrzegamy kunszt wykonania ludzi skupionych wokół Connora.



Ale fabuła to przecież tylko jeden element gry. Prawdziwe mięcho to ogromny, otwarty świat. Taki, w którym jest co robić. I tu jak na dłoni widać postęp czyniony przez projektantów Ubisoftu. Od pierwszej, mało interesującej poza główną fabułą odsłony, przez cudownie zaprojektowane "Assassin's Creed II" wreszcie docieramy do klejnotu koronnego. Dostępne są dwa duże miasta – Boston i Nowy Jork. Ale oprócz nich czeka na nas ogromne pogranicze, pełne zwierzyny, przetykane wrogimi fortami. Zarówno w miastach, jak i w dziczy znajdziemy frakcje, które zlecają nam zadania poboczne. Czy będziemy szukać morskich potworów, zaginionych traperów czy też UFO (sic!) – we wszystkich misjach, nawet tych najkrótszych, zetkniemy się z dużą dbałością o szczegóły wątku głównego. Jedyne mało porywające zadania to te, które noszą znamiona sieciowych erpegów, np. obicie twarzy trzem dowódcom czy podłożenie podrobionych dokumentów kilku kapusiom. Oprócz typowych misji trudnimy się także i klasycznym zbieractwem orlich piór i kartek franklinowskiego almanachu. Ale to nie koniec – wzorem choćby drugiej części Connor nadzoruje posiadłość Davenport. Dom możemy rozwijać, wyposażać w różne sprzęty (w tym technologiczne cudeńka projektu Franklina), prowadzimy także handel i zbieramy rzemieślników. Ci wytworzą dla nas zarówno przydatne podczas misji przedmioty, jak i pierdoły w stylu mebli czy beczek. Tyle? Nie, zostało jeszcze kompletne novum, czyli morskie wojaże. Choć prędkość statków została dostosowana do potrzeb gry (jest dynamicznie, nawet bardzo), gdy tylko odpalimy pierwszą salwę w kierunku wrogiej fregaty, zapomnimy, jak bardzo mogliśmy chcieć realizmu. Batalie morskie zrealizowane są naprawdę nieźle, zaś samo sterowanie statkiem to majstersztyk. Choć fabularne misje z wykorzystaniem okrętu są raptem dwie, polecam zabawić się w poszukiwania skarbu Kidda czy inne morskie epizody Connora. Rozrywka jest przednia.



Większość etapów pokonamy jednak piechotą. Jak wygląda parkourowy system poruszania się po budynkach i – tym razem – drzewach? Na potrzeby nowej gry nieco przemodelowano zestaw animacji i ruchów naszego bohatera. Przede wszystkim sporo czasu spędzimy na rubieżach miast, biegając po drzewach jak, nie przymierzając, Predator. Connor jest zwinny i szybki, w dodatku, co potwierdziłem empirycznie, skok z wysokości kilkudziesięciu metrów nie robi nań zbytniego wrażenia. U zwykłego śmiertelnika miednica przebiłaby podstawę czaszki, ale nasz Asasyn zrobi fikołka, otrzepie kurz i pobiegnie dalej.

Polało się póki co sporo miodu, zatem nieuchronny jest i dziegieć. Tym, co boli podczas grania w "Assassin's Creed III", jest dość częsty wysyp artefaktów graficznych. A to Juno zniknie biust, a to Charles Lee pokaże brzydkie kwadraty zamiast przylepionych do czoła ciemnych kosmyków. Nie są to rzeczy, które destabilizują rozgrywkę, ale mimo wszystko nieco psują odbiór skądinąd nieźle wyreżyserowanych cut-scenek. Czasem także zdarza nam się utknąć na tzw. niewidzialnym pikselu. Jest to nieuniknione przy tak ogromnej grze, ale widok Connora, który uparł się, żeby łapać równowagę na kuli armatniej, jest zabawny tylko przez trzy sekundy. 



Na szczęście ogółem wrażenia wizualne są naprawdę dobre. Gra pokazuje pazur zarówno w kwestii zróżnicowanych efektów pogodowych (deszcz czy śnieg), jak i przepięknych terenów dzikiej Ameryki. Zresztą, graficznie największe wrażenie robią bitwy morskie, gdzie w przepięknym otoczeniu Karaibów niebo zasnute jest oleistym dymem, zaś na nas spada deszcz płonących desek z taranowanej właśnie fregaty.

Nie zawodzi także i animacja postaci. Repertuar ruchów Connora jest naprawdę szeroki, a liczne animacje zabójstw działają tylko na plus całej zabawy. Muzyka jest typowo tłem dla akcji dziejącej się na ekranie. Nie zauważamy jej w dniu powszednim, za to wybija się na pierwszy plan podczas co większych zwrotów fabularnych. Swoją drogą, utwór, który przygrywa nam podczas finału i napisów końcowych, to jedna z lepszych kompozycji, jakie słyszałem w ciągu kilku ostatnich lat.



"Assassin's Creed III", co widać po zakończeniu, nie jest ostatnim aktem historii o końcu świata. Co będzie dalej, nie wiemy. Wiadomo za to, że wypełnienie wszystkich zadań zajmie dobre kilkadziesiąt godzin na bieganiu po amerykańskich bezdrożach i skakaniu po dachach historycznego Bostonu. Do tego dochodzi świetna fabuła, wyraziste postaci drugoplanowe i przejmujące bitwy. Co tu dużo mówić – ta gra jest zwyczajnie fascynująca i pokazuje, jak pracowite rzeźbienie jednego pomysłu może doprowadzić go niemal do perfekcji.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ciężkie czasy nastały dla fanów Assassin's Creed. Przy obecnym tempie wydawania dwóch części na rok (AC:... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones