Recenzja filmu

Czarny książę (1994)
Ewa Kania
Caroline Thompson
Alan Cumming
Sean Bean

Końskie perypetie

Tytułowy Czarny Książę to koń, który wiedzie przyjemne, typowo końskie żywot. Sielanka kończy się w momencie, w którym musi zostać sprzedany. Od tego momentu rozpoczyna się jego dorosłe życie i
Tytułowy Czarny Książę to koń, który wiedzie przyjemne, typowo końskie żywot. Sielanka kończy się w momencie, w którym musi zostać sprzedany. Od tego momentu rozpoczyna się jego dorosłe życie i zetknięcie z twardą rzeczywistością, ciężko pracą  i częstym narzekaniem na swój los.

W swoim debiucie w roli reżysera Caroline Thompson serwuje nam typowe familijne kino,  skierowane przede wszystkim do młodszej części widowni. Reżyserka oszczędziła nam zwierząt posługującym się ludzkim głosem, w zamian jednak słyszymy myśli głównego bohatera. Zabieg jak najbardziej na miejscu, dzięki któremu lepiej poznajemy Księcia i lepiej rozumiemy jego problemy. Swoją drogą, wspomniane problemy często przypominają te typowo ludzkie, jak choćby zaloty (niekoniecznie końskie) do klaczy z pobliskiej zagrody.

Trudno napisać coś o aktorach występujących w produkcji. Główne role otrzymały konie. Ich treserzy wykonali kawał dobrej roboty, dlatego też przyjemnie patrzy się na naturalnie wyglądające zwierzęta. Aktorzy w ludzkiej postaci są tu tylko dodatkiem i w taki też sposób prowadzą swe role. Tytułowy Książę w czasie filmu kilkukrotnie zmienia właścicieli, a co za tym idzie, pojawiają się nowe twarze. Nikt nie zagrzewa miejsca na dłużej. Z natłoku postaci najlepiej wypada David Thewlis w roli biednego, ale uczciwego i pracowitego dorożkarza. Przez krótką chwilę na ekranie pojawi się także Sean Bean. Uczestniczy przy porodzie Księcia, by potem zniknąć z ekranu i już na niego nie powrócić. Dlaczego jego nazwisko wymienione jest w początkowej sekwencji filmu jako pierwsze, nie wiem.

Kino familijne rządzi się własnymi prawidłami. W filmach przeznaczonych dla dzieci nawet wśród złych charakterów ciężko dopatrzeć się autentycznego zła. Nawet gdy wszystko zaczyna się psuć, nie tracimy poczucia, iż sielanka za chwilę powróci. I właśnie przez to film reżyserki sporo traci. W żadnym momencie nie poczułem radości, gdy wszystko się układało, ani smutku, gdy coś szło źle. Postacie negatywne są bez wyrazu. Mimo iż film ogląda się przyjemnie, nie wzbudził we mnie najmniejszych emocji. Mam nadzieję, że młodszy widz doświadczy tego, czego ja nie potrafiłem.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones