Recenzja filmu

Dolina cieni (2002)
M.J. Bassett
Dean Lennox Kelly
Hugo Speer

Koszmar wojny

Jeśli mamy przed sobą horror, w którym występuje grupka bohaterów i zmaga się ona z "czymś" strasznym, nie będzie wielkim zaskoczeniem, że będą oni po kolei ginąć, aż do pewnego momentu. Nie
Jeśli mamy przed sobą horror, w którym występuje grupka bohaterów i zmaga się ona z "czymś" strasznym, nie będzie wielkim zaskoczeniem, że będą oni po kolei ginąć, aż do pewnego momentu. Nie będzie więc specjalnym spoilerem poinformowanie czytelnika niniejszej recenzji, że mamy tu do czynienia właśnie z tego typu filmem. Jest to klasyczne rozwiązanie dla horrorów klasy B. Znajdą się tacy, którzy twierdzić będą, iż horror z założenia jest filmem klasy B. Z tę tezą się jednak nie zgodzę - jest kilka chlubnych wyjątków: "Lśnienie", "Inni" czy "Szósty zmysł". Są też horrory klasy B – skonstruowane zgodnie z szablonem – które jednak mają pewne ambicje. Mogą to być ambicje artystyczne (np. "Antychryst") albo dotyczące jakiegoś przesłania (np. "Drabina Jakubowa").

"Dolinę cieni" zaliczyłbym do tej ostatniej grupy. Film można by nazwać horrorem z pacyfistycznym przesłaniem. Nie oznacza to oczywiście, że nie ma w nim krwi i zabijania. Twórcy filmu poza 90 minutami emocji chcą jednak dać odbiorcy materiał do przemyśleń. Umiejscowienie akcji w okopach frontu zachodniego podczas I wojny światowej jest posunięciem niezwykle trafnym. I wojna światowa, która dla Polaków kojarzy się przede wszystkim z odzyskaniem niepodległości, dla zachodniej Europy jest koszmarem. Najkrwawsze w historii ludzkości bitwy (np. Verdun – 700 tys. ofiar), bezlitosna dla żołnierzy z pierwszej linii frontu taktyka oraz głód i zimno męczące miliony istnień ludzkich w okopach to przygnębiające realia tamtego okresu. Horror sam w sobie.
Już pierwsze minuty filmu wprowadzają w nastrój grozy dzięki wyjątkowo dobrej grze aktorskiej (Jamie Bell grający Shakespeare’a potwierdził swoje umiejętności np. 3 lata później w "Moja droga Wendy"), scenografii wiarygodnie tworzącej realia wojny w okopach oraz zaskakująco dobrej muzyce.

W tych okolicznościach poznajemy głównych bohaterów na czele z szeregowcem Shakespearem – młodym idealistą, który widząc bezsens działań wojennych, staje się pacyfistą. Jednocześnie z wiarę w misję, z którą przybył (zaciągnął się mimo nieukończonych 17 lat), traci odwagę i daje się opanować panicznemu strachowi. W takim stanie jego kompania musi ruszyć do ataku, po czym – w skutek działań bitewnych i użycia przez wroga gazu – trafia do prawie opuszczonego okopu wroga i zajmuje go. Następnie przychodzi zmierzyć się z przeciwnikiem. I tu rodzą się trzy pytania. Przede wszystkim, gdzie znajduje się broniony okop – czy za linią frontu, czy w śnie lub urojonej rzeczywistości wywołanej działaniem gazu? Po drugie – jaki jest w takim razie sens jego obrony?  Najważniejszym pytaniem staje się to, kto jest prawdziwym wrogiem, z którym muszą się zmagać bohaterowie. Czy jest to przeciwnik militarny – Niemcy z drugiej strony barykady, Diabeł, nieuchwytne zło, czy może oni sami? Wieloznaczność filmu jest jedną z jego największych zalet.

W szkole nauczony zostałem, że literatura powinna być sztuką zadawania pytań. Dzięki temu otwiera pole do dyskusji. Jestem przekonany, że z X Muzą jest tak samo. "Dolina cieni" w tej kwestii nie zawodzi. Zadaje pytanie, czym jest zło. Na kilka sposobów. Jak dla mnie, to bardzo dobry film.
1 10
Moja ocena:
8
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Nadrzędną wadą filmu Roba Greena pt. "Bunkier SS" (2001) była trywializacja fabuły i podporządkowanie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones